Athletic odrobił pracę domową
Ciężkie dni ostatnio za Barceloną. Dwa remisy kolejno z Valencią i Realem Madryt, a tu jeszcze wyjazd do Kraju Basków, gdzie jak zawsze gra się nie bez problemów. Czy Athletic obroni się przed gigantem? Czy gigant wykorzysta okazję na kolejne punkty na wyjeździe? Zapraszam.
Składy:
Athletic Club: Herrerin - Balenziaga, Martinez, Alvarez, de Marcos - Garcia, Etxebarria, Berchiche, Garcia, Susaeta - Williams
FC Barcelona: ter Stegen - Semedo, Lenglet, Pique, Roberto - Busquets, Rakitic, Vidal - Coutinho, Messi, Suarez
W spotkanie lepiej weszli zdecydowanie gospodarze, którzy postawili i zastawili się mistrzom Hiszpanii. Tradycyjnie już właściwie na swoim boisku stosowali wysoki pressing i agresywną grę, co skutkowało masą fauli i masą kartek. Nie ma się jednak co dziwić, skoro Barcelonie przyszło się mierzyć z graczami, którzy zbierają najwięcej żółtek w lidze. Baskowie byli też bardzo dobrze zogranizowani w liniach obrony i pomocy, przez co nie pozwalali Barcelonie na wiele. A jak to bywa ostatnimi czasy w meczach Blaugrany, pierwszą dogodną okazję stworzył sobie klub z Bilbao, a konkretnie Yuri Berchiche w 12 minucie uderzył na bramkę ter Stegena, moim zdaniem MVP tego meczu, ale o tym za sekundkę. 5 minut później należało się Athletikowi 1:0 jak psu buda, ale na posterunku stanął Super Niemiec, który musiał wykorzystać każdy centymetr jego ciała, by wyjąć piękny podkręcony strzał Susaety. Moim zdaniem, parada sezonu jak nic.
Aha, dla tych którzy liczą na opis bramek, od razu powiem, że takich nie było. Żeby nikt nie marudził.
Ofensywa Athletiku wyglądała dzisiaj bajecznie. Na szczególne pochwały zasługuje Inaki Williams, który nie raz i nie dwa razy sprawiał ogromne problemy obronie Barcelony i nie dziwie się, że statuetka najlepszego piłkarza stycznia, powędrowała właśnie do niego. W 24 minucie to jednak nie on, a Raul Garcia mógł uciszyć fanów Barcy na całym świecie, kiedy popisał się podręcznikową przewrotką, którą równie podręcznikowo, wybił mu z głowy i z bramki Marc Andre ter Stegen i kolejna piękna parada. Jedna z kilku dzisiaj, więc to nie koniec. To nie koniec, ponieważ, skoro bramkarz jest najlepszym zawodnikiem na boisku, to wiedz, że coś niedobrego dzieje się z przodu, gdzie mieliśmy Messiego bez pomysłu na rozegranie, Suareza z wielkimi chęciami, jednak niemożliwe było dzisiaj przejście obrony Bilbao, o Coutinho nie wspominając. Gdyby nie komentatorzy, nie wiedziałbym, że jest na boisku.
Zaledwie dwie minuty później mogło być 1:0 ale dla Barcelony. Sęk w tym, że sędziowie wątpliwej jakości dopatrzyli się spalonego widmo. Piłka po podaniu Messiego wróciła do niego, a ten widząc pustą bramkę po prostu strzelił z 30 metrów. Futbolówka zatrzymała się na poprzeczce. Piękny crossbar challenge, ale my chcemy goli. Zamiast goli dostaliśmy przerwę, gdyż do końca pierwszej połowy, nie wydarzyło się nic ciekawego. A jeżeli już mam cokolwiek pisać o drugiej połowie, to zmieszczę się w tym akapicie bo serio, spotkanie było co prawda interesujące, ale niewiele było akcji godnych opisania. Jedyna która mi zapadła w pamięci, to akcja z 82 minuty, gdzie znów Williams miał gola na złotej tacy, którą jednak trzymał ter Stegen i na niewiarygodnym farcie, po raz n-ty uchronił Barcelonę przed stratą bramki i punktów. Żeby on tak zawsze bronił. Na koniec meczu de Marcos otrzymał jeszcze czerwone czerwo i spotkanie dobiegło końca. Jako ciekawostka, ostatni bezbramkowy remis Barcelony miał miejsce 11 lutego 2018 roku, więc prawie okrągły rok później.
Athletic Club 0:0 FC Barcelona