Zapomniany półfinał na remis
Gdy w ostatnich dniach była mowa o Pucharze Króla, wszyscy żyli półfinałem pomiędzy FC Barceloną a Realem Madryt. W cieniu Klasyku na Camp Nou, kilka minut temu zakończył się mecz pomiędzy Realem Betis a Valencią CF. Końcowy wynik to 2:2. Taki rezultat bardziej cieszy zespół z Walencji.
Real Betis: J. Robles - A. Mandi, M. Bartra (10' Javi Garcia), Sidnei - Joaquin, W. Carvalho, G. Lo Celso, S. Canales, A. Guardado, J. Firpo (80' F. Guerrero) - Loren (78' Jese)
Valencia CF: J. Domenech - C. Piccini, Gabriel, E. Garay, J. Gaya - C. Soler (78' D. Wass), D. Parejo, F. Coquelin (58' G. Kondogbia), D. Czeryszew - Rodrigo, S. Mina (58' K. Gameiro)
Pierwsze minuty to filozofia gry Quique Setiena w czystej postaci. Nie minął jeszcze kwadrans, a gospodarze zdążyli wykonać już dziesięć razy więcej podań od "Nietoperzy" z Walencji. Przyjemnie się oglądało to, jak piłkarze Betisu prowadzili grę na połowie rywala. Pep Guardiola przyklaskiwałby za ten styl! Trzeba jednak wlać łyżkę dziegciu do beczki miodu. Formacja defensywna bardzo się szybko się rozsypała, bo w 10 minucie spotkania boisko opuścił Marc Bartra. Były stoper Barcelony miał nietęgą minę w momencie schodzenia na ławkę, więc nie pozostało nam nic innego, jak czekać na diagnozę lekarzy.
Pierwsza akcja, która zakończyła się celny strzałem miała miejsce w 28. minucie spotkania. Świetnie się zachował Santi Mina, który zastawiał piłkę przed obrońcą i po dokładnym przyjęciu, zagrał na skrzydło do Carlosa Solera. Reprezentant hiszpańskiej młodzieżówki momentalnie zagrał prostopadłą piłkę do Rodrigo, ale na posterunku był Joel Robles.
Oczekiwanie na kolejną akcję podbramkową nie trwało wieczność, a ledwie kilkanaście sekund. Do piłki dośrodkowanej w pole karne Realu Betis jako pierwszy dopadł Ezequiel Garay, a ten przedłużył piłkę do Santi Miny. Napastnik Valencii trafił zaledwie w poprzeczkę. Od tego momentu, mecz nam się rozkręcił na dobre!
Z prawego sektora boiska świetnym dośrodkowaniem popisał się Sergio Canales, a Andres Guardado był bliski wykorzystania fatalnego ustawienia obrony we własnym polu karnym. A gdy wszyscy byli przekonani, że na przerwę zejdziemy z bezbramkowym remisem, decydującą akcją pierwszy połowy okazał się kolejny rzut rożnym, tym razem wykonywany przez gospodarzy. Krótko rozegrany stały fragment gry, wydawało się, że Sergio Canales wrzucił piłkę za głęboko, ale akcje uratował Sidnei. Brazylijczyk wycofał piłkę, a w polu karnym najrozsądniej zachował się Loren Moron wyprowadzający swój zespół na prowadzenie. Cios na przerwę to najgorsze, co mogło zdarzyć się gościom.
Do bardzo absurdalnej sytuacji doszło na początku drugiej połowy. Joaquin popisał się niezwykle rzadkim zagraniem, z którym kojarzony jest m.in.: Kazimierz Deyna. Blisko 38-letni pomocnik strzelił gola bezpośrednio... z rzutu rożnego! Bramka padła w dużej mierze dzięki fatalnemu ustawieniu bramkarza Valencii. O prawidłowości gola musiał rozstrzygnąć VAR, który zachował się podręcznikowo w tej konkretnej akcji meczu.
Być może jedna z najważniejszych akcji w kontekście całego dwumeczu została rozegrana na 20 minut przed końcowym gwizdkiem pierwszego meczu. Zespół gospodarzy zachowywał się bardzo chaotycznie pod własnym polem karnym i w efekcie bardzo szybko stracili piłkę na rzecz zawodników zespołu Marcelino. Nie można jednak deprecjonować wysokiego pressingu w wykonaniu gości. Kevin Gameiro wrzucił piłkę w pole karne, bliski zastopowania zagrożenia był Junior Firpo, ale większym cwaniactwem popisał się Denis Czeryszew i to Rosjanin został autorem gola kontaktowego. A to nie było ostatnie słowo Valencii w tym meczu.
Znakiem ostrzegawczym dla Realu Betis powinna być kolejna akcja, gdzie w główną rolę wcielił się Czeryszew. Po strzale byłego piłkarza Realu Madryt piłka zatrzymała się na poprzeczce. Prawdziwy szok ogarnął kibiców zgromadzonych na Estadio Benito Villamarin minutę przed ostatnim gwizdkiem sędziego. Bramka wyrównująca padła po akcji dwóch napastników. Rodrigo podawał ze skraju pola karnego, a Kevin Gameiro jedynie dostawił nogę i zapewnił swojemu zespołowi solidną zaliczkę przed rewanżem na własnym stadionie. Francuz był prawdziwym architektem odwrócenia losów spotkania - do strzelonej bramki trzeba doliczyć asystę przy pierwszym golu dla Valencii. A na boisku zameldował się po godzinie gry.