Wtorek z Copa del Rey
Od dzisiejszego wieczora zaczynamy piłkarski maraton z Pucharem Króla. Gdyby patrzeć wyłącznie na sytuację w tabeli LaLiga, minimalnym faworytem był zespół spod Madrytu, ale takie przewidywania bardzo często można wyrzucić do kosza. Po blisko dwóch godzinach, najchętniej całe spotkanie wyrzuciłbym do kosza i usunął ze swojej pamięci. Ćwierćfinałowe spotkanie na Estadio Coliseum Alfonso Pérez zakończyło się wynikiem 1:0 dla Getafe.
Getafe: L. Chichizola - D. Suarez, D. Dakonam, B. Gonzalez, L. Cabrera - F. Portillo (83' S. Cristoforo), N. Maksimović, M. Arambarri, V. Antunes (58' D. Foulquier) - J. Mata, Angel (69' J. Molina)
Valencia: J. Domenech - R. Vezo (64' C. Piccini), Gabriel, M. Diakhaby, A. Latorre - F. Torres, D. Wass, D. Parejo, Lee Kang-in - K. Gameiro (67' D. Czeryszew), S. Mina (46' Rodrigo)
Pierwsze minuty przebiegały w niemrawym tempie. Oba zespoły wyglądały, jakby chciały wybadać grunt i sprawdzić na co stać rywala podczas meczu. Częściej przy piłce znajdowali się goście, ale nie byli w stanie przedostać się pod pole karne Getafe. Jedyne akcje z pierwszej połowy, warte odnotowania były autorstwa Angela. Napastnik gospodarzy nie był jednak zbyt anielski i w ogóle nie sprawił problemów z interweniowaniem Jaume Domenechowi.
W drużynie "Nietoperzy" warto pochwalić występ Koreańczyka Lee Kang-ina, który momentami był bardzo aktywny, przynajmniej w porównaniu do partnerów z zespołu. Chłopak urodzony w roku 2001 jest beneficjentem rozgrywek pucharowych. We wszystkich dotychczasowych spotkaniach wychodził w pierwszym składzie Valencii. Skrzydłowy nie ma prawa pamiętać mistrzostw świata rozgrywanych w jego ojczyźnie (miał skończone niespełna półtora roku w momencie rozpoczęcia turnieju), ale pokazuje dużą pewność podczas gry z seniorami. Wydaje się, że trenerowi Marcelino trafił się talent czystej wody. Nie wiadomo tylko, czy Lee będzie w stanie pokierować swoją karierą w odpowiednią stronę. Ta długa dygresja pokazuje, na jak niskim poziomie stała pierwsza połowa spotkania.
Trener dziewiątej drużyny ligi hiszpańskiej od początku drugiej połowy postanowił wprowadzić pierwszoplanowe postacie swojej ekipy. Wraz ze wznowieniem gry, na boisku zameldował się Rodrigo. Piłkarz mający za sobą epizod w Realu Madryt, niczym wielkim się nie wyróżnił. Mieliśmy za to jeden element, który wyróżniał drugie 45. minuty meczu. Arbiter Jesus Gil Manzano wielokrotnie był zmuszony hamować zapędy na faule. Na przestrzeni 20 minut, sędzia ukarał żółtymi kartkami aż 7 piłkarzy!
Czas pokazał, że najlepszych zmian dokonał trener Getafe. W 69. minucie spotkania ławkę rezerwowych opuścił Jorge Molina i był to strzał w dziesiątkę! Piłkarz urodzony w roku ostatniego medalu Polaków na mistrzostwach świata (By wszystko rozjaśnić - było to w 1982 roku) przechylił szalę zwycięstwa na stronę swojego zespołu. Bardzo dobre dośrodkowanie w wykonaniu Cabrery, które poleciało wprost pod nogi Moliny i pomimo drobnych problemów z przyjęciem piłki, joker w talii Bordalasa umieścił futbolówkę tuż pod poprzeczkę. Okazało się, że było to decydujące trafienie. Getafe jest o krok bliżej od półfinału. By być szczerym - Valencia nadal ma szansę na awans, chociaż dzisiaj nie pokazali nic wielkiego.