Keylor Navas i Real Madryt - czy ten związek będzie trwał?
Keylora Navasa kibice Realu Madryt powinni momentami błogosławić bardziej niż wokalista Toto deszcze w Afryce. Jakie plany ma Kostarykanin? Co zrobi on po zakończeniu sezonu 2018/2019? Powoli będziemy poznawali na to pytanie odpowiedź. Ale należy tu położyć akcent na słowo „powoli”.
Teraz jednak wielu ludzi uważa, że coś się skończyło. Real sprowadził Thibauta Courtoisa, coraz częściej będzie do sytuacji, kiedy ojciec Zinedine będzie starał się zbudować swojego syna, Lukę. A na wypożyczeniu jest jeszcze Andrij Łunin. Gdzie w tym wszystkim miejsce dla Kostarykanina? Cóż, sam bramkarz takowe dla siebie widzi. Oto, co powiedział po meczu z Valencią (niestety dla Realu, przegranym):
To trudny czas, rok, który nie potoczył się tak, jak liczyliśmy, że się potoczy. Ale trzeba się z tym zmierzyć. Mam nadzieję, że nauczymy się czegoś na błędach popełnionych w tym sezonie. Wtedy będziemy mogli cieszyć z tego, na co ten klub zasługuje (w domyśle: największe trofea – przyp. red.). Jeśli o mnie chodzi – to powiem, że jeżeli trener powie, że mam odejść z Realu, to zrobię to. Ale na ten moment jest związany z Realem umowę i tu jest moja teraźniejszość.
Nie widać, aby miał zatem ochotę odchodzić z Realu. Jest przeciwieństwem Garetha Bale’a pod kątem jednoczenia się z drużyną, ale łączy ich jedno – obaj w Madrycie chcieliby zostać. Cóż, nikt nie będzie przecież rezygnował z tego klubu, każdy piłkarz chce grać na Bernabeu.
A co mówią Internety? Kibice wciąż – w porównaniu z młodym Zidane’em – chwalą umiejętności swojego starszego bramkarza. Należy choćby do nich choćby skoczność Keylora Navasa. W dodatku wczoraj Real został przez niego kilka razy uratowany i utrzymywał ich na Mestalla w grze (OK, na wynik to się średnio przełożyło). Liczby nie kłamią:
Wczoraj przydarzyła się w końcu jednak pierwsza porażka. I akurat Keylor nie powinien mieć do siebie pretensji. Nic dziwnego, że z klubu odchodzić nie chce…