Czwartek z Copa del Rey
Czas na ostatni (w tym tygodniu) raport z Pucharu Króla. Na czwartek zaplanowano dwa spotkania. Zespoły rywalizujące dzisiejszego wieczora pozwalały wierzyć na interesujące spędzenie czasu. Drużyny starały się, jak mogły. A niektóre stworzyły naprawdę fenomenalne widowisko. Które spotkanie było tym bardziej pasjonującym? Dowiecie się z tego tekstu.
RCD ESPANYOL - REAL BETIS
Espanyol: R. Jimenez - R. Rosales, L. Marmol, M. Hermoso, Didac Vila - S. Darder, M. Roca, O. Melendo (84' A. L. Moreno) - Leo Baptistao (67' S. Garcia), B. Iglesias, P. Piatti (78' J. Puado)
Real Betis: J. Robles - Z. Feddal, M. Bartra, A. Mandi - A. Barragan, A. Guardado, W. Carvalho, S. Canales, C. Tello (81' D Lainez) - Loren (62' S. Leon), A. Sanabria (86' W. Kaptoum)
Na pierwszy ogień czekał nas pojedynek na RCDE Stadium w Barcelonie, gdzie "Papużki" podejmowały na własnym stadionie Real Betis. Oba zespoły przystępowały do tego spotkania w dość przeciętnej formie, ale minimalnym faworytem byli podopieczni Quique Setiena. Ostatnie starcie z zeszłego miesiąca zakończyło się zwycięstwem Andaluzyjczyków aż 3:1. Pierwsza połowa była jednak dowodem, że mecz meczowi nierówny.
Statystyki pokazywały, jak pewnie przy piłce czuli się zawodnicy z Sewilli, ale optyczną przewagę uzyskiwali gospodarze. Dowodem na to była akcja z 27. minuty. Sergio Darder przebiegł dobre kilka metrów, z piłką przy nodze i oddał futbolówkę znajdując się już w polu karnym. Pablo Piatti próbował uderzać na bramkę w dość ekwilibrystyczny sposób, ale odbiorcą tego zagrania został Borja Iglesias (zbieżność nazwisk z Julio Iglesiasem oraz jego synem, Enrique, zupełnie przypadkowe) znajdujący się na drugim skraju pola karnego. Argentyńczyk popisał się najbardziej nieczystym uderzeniem piłki, jakie świat piłki kiedykolwiek widział. Można jednak zaryzykować tezę, że dzięki takiemu obrotowi wydarzeń, napastnik Espanyolu był w stanie umieścić piłkę do siatki, obok Joela Roblesa, który nie miał już możliwości interweniowania. A co z gośćmi? Oddali jeden celny strzał, o którym tak naprawdę nie ma co pisać.
W drugiej połowie dostaliśmy kolejny powód, dla którego powinniśmy dziękować za VAR. Antonio Sarabia umieścił piłkę w siatce, ale po krótkiej konsultacji, bramka nie została uznana. Powtórki pokazały, że Paragwajczyk znajdował się na pozycji spalonej. Cieszy to, że sędziowie dostali pomoc uniemożliwiającą ewentualne wypaczenie wyniku meczu.
Drużyna "Beticos" nie przejęła się takim obrotem sprawy, tylko wzięła się do poważnej roboty, a efekty przyszły na dziesięć minut przed końcowym gwizdkiem. Kontrę zapoczątkował William Carvalho, a wykończył ją duet napastników. Sanabria, który kilkanaście minut wcześniej był na spalonym, w końcu dopiął swego. Płaskim podaniem po ziemi obsłużył go Sergio Leon i w Barcelonie mieliśmy remis. Ten wynik przybliża Real Betis do kolejnej rundy.
