Barcelona upokorzyła Real w ich domu
Drugi mecz półfinału Pucharu Króla, pomiędzy FC Barceloną a Realem Madryt. Mecz, który miał potwierdzić, czy Barcelona zostaje dalej królem Pucharu Króla i czy dalej Real Madryt w tym turnieju zostaje małym siusiaczkiem. Mecz, który zweryfikował wszystko.
Składy:
Real Madryt: Navas - Reguilón, Ramos, Varane, Carvajal - Kroos, Casemiro (75' Valverde), Modrić - Vinicius (81' Asensio), Benzema, Lucas (68' Bale)
FC Barcelona: ter Stegen - Alba, Pique, Lenglet, Semedo - Roberto, Busquets (86' Arthur), Rakitić - Dembele (75' Coutinho), Suarez (78' Vidal), Messi
Barcelona potrzebowała dzisiaj albo zwycięstwa, albo jakiegoś wysokiego remisu. Niestety generalnie pierwsza połowa meczu utwierdziła mnie w przekonaniu, że Barcelonie właściwie przestało zależeć na Pucharze Króla. Dlaczego? Ponieważ w pierwszej połowie, zawodnicy Blaugrana nie oddali ANI JEDNEGO CELNEGO STRZAŁU. Wspominałem, że w ataku był Suarez, Messi i Dembele? Co zatem było na plus w pierwszej połowie? Chłopaczek imieniem Vinicius, który robił co chciał w swojej strefie boiska i stanowił bardzo poważne zagrożenie dla bramki Marca-Andre ter Stegena. Osiemnastolatek cierpiał dzisiaj jednak na syndrom Milika - piłka dziwnym trafem jakoś nie chciała wpadać do bramki. A mogła dobre dwa razy, jednak Benzema postanowił zagrać w zbijaka i strzelić w bramkarza, a Vinicius w futbol amerykański i posłać piłkę nad poprzeczką. Wspominałem, że w ataku był Suarez, Messi i Dembele?
Druga połowa tak naprawdę oddzieliła chłopców od mężczyzn. A zrobiła to już 5 minut po wznowieniu boiska, gdzie wynik spotkania otworzył wcześniej wspomniany Suarez, po typowo "Albowym" podaniu od Ousmane'a Dembele, który był dzisiaj nawet jaśniejszy od wielkiego grande Messiego. Real złapał doła, ale nie poddał się bez walki. Próbowali na różne sposoby, jednak ter Stegen miał dziś mecz życia i parady życia, że paluszki lizać. W 67 minucie Vinicius pokazał, że potrafi w Messiego i zatańczył z obroną gości, jednak żeby być Messim, trzeba strzelić w bramkę Panie Junior. A żeby było śmiesznie, dwie minuty później znów Dembele posłał podanie do Suareza, jednak Varane postanowił że ni chu chu i nie pozwoli, by Luis ustrzelił dublet i postanowił sam władować piłkę do siatki.
A żeby było jeszcze zabawniej, w 72 minucie dał o sobie znać P O T Ę Ż N Y dzban Casemiro który bezmyślnie faulował w polu karnym. Do jedenastki podszedł sam Maestro i popsuł plany Varane'a, ośmieszając Navasa strzelając mu Panenkę. Ojakmiszkoda, tak na serio to nie. Real okazał się być frajerem do bicia i słusznie i z wielką przyjemnością ogłaszam, że od dziś mogą się w pełni skupić na nieodpadnięciu z Ligi Mistrzów. Żegnam.
Real Madryt 0:3 FC Barcelona
0:1 50' Suarez
0:2 67' Varane (samobój)
0:3 72' Suarez (karny)