
Benzema sam nic nie zdziała - Echa meczu Leganés vs Real
32. kolejkę LaLiga kończyliśmy w Leganés, gdzie zawitał Real Madryt. Gospodarze po dwóch ligowych zwycięstwach i remisie, utrzymują bezpieczną przewagę 10 punktów nad strefą spadkową. Podopieczni Mauricio Pellegriniego nie wspominają najlepiej meczów przeciwko "Królewskim". Benzema i spółka wyeliminowali ich z tegorocznej edycji Copa del Rey. Dzisiaj wszyscy sympatycy Leganés, którzy wypełnili trybuny po brzegi, liczyli na rewanż.
Składy:
- Leganés: Cuellar- Silva, Siovas, Omeruo, Bustinza, Nyom- Eraso (71' El Zhar), Perez, Vesga (85' Recio)- Braithwaite, Carrillo (65' En-Nesyri)
- Real Madryt: Navas- Marcelo, Nacho, Varane, Carvajal- Modrić, Casemiro, Valverde- Asensio (81' Bale), Benzema, Isco (77' Vazquez)
Jak można się było spodziewać, gracze Realu nie zamierzali ani na chwilę oddać piłki swoim rywalom. Przez pierwsze pięć minut Carvajal i Varane rywalizowali ze sobą o to, kto pośle dokładniejsze podanie do Benzemy. Trzeba przyznać, że wychodziło im to całkiem nieźle, bowiem Francuz z łatwością opanowywał lecące w jego kierunku piłki. Niestety osaczony przez kliku rywali, nie miał nawet miejsca do oddania strzału. Goście szybko zorientowali się, że taktyka "na chaos" nie jest najlepszym sposobem na zdobycie bramki i zaczęli długotrwałe wymiany krótkich podań. Jedyne, co dzięki temu zyskali, to jeszcze większe posiadanie piłki. Natomiast groźnych akcji pod bramką Cuellara było jak na lekarstwo. Real nie miał pomysłu na rozmontowanie szczelnie ustawionej defensywy gospodarzy.
Nieudolność podopiecznych Zidane'a postanowili wykorzystać piłkarze Leganés. Tuż przed przerwą doszło do zamieszania w polu karnym "Królewskich". Obrońcy Realu nie potrafili wybić piłki, do której dopadł Braithwaite. Duńczyk podał przed szesnastkę do Silvy, który technicznym strzałem pokonał Navasa. Senna pierwsza połowa zakończyła się zatem mocnym akcentem.
Już na samym początku drugiej części meczu przypomniał o sobie gość, który w tym sezonie przeżywa drugą młodość. Modrić posłał dokładne podanie w pole karne, gdzie doskonale odnalazł się Benzema. Pierwszy strzał Francuza został wybroniony, natomiast na dobitkę bramkarz nie mógł już nic poradzić. Mieliśmy remis i zabawa rozpoczęła się od nowa.
Goście uznali, że remis z Leganés biorą w ciemno i po zdobyciu wyrównującego gola, postanowili wrócić do swojej gry z pierwszej połowy. Nic nie wnoszące wrzutki i wymiany podań w środkowej strefie boiska dobitnie prezentowały brak jakiegokolwiek pomysłu na przejście defensywy rywali. Do rozgrywania piłki cofał się Benzema, co skutkowało tym, że w polu karnym brakowało zawodnika, który mógłby wykończyć akcję. Francuz musiał jednak pracować dzisiaj za Isco oraz Asensio, którzy byli zupełnie niewidoczni i Zidane musiał zdjąć ich z boiska.
Im bliżej było 90. minuty, tym większy uśmiech rósł na mojej twarzy. Sędzia postanowił przedłużyć moje cierpienia o trzy minuty, podczas których, jak przez większość meczu, nie wydarzyło się nic ciekawego. Defensywnie grające Leganés w połączeniu z bezradnym w ofensywie Realem to mieszanka tylko dla kibiców o mocnych nerwach. Jak dobrze, że już jutro Liga Mistrzów.