Blamaż na Santiago Bernabeu
Real Madryt przegrał 1:2 z Gironą, na własnym stadionie. Sytuacja "Królewskich" bardzo się skomplikowała. W tym momencie strata do Barcelony wynosi aż 9 punktów i wydaje się, że kibice "Blancos" mogą jedynie pomarzyć o tym, żeby ją odrobić.
Składy:
Real Madryt: Courtois; Odriozola - Varane - Ramos - Marcelo; Casemiro - Kroos - Ceballos (Mariano 74'); Asensio (Bale 66') - Lucas Vazquez (Vinicius 58') - Benzema.
Girona FC: Bono; Pedro Porro (Lozano 46') - Ramalho - Alcala - Juanpe - Carnero; Pere Pons (Garcia 46') - Douglas Luiz - Granell; Portu (Fernandez 84') - Stuani.
"Królewscy" zdominowali gości w pierwszej części spotkania. Więcej wykreowanych sytuacji, większe posiadanie piłki, lepsze ustawienie w obronie. Nie ma dzisiaj elementu, w którym Real Madryt mógłby ustąpić przeciwnikowi. Co prawda już pod bramką brakowało tego ostatniego podania, ale najważniejsze, że jest pomysł na grę i zaangażowanie. Może to brzmieć dziwnie, bo przecież brzmi to jak oczywistość, ale nie zawsze w tym sezonie oglądaliśmy Real Madryt, który był cały czas skoncentrowany.
Bramkę dla "Blancos" zdobył Casemiro. Najpierw spadającą piłkę wypiąstkował Bono, moim zdaniem to był błąd, bo spokojnie mógł ją łapać. Futbolówka spadła pod nogi Kroosa, który miał mnóstwo czasu, żeby ją sobie dostawić i perfekcyjnie dorzucić w pole karne. Tak też się stało i Casemiro mocnym strzałem głową, po długim rogu, zdobył pierwszą bramkę w tym spotkaniu.
Girona próbowała atakować, ale większość akcji kończyła się na spalonym. Najgroźniejszy strzał miał miejsce sprzed pola karnego, ale piłka minęła słupek o dobre kilka metrów i ostatecznie nic z tego nie wyszło. Nie można jednak spisywać gości na straty, ponieważ widać, że potrafią konstruować dobre akcje, zwłaszcza z kontry.
Jeśli chodzi o "Królewskich", na wyróżnienie zasługują Casemiro, Kroos czy Benzema. Dobre spotkanie rozgrywa również Marco Asensio, który robi wiatr na lewej stronie. Marcelo też daje dużo w ataku, a przy tym nie zaniedbuje obrony, co w jego przypadku ostatnio nie było regułą.
Druga połowa z początku nie zwiastowała niczego więcej, niż widzieliśmy w pierwszych 45 minutach. Real grał swoje, a Girona mogła się jedynie przyglądać. Sytuacja nieco zmieniła się w 65 minucie, kiedy goście otrzymali rzut karny. Ramos chciał się wykartkować w tym spotkaniu, ale na pewno nie w taki sposób. Hiszpan zagrał piłkę ręką w polu karnym, za co został ukarany żółtą kartką. Jedenastkę pewnie wykorzystał Stuani, tym samym doprowadził do wyrównania.
Pomimo zmian na skrzydłach, Real nie był w stanie sforsować defensywy Girony. Mogliśmy oglądać jedynie kilka indywidualnych przebłysków, z których nie wynikło nic specjalnego. 75 minuta to kolejne trafienie gości. Akcja lewą stroną, uderzenia na dłuższy słupek, które broni Courtois, jednak przy dobitce Portu, bramkarz Królewskich był już bezradny. W końcówce Real Madryt był ustawiony niezwykle ofensywnie, ale nie zdołał odrobić już strat. Do tego w 90 minucie czerwoną kartkę, za drugą żółtą, obejrzał Sergio Ramos.
W tym spotkaniu mieliśmy dwie różne połowy. W pierwsze "Królewscy" totalnie zdominowali Gironę, natomiast w drugiej kompletnie zatracili koncentrację, zwłaszcza w obronie. Słono płaci Real Madryt za tę porażkę, bo strata do Barcelony w tym momencie wynosi już 9 punktów i będzie bardzo ciężko ją odrobić. Girona natomiast przełamała passę kilkunastu spotkań bez wygranej.