Słodki deser przed daniem głównym – zwycięstwo Realu
Patrzysz na stroje gospodarzy, myślisz Barcelona. Widzisz stroje gości, myślisz Real Madryt. Jak nic – El Clasico. A no właśnie nie! W ramach rozgrzewki przed zbliżającym się maratonem Klasyków, zespół ze stolicy Hiszpanii przyjechał do Walencji, by zmierzyć się z miejscowym Levante.
Levante UD: Aitor – M. Simon, E. Cabaco, R. Vezo, Róber Pier, Luna – R. Rochina (60' Doukoure), J. Campaña, E. Bardhi (89' Vukcevic) – J. Morales, Roger Martí (73' Dwamena).
Real Madryt: T. Courtois – D. Carvajal, Nacho, R. Varane, S. Reguilón – L. Modrić, Casemiro, T. Kroos (69' Valverde) – Lucas Vázquez, K. Benzema (74' Bale), Vinícius (83' Asensio)
Od pierwszego meczu pomiędzy oboma zespołami zmieniło się bardzo wiele. Spotkanie rozegrane na Estadio Santiago Bernabeu w październiku zeszłego roku było jednym z ostatnich podczas kadencji Julena Lopeteguiego. Z tamtej jedenastki pozostało ledwie pięć nazwisk – Courtois, Varane, Modrić, Casemiro oraz Lucas Vazquez. Dzisiejszego wieczora prawdopodobnie w podstawowym składzie wybiegłby również Sergio Ramos, ale jak wszyscy dobrze pamiętamy – stoper pauzuje z powodu kartek. Santiago Solari różni się pod pewnymi względami. Argentyńczyk stawia przede wszystkim na formę, a nie na nazwiska. Dzięki temu możemy zaobserwować poczynania Sergio Reguilona czy Viniciusa Juniora.
Pierwsze minuty rozegrane na Estadi Ciutat de Valencia pokazywały, że biała maszyna Realu będąca ostatnio w dość przyzwoitej formie zbliża się nieuchronnie do awarii. Znakiem ostrzegawczym powinien być strzał Rogera Martiego, który zatrzymał się na słupku. Najwięcej pracy i okazji do wykazania się miała obrona Realu. Największe problemy sprawiało pilnowanie rywali podczas stałych fragmentów gry. Gospodarze mieli kolejną doskonałą okazję do objęcia prowadzenia, po strzale Robera Piera, ale uderzenie minimalnie minęło bramkę Thibault Courtois. „Los Blancos” obudzili się tylko raz – uderzenie Viniciusa Juniora nie sprawił problemów bramkarzowi gospodarzy. Nastoletni Brazylijczyk był najaktywniejszym graczem, jeśli chodzi o ofensywę Realu. Widać po nim, że futbol nadal go bawi i cieszy się każdą minutą spędzoną na boisku. Czasem za bardzo stawia na walory artystyczne, ale można to potraktować jako błędy młodości. A skoro mowa o pomyłkach, Enis Bardhi popełnił katastrofalny błąd rozpoczynający lawinę złych zdarzeń dla gospodarzy. Macedończyk pod koniec pierwszej połowy zagrał piłkę ręką, więc arbiter po interwencji VAR-u odgwizdał rzut karny. Do piłki podszedł Karim Benzema i Francuz skutecznie wykorzystał jedenastkę. A pierwsza połowa będzie się śniła Martiemu Rogerowi po nocach – Hiszpan obił oba słupki, co jest niewyobrażalnym wyczynem.
Po zmianie stron obserwowaliśmy podobny obraz gry, który zaserwowali nam piłkarze w pierwszej połowie. Trener Levante po tym meczu będzie musiał jakoś dotrzeć do głowy Rogera Martiego, który wykazywał się ogromną determinacją do strzelenia gola, ale brakowało precyzji w wykończeniu akcji. Trzeba jednak pochwalić Paco Lopeza za cierpliwość, jaką się wykazał w stronę napastnika swojego zespołu. Każdy inny szkoleniowiec bardzo szybko schowałby swojego zawodnika na ławkę rezerwowych, ale Marti Roger dopiął swego i dopiero wtedy mógł opuścić murawę. 28-latek zdołał wykorzystać dośrodkowanie z lewej strony i doprowadził do wyrównania. Prawdziwego jokera w swojej talii miał jednak Solari, bo wprowadzony po przerwie Bale okazał się niezwykle istotnym ogniwem. Ważniejszy był jednak Casemiro, który przypomniał sobie o swojej aktorskiej naturze. Brazylijczyk popisał się marną symulką, ale wystarczyło to sędziemu jako pretekst do podyktowania kolejnego karnego. Arbiter wspomógł się jeszcze wozem z VAR-em, więc to w ogóle woła o pomstę do nieba. W końcowych minutach sędzia totalnie stracił kontrolę nad meczem, bo zaczął rozdawać kartki na lewo i prawo. Zarówno Real, jak i Levante kończyli spotkanie w osłabieniu (aczkolwiek gospodarze stracili piłkarza rezerwowego). W lepszych nastrojach stadion opuszczali goście, którzy dopisali sobie kolejny komplet punktów.