Barcelona w cieniu beniaminka - Ernesto Valverde może liczyć dni...
Cud na Estadio Nuevo Los Cármenes, starcie Dawida z Goliatem - określeń na spotkanie Granady z Barceloną jest naprawdę wiele, lecz wszystkie stawiają "Dumę Katalonii" w cieniu. Prowadzony przez Ernesto Valverde zespół, znów został stłamszony, a Hiszpan może mieć powody do niepokoju...
Granada 2:0 Barcelona (2' Azeez, 65' Vadillo)
Składy:
Granada: Silva - Diaz, Duarte, Sanchez, Neva - Herrera (83' Gonalons), Azeez, Montoro - Machis (62' Vadillo), Puertas, Soldado (58' Fernandez)
Barcelona: Ter Stegen - Semedo, Pique, Lenglet, Firpo (46' Fati) - Rakitić (62' Vidal), de Jong, Roberto - Perez (46' Messi), Griezmann, Suarez
Panie Ernesto - Panu już podziękujemy, zdaje się mówić co drugi kibic "Dumy Katalonii". Spotkanie rozgrywane w Granadzie miało pokazać, czy przeciętne starcie z Borussią Dortmund było wypadkiem przy pracy, czy kryzysem, który niespodziewanie zapukał do wrót Camp Nou. Mecz z beniaminkiem bezapelacyjnie wykluczył pierwszą tezę, potwierdzając, że Barcelonie nie jest w stanie pomóc nawet Leo Messi. Argentyński gwiazdor wreszcie powrócił po kontuzji, meldując się na boisku już w 46. minucie spotkania. Wprowadzenie lidera "Blaugrany" nie przyniosło jednak wielkich zmian. Problem Barcelony istniał gdzie indziej. Piętą achillesową w spotkaniu z Granadą było wyprowadzenie piłki z własnej połowy, co zespołowi formatu "Dumy Katalonii" nie miało prawa się przydarzyć. Tym bardziej w spotkanie z beniaminkiem LaLigi, który do najwyższej klasy rozgrywkowej trafia po przetrwanie. Nie inaczej było przecież w niedawno rozgrywanym starciu w Pampelunie. Miejscowa Osasuna również odebrała punkty mistrzowi Hiszpanii, lecz tamto spotkanie było okraszone nieco większym szczęściem.
Wówczas na ratunek przybył 16-letni Ansu Fati. Urodzony w Gwinei Bissau gracz - dziś również miał być lekiem na wszelkie niepowodzenia Barcelony. Ernesto Valverde z usług młodego Hiszpana skorzystał już na początku drugiej odsłony, lecz spotkanie w rozgrywane w Granadzie skończyło się dla 16-latka jedynie pojedynczymi przebłyskami. Kwartet Ansu Fati, Leo Messi, Luis Suarez i Antoine Griezmann wyszli na beniaminka z podniesioną gardą, broniąc się przed kolejnymi atakami rywala. Tak nastawiona ofensywa nie może myśleć o strzelaniu bramek, tym bardziej, gdy za ich plecami dzieją się niestworzone rzeczy. Wszystko co złe rozpoczęło się wraz z pojawieniem się na boisku Arturo Vidala. Pierwszy kwadrans drugiej odsłony stał pod znakiem dominacji gości, lecz marzenie o chociażby jednym punkcie prysło wraz z wejściem Chilijczyka. 32-latek już w pierwszym kontakcie sprokurował rzut karny - w bezmyślny sposób zagrywając piłkę ręką. Futbolówkę ustawioną na 11. metrze na gola zamienił Alvaro Vadillo - prowadząc swój zespół do niemożliwego. Po bramce Ramona Azeeza z drugiej minuty spotkania, Granada wygrała je 2:0, odsyłając giganta z kwitkiem.
Vidal's first touch gives away a pen 🙆🏻♂️😂
— Hajj Pharis (@hajjpharis) September 21, 2019
Bierność w obronie, bierność w pomocy, bierność w ataku. Trudno znaleźć inne stwierdzenia opisujące dzisiejszą grę Barcelony, która została całkowicie stłamszona przez mizerniejszego rywala. Zaledwie jeden celny strzał na bramkę zanotowany po przerwie był idealnym podsumowaniem wyjazdu do Andaluzji, o którym Ernesto Valverde będzie chciał jak najszybciej zapomnieć. A wszystko to z nadzieją, że w tamte strony jeszcze wróci.
Celne strzały Barcy w 1 poł. na wyjazdach:
— Filip Kłos (@FilipasFCB) September 21, 2019
z Granadą: ZERO
z Borussią: ZERO
z Osasuną: ZERO
z Bilbao: JEDEN
Łącznie jeden celny strzał... 🤨 Coś się... Coś się popsuło. #LaZabawa #GraFCB
Ostatni raz tak gównianą Barcelonę widziałem... we wtorek.
— Maciek Krawczyk (@DissBlaster) September 21, 2019