Derby Katalonii dla Barcelony
Lubię takie mecze, gdzie mam pewność, że Barcelona wygra, a mimo to rywal nie zamierza odpuszczać ani na chwilę. Taki mecz mieliśmy właśnie dzisiaj, gdzie na Estadi Municipal de Montilivi, Girona podejmowała obrońców tytułu. Jak im poszło?
Składy:
Girona: Bono - Juanpe, Espinosa, Alcala - Fernandez, Granell (86' Paik), Pons, Garcia (70' Luiz), Porro - Stuani, Portu (80' Lozano)
Barcelona: ter Stegen - Alba, Lenglet (77' Vermaelen), Pique, Semedo - Rakitic, Busquets (82' Roberto), Vidal (58' Arthur) - Messi, Suarez, Coutinho
Spotkanie rozpoczęło się od przewagi w posiadaniu piłki przez gospodarzy. Było widać wolę walki i motywację do osiągnięcia jak najlepszego rezultatu. Bardzo się to ceni, szczególnie gdy rywalem jest taka drużyna jak Barcelona. Przed samym meczem obawiałem się, że duet Stuani i Portu będą kluczowym elementem Girony, jednak brakowało im jak i ich partnerom jakości w dograniu, czy też zwyczajnie w pojedynku biegowym, gdzie zdecydowanie odstawali i Jordiemu Albie i Nelsonowi Semedo. Apropo Semedo, to on w 9 minucie po zamieszaniu w polu karnym Girony i krótkiej kopaninie wpakował futbolówkę do bramki, pokonując bezbronnego Bono. Bramka zasłużona, ale jednak szkoda się robiło tej Girony patrząc, że mimo straconej bramki w ogóle nie zatracili ducha walki i szczerze mówiąc, to oni byli bardziej niebezpieczni w swoich akcjach niż Blaugrana.
Mogę Wam podać przykład, gdzie ter Stegen dwukrotnie ratował dupska swojej drużynie. Właściwie to on i Pique, który przy dobitce Stuaniego zachował przytomność i wybił piłkę centymetry przed linią bramkową. Co jeszcze odnośnie pierwszej połowy? Całkiem wyrównana, dużo kartek szczególnie dla Barcelony. Jedna z nich wykluczyła Busquetsa w następnym spotkaniu, ale do kartek przejdę jeszcze później. Były kontrowersje, albowiem mógł zostać podyktowany rzut karny i dla Girony i dla Barcelony. W pierwszym przypadku, obrońca Barcelony ewidentnie pociągnął przeciwnika za koszulkę. W drugim przypadku, strzał Messiego z rzutu wolnego wybił ręką jeden z zawodników Girony. Więc się tak jakby wyrównało.
Po przerwie widzieliśmy praktycznie ten sam obraz, co w poprzedniej połowie. Barcelona robiła tyle ile musiała, zaskakująco mało strzelała w porównaniu do Girony. Słabe spotkanie rozegrał Coutinho, ale tutaj winię raczej Valverde i to, do jakiej gry zmusza on Brazylijczyka. Wspominałem wcześniej o kartkach i nie bez powodu, gdyż drugi żółty kartonik otrzymał Espinosa po wejściu w Vidala. Powtórki co prawda nie pokazywały, jakoby się to kwalifikowało na czerwo, ale decyzja sędziego jest nieodwracalna. Paradoksalnie Girona w 10 stała się jeszcze bardziej niebezpieczna. Bywało miejscami, że Barcelona przegrywała pojedynek 6 vs 3 co kończyło się strzałem na budę Niemca, ten jednak był dzisiaj nieustraszony. Jak mawia klasyk o zemście i niewykorzystanych okazjach, swoją wykorzystał Lionel Messi który w sytuacji 2 na 1 dostał piłkę od Jordiego Alby. Argentyńczyk musiał tylko dobiec do pola karnego i przelobować w swoim stylu bramkarza. Z tą bramką wiążą się dwie ciekawostki. Messi dla Barcelony strzelił dużo wręcz w pizdu bramek. Jednak to trafienie było jego pierwszym golem na stadionie Girony. Druga ciekawostka wiąże się z pewnym polskim akcentem. Spostrzegawczy widz z pewnością zauważył podczas celebracji bramki, flagę fan clubu "Fan Club Barca Polska" na trybunie dla przyjezdnych.
Do końca drugiej połowy zostało jeszcze sporo czasu, ale już nic znaczącego się nie wydarzyło. Barcelona wygrywa to spotkanie klarownie, a Gironie życzę takiej woli walki do końca sezonu i jeszcze dłużej. Czapki z głów dla panów w czerwono - białe pasy.
Girona 0:2 FC Barcelona (9' Semedo, 68' Messi)