Kryzysu nie da się wymazać kredkami - echa meczu Valencia - Real Madryt
Jeśli ktoś myślał po dwóch zwycięstwach Zinedine'a Zidane'a, że już zawsze będzie tak słodko, to dzisiaj ostro się przeliczył. Real nadal jest w kryzysie, ma wiele elementów do poprawy, a francuski trener nie jest cudotwórcą i potrzebuje nowych piłkarzy. Z kolei Valencia podtrzymuje dobrą formę, zdobywa kolejne, cenne 3 punkty i z pewnością będzie się liczyć w walce o Ligę Mistrzów do samego końca.
Składy:
- Valencia: Neto – Wass, Garay, Diakhaby, Gayá – Soler (81. Ferrán Torres), Parejo, Kondogbia, Guedes (75. Czeryszew) – Rodrigo, Gameiro (85. Santi Mina)
- Real Madryt: Navas – Odriozola Arzallus, Varane, Ramos, Marcelo – Modrić, Casemiro, Kroos (66. Isco) – L. Vázquez (79. Mariano Díaz), Benzema, Asensio (66. Bale)
Pierwsza połowa tego meczu, to była po prostu jakaś masakra. Trudno mi to ładniej opisać. Real nieudolnie sunął pod bramkę, próbował wykreować jakąś sytuację, ale nic konkretnego z tego nie wynikło. Nieco konkretniejsza była Valencia i to jej udało się zdobyć bramkę w pierwszej połowie. W 35. minucie Goncalo Guedes pokonał Keylora Navasa, po ładnej wymianie piłki z Carlosem Solerem. Do przerwy gospodarze jeszcze przycisnęli i zagrozili kilka razy bramce "Królewskich". Ci nie potrafili odpowiedzieć kompletnie niczym. Długo posiadali piłkę, ale nie przekładało się to na zagrożenie pod bramką. Jeśli chodzi o Valencię, to również jakichś fajerwerków nie było, ale byli po prostu lepsi i zasłużenie prowadzili do przerwy.
W drugiej połowie Real próbował odpowiedzieć, ale nadal nie przynosiło to efektów. Uwagę przykuwał Marcelo, który oddawał strzał za strzałem, ale jeśli mógł on zagrozić jakimkolwiek "Nietoperzom", to raczej jakimś latającym poza stadionem. Neto przy każdym z tych strzałów, mógł spokojnie patrzeć jak piłka sobie leci, wysoko nad bramką. W 74. minucie Valencia popisała się kontrą, w której ruszyło 4 jej piłkarzy, a Real Madryt miał 2 obrońców w polu karnym. Gospodarze jednak przekombinowali. Najpierw Rodrigo Moreno wyrzucony na skrzydło nie mógł oddać strzału, podał do Kevina Gameiro, a ten również nie zdecydował się na strzał, tylko odegrał piętą do Solera, który został powstrzymany. Dodatkowo powtórki pokazały, że pomocnik Valencii był na spalonym.
Nadziei na uratowanie tego meczu przez Real za bardzo nie było, a całkowicie padły w 85. minucie, kiedy Ezequiel Garay wykorzystał dośrodkowanie Daniego Parejo i po strzale głową nie dał szans Navasowi. Valencia wyszła na prowadzenie 2:0, po prostu na to zasłużyła. W doliczonym czasie mieliśmy jednak jeszcze zwrot akcji. Najpierw sędzia podyktował rzut karny dla Realu, ale zmienił decyzję, bo powtórki pokazały, że Sergio Ramos był na pozycji spalonej, w momencie kiedy został sfaulowany. W 93. minucie honorowe trafienie zaliczył Karim Benzema. Wykorzystał dośrodkowanie Luki Modricia z rzutu rożnego i pokonał Neto, po strzale głową.
Jeśli ktoś liczył na remis, to łudził się tylko przez sekundy. Zaraz po trafieniu Benzemy zabrzmiał końcowy gwizdek... I dobrze, bo Real nie zasłużył w tym meczu na żadne punkty. Jedyne co może cieszyć, to Raphael Varane i Marcelo, którzy zagrali nieco lepiej, niż przyzwyczaili w tym sezonie. Mały plus można oczywiście przyznać też Benzemie, za kolejnego gola. Ogólnie, ten mecz po prostu potwierdził, że Zinedine Zidane nie jest cudotwórcą. Oglądanie Realu pewnie będzie męczące do końca tego sezonu. Latem "Zizou" będzie mógł dokonać wzmocnień i dopiero wtedy będziemy mogli oczekiwać poprawy.
Valencia - Real Madryt 2:1 (1:0)
Guedes 35', Garay 85' - Benzema 90+3'