Chińczyk przejął Katalonię!
Nie wszyscy pewnie pamiętają o tym, że w Barcelonie gra nie tylko Barcelona. Jest jeszcze Espanyol, który swojemu sąsiadowi zza miedzy co prawda nie dorasta do pasa, ale jednak za każdym razem oddaje diabłu duszę, żeby tylko naprzykrzyć rywalowi w życiu. Dzisiaj ponownie się chłopaki postarali, co... przyniosło skutek w wersji chińskojęzycznej! Uczcie się chińskiego.
Składy:
- Espanyol: Diego Lopez - Javi Lopez, Naldo, Espinosa, Vila - Gomez (62. Vargas), David Lopez (67. Iturraspe), Roca, Melendo (74. Wu Lei) - Calleri, Darder
- Barcelona: Neto - Roberto, Pique, Lenglet, Alba - Busquets - Rakitić (46. Vidal), de Jong - Messi, Suarez, Griezmann (80. Semedo)
Jeżeli ktoś wystawia na Barcelonę trzech gości z nazwiskiem Lopez, to wiedz, że coś się będzie działo. W dodatku derby stolicy Katalonii sędziował ten sam arbiter, który prowadził dwa ostatnie spotkania tych ekip - nijaki Carlos Del Cerro Grande. Prestiż tego pojedynku wzmacniały nawet nie kwestie podejścia do regionu, tożsamości i chęci niepodległości, ale fakt, że Espanyol zajmował ostatnie, a "Blaugrana" pierwsze miejsce w tabeli LaLiga.
Dlatego zgodnie z oczekiwaniami goście z Barcelony nie byli w stanie zdziałać niczego konstruktywnego pod bramką Diego Lopeza. Nic. Serio. Nie było strzałów, akcji, zero. Był to typowy hiszpański mecz - pełen walki, z małą liczbą składnych akcji. Nie to, co w Szkocji. Espanyol był naprawdę bardzo dobrze zorganizowany, czasem nawet wymienił więcej niż trzy podania bez straty, za co należały im się ogromne oklaski. A Gerardowi Pique wielkie gwizdy. Za co? Za to, że jest Gerardem Pique. Za całokształt, na który składa się m.in. tekst, że sam posiada więcej hajsu niż cały Espanyol budżetu na transfery.
Gospodarze prawie nie mieli futbolówki przy nodze, ale oczywiście wyszli na prowadzenie, tak to już w piłce bywa. W 23. minucie wykonywali rzut wolny, Marc Roca dośrodkował, a David Lopez (mówiłem, że te Lopezy to klucz!) głową umieścił piłkę w siatce. Był to pierwszy strzał celny, na który Barca nie odpowiedziała niczym przez kolejne 17 minut. Dopiero w ostatnich pięciu minutach przycisnęli, Lionel Messi groźnie... główkował, a Luis Suarez trafił - po ładnym dryblingu - w słupek.
12%-88% w posiadaniu piłki