Partidazo w wykonaniu Realu Madryt
Real Madryt wygrywa 4:2 z Espanyolem. Wyjazdowe spotkanie, zgodnie z przewidywaniami, poszło po myśli "Królewskich" i chodź nie ustrzegli się kilku małych błędów, to generalnie ich gra wyglądała naprawdę bardzo dobrze. Powoli zapowiada się na to, że sezon może nie jest jeszcze do końca stracony.
Składy:
Espanyol: Diego Lopez; Javi Lopez - Lluis - Hermoso - Didac (Rosales 64'); Darder (Melendo 75') - Marc Roca - Alex Lopez; Leo Baptistao (Piatti 71') - Borja Iglesias - Sergio Garcia.
Real Madryt: Courtois; Carvajal - Varane - Ramos (Nacho 46') - Reguilon; Modrić (Marcelo 76') - Casemiro - Kroos; Lucas Vazquez - Benzema - Vinicius (Bale 64').
Genialny początek w wykonaniu "Królewskich". Podopieczni Solariego podeszli bardzo wysoko, non stop przejmowali piłki, a to zaowocowało już w 4 minucie, kiedy Luka Modrić przeprowadził fantastyczny rajd, uderzył na bramkę, a po interwencji Diego Lopeza, gola z dobitki zdobył Karim Benzema. Na następną bramkę nie musieliśmy czekać długo. Już w 15 minucie swoje dziesiąte trafienie w tym sezonie zdobył Sergio Ramos. Dobra wrzutka Modricia i znak firmowy hiszpańskiego stopera, czyli ze łba.
Żeby nie było tak całkiem kolorowo, po okresie dominacji Realu Madryt, gospodarze w końcu doszli do głosu. Ekipie Rubiego udało się zepchnąć przyjezdnych do obrony i wydaje się, że po tej drugiej bramce Real nieco się rozluźnił. Brak koncentracji został natychmiastowo skarcony. Pomimo, że była to dopiero druga dogodna sytuacja Espanyolu, a do tego wynikała z pierwszej, udało im się strzelić bramkę. Z zamieszania w polu karnym skorzystał Baptistao, który dopadł do futbolówki i huknął z całych sił na bramkę "Blancos".
Po golu na 2:1 "Królewscy" się otrząsnęli i ponownie rozpoczęli szturm na bramkę Diego Lopeza. Tuż przed przerwą udało im się strzelić kolejnego gola. Akcja lewą stroną, Benzema znalazł sobie odpowiednio dużo miejsca w polu karnym i technicznym strzałem, po długim rogu, wpakował piłkę do siatki. Francuz zaczął i skończył strzelanie w pierwszych 45 minutach.
Z czystym sumieniem można powiedzieć, że na przestrzeni pierwszej połowy Real Madryt był dużo lepszy od Espanyolu. Na wyróżnienie zasługują na pewno Benzema i Modrić. Dobre zawody rozgrywali również Ramos i Reguilon. Stoper "Królewskich" nie wyszedł jednak na drugą połowę, bo doznał jakiegoś urazu.
Drugie 45 minut rozpoczęło się podobnie, jak pierwsze. Real znów przycisnął i przez bardzo długi czas gospodarze nie mieli nic do powiedzenia. Bramka na 4:1, autorstwa Garetha Bale'a, wydawało się, kompletnie podcięła skrzydła podopiecznym Rubiego. Walijczyk zanotował wejście smoka i dobrze, że strzelił tak szybko. Najważniejsze żeby po kontuzji jak najszybciej odbudował pewność siebie.
Sytuacja "Królewskich" skomplikowała się w 72 minucie, kiedy Varane dostał czerwoną kartkę. Od tamtej pory gospodarze rzucili się do ataku i to się opłaciło. W 81 minucie świetną piłkę posłał Roca, a równie fantastycznie przyjął ją Rosales i bez problemu wykończył akcję strzałem z woleja, Courtois bez szans. To może być bramka kolejki.
Podsumowując, Real Madryt rozegrał kolejne spotkanie na wysokim poziomie. Nie powinno to nikogo dziwić, bo w ostatnich latach madrycki klub przyzwyczaił nas do tego, że im bliżej do fazy pucharowej Ligi Mistrzów, tym lepiej wygląda gra. Partidazo w wykonaniu Benzemy i Modricia. Świetnie ze sobą współpracowali i zaliczyli też kilka indywidualnych akcji, które mogły cieszyć oko. Średnio zaprezentował się Vinicius, ale przecież ten chłopak ma dopiero 18 lat i nikt nie wymaga od niego, żeby w każdym meczu napędzał ofensywę Realu Madryt. Krótko mówiąc, idzie lepsze i miejmy nadzieję, że maksymalna zwyżka formy przypadnie na spotkania z Ajaxem Amsterdam.