Jak trwoga, to do Messiego - echa meczu Barcelona - Espanyol
Można powiedzieć, że pod względem emocji sportowych, mecze pomiędzy FC Barceloną a Espanyolem na Camp Nou są derbami tylko z nazwy. Od 10 lat "Papużki" nie są w stanie ugrać na stadionie lokalnego rywala choćby punktu, a bilans bramkowy w tym okresie wynosi 37:3 na korzyść "Blaugrany". Mając na względzie te statystyki, oraz to, że Ernesto Valverde wystawił na dzisiejszy mecz galowy skład z Leo Messim i Luisem Suarezem na czele, można było oczekiwać, że dzisiaj dojdzie do prawdziwej strzelaniny. Nic z tego - "Duma Katalonii" męczyła się niemiłosiernie i uratował ją - co za niespodzianka - Messi.
Składy:
Barcelona: ter Stegen - Semedo (59' Roberto), Pique, Lenglet, Alba - Busquets, Rakitić, Arthur (59' Malcom) - Messi, Suarez, Coutinho (82' Vidal)
Espanyol: Lopez - Rosales, Naldo, Lluis, Hermoso, Pedrosa - Victor Sanchez (78' Semedo), Granero, Marc Roca, Melendo (65' Garcia) - Iglesias (64' Wu Lei)
Derby zaczęły się długo przed pierwszym gwizdkiem, a konkretniej - wraz z występem Gerarda Pique w hiszpańskim programie telewizyjnym "La Resistencia" - odpowiedniku talk-show Kuby Wojewódzkiego. Jak wiemy, Katalończyk rzadko szczypie się język, a jeśli jest już w programie o tak specyficznej konwencji, możemy być pewni, że nudno nie będzie.
Oczywiście ta wypowiedź nie spodobała się osobom związanym z Espanyolem, a trener "Papużek" nazwał je "głupotami". Wiadomo jednak, że Pique lubi prowokować, więc nie ma co przywiązywać zbyt dużej wagi do jego słów. Wszystko i tak finalnie weryfikuje boisko, a na nim już tak kolorowo dla Barcelony nie było. Kontrowersyjny dla części kibiców był już dobór podstawowej jedenastki. Wielu fanom "Dumy Katalonii" nie podobało się, że eksploatowany jest Messi, który dopiero co doszedł do siebie po przerwie reprezentacyjnej, a na ławce zasiada Malcom.
Jak pokazała pierwsza połowa meczu - wątpliwości fanów były zasadne. Co prawda Barcelona kontrolowała przebieg gry, jednak nie stworzyła sobie za wiele okazji. Najlepszą sytuację miał własnie Messi, kiedy po podaniu od jednego z pomocników znalazł się właściwie sam przed bramkarzem, jednak nie trafił. Argentyńczyk sprawiał wrażenie, jakby był zdziwiony, że nie znajdował się na pozycji spalonej. Dobrą sytuację miał też Ivan Rakitić, którego strzał sprzed pola karnego minimalnie minął lewy słupek bramki Diego Lopeza. Z takich naprawdę klarownych okazji w pierwszej połowie to by było na tyle. Ofensywa Barcelony wyglądała dość kiepsko, a najbardziej irytował Luis Suarez, który wchodził w bezsensowne dryblingi i miał masę pretensji do swoich kolegów z zespołu.
Druga połowa wyglądała w sumie podobnie jak pierwsza, nie licząc tego, że Barcelona wydawała się być nieco konkretniejsza. Kapitalną sytuację miał Coutinho, jednak uderzył źle. Kilka chwil później Brazylijczyk zrehabilitował się świetnym prostopadłym podaniem do wprowadzonego Malcoma, ale jego rodak uderzył za słabo i Diego Lopez odbił piłkę na rzut rożny. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. W 70. minucie tu przed polem karnym został sfaulowany Messi. "To nie jest najlepsza pozycja do strzelenia bramki z rzutu wolnego" powiedział komentujący ten mecz Leszek Orłowski. Współkomentujący Piotr Laboga odparł, że z reguły kiedy komentator wygłosi takie twierdzenie, to pada bramka. Tak było i tym razem - Messi uderzył precyzyjnie i piłka po głowie wracającego się do bramki Victora Sancheza wpadła do bramki. Bramka niczym z FIFY i mam tu na myśli głównie kuriozalne zachowanie pomocnika Espanyolu.
Chwilę później Clement Lenglet kapitalną interwencją uratował Barcelonę przed stratą bramki, a w 89. minucie wynik meczu został przesądzony. Rakitić zagrał kapitalnie na skrzydło do Malcoma, który wyłożył piłkę Messiemu. Argentyńczyk w swoim stylu z pierwszej piłki kropnął nie do obrony. Chwilę później sędzia zakończył mecz.
Po tym meczu jednak niewiele dobrego można powiedzieć o grze Barcelony. Czujna obrona, dobra zmiana Malcoma i geniusz Messiego. Zdecydowanie więcej jest negatywów - forma Suareza i Coutinho, niewidoczny Arthur, brak szybkiego zamknięcia meczu ze słabym rywalem. Valverde ma nad czym myśleć, jednak za wiele czasu mu nie zostało, bo najważniejsze mecze w sezonie zbliżają się wielkimi krokami...