REAL MADRYT - GIRONA
Real Madryt: T. Courtois - A. Odriozola, Nacho, S. Ramos, Marcelo - D. Ceballos (70' Isco), Casemiro (59' M. Llorente), L. Modrić (63' T. Kroos) - L. Vazquez, K. Benzema, Vinicius Junior
Girona: G. Iraizoz - J. Ramalho, P. Alcala (46' B. Espinosa), Juanpe, Muniesa, Raul Garcia Carnero - D. Luiz, Borja Garcia (59' Seung-Ho Paik), A. Granell - A. Lozano (78' Portu), S. Doumbia
Nie było zbyt wiele czasu na rozpamiętywanie tego, co wydarzyło się w stolicy Katalonii, bo trzeba było jak najszybciej przenieść się na Estadio Santiago Bernabeu, gdzie rozgrywany był mecz Realu Madryt z Gironą. Skład wystawiony przez Santiago Solariego pokazywał, że rozgrywki Pucharu Króla nie są traktowane zbyt priorytetowo, bardziej na zasadzie - "fajnie byłoby to wygrać, ale jeśli nam się to nie uda - trudno, nic się nie stało". A szkoda, bo ostatniego zwycięstwa w krajowym pucharze mija 5 lat.
O nastawieniu "Królewskich" wiele mówi pierwsza (naprawdę pierwsza!) akcja ofensywna Girony, zakończona strzelonym golem. Dośrodkowanie Raula Garcii Carnero, a Lozano bez większego wysiłku wpakował piłkę do siatki. Marcelo tą akcją pokazał słuszność dywagacji, co do jego wystawiania na lewej obronie. Brazylijczyk jest idealnym przykładem bocznego obrońcy w nowoczesnym stylu, który potrafi grać do przodu, ale jednocześnie zapomina o swoim głównym zadaniu.
Piłkarz grający na przeciwległym skrzydle defensywy pokazał, że można połączyć grę w defensywie z dobrym włączaniem się do ataków. Alvaro Odriozola stworzył przewagę na prawym skrzydle, zostawił w polu swoich rywali i wystawił piłkę wchodzącemu zza jego pleców Lucasowi Vazquezowi, a ten doprowadził do wyrównania. Goście cieszyli się z prowadzenia zaledwie przez 11 minut.
Real zdołał wrócić na odpowiednie tory przed zakończeniem pierwszej połowy. Vinicius Junior pokusił się o indywidualną akcję, a przerwało ją nieprzepisowe zagranie jednego z obrońców Girony. Jeszcze krótki dialog z wozem i sędzia Alberto Undiano Mallenco wskazał na jedenastkę. A skoro rzut karny, to wykonawcę tego stałego fragmentu gry znamy o każdej porze dnia i nocy. Sposób wykonania rzutu karnego przez Sergio Ramosa jest również powszechnie znany, ale mało kto znalazł na niego sposób. Zespół ze stolicy Hiszpanii odwrócił losy spotkania i objął prowadzenie.
O drugiej połowie warto wspomnieć od 66 minuty spotkania, bo od tego momentu zaczęło się prawdziwe szaleństwo. Marcos Llorente popełnił dwa kardynalne błędy. Pierwszy - w trakcie rzutu rożnego krył... Nacho. Nie przewidzieliście się. Pomocnik Realu pilnował w polu karnym swojego kolegę z zespołu. A drugi, poważniejszy - zagranie piłki ręką skutkujące podyktowaniem kolejnego w tym meczu rzutu karnego. Alex Granell doprowadził do remisu.
"Królewscy" w ostatnim kwadransie wrzucili wyższy bieg i objęli dwubramkowe prowadzenie. Kapitan gospodarzy po raz kolejny pokazał, kto rządzi w powietrzu. Strzałem głową uzyskał kolejne prowadzenie dla swojego zespołu.
Po upłynięciu 180 sekund, wynik na 4:2 ustalił Karim Benzema. Asystą popisała się najjaśniejsza postać w ofensywie, jeśli chodzi o ostatnie mecze w Realu Madryt - Vinicius Junior. Arbiter tego spotkania trochę tonował nastroje zbyt częstym zawierzaniem się VAR-owi. Niektórzy sędziowie przestali ufać swojej własnej intuicji, tylko wszystko sprawdzają dzięki technologii. Gdyby mogli, to zapewne sprawdzaliby to, czy mecz został prawidłowo rozpoczęty. Takie czasy nastały w Hiszpanii, a nam nie pozostało nic innego, jak przyzwyczaić się do takiej rzeczywistości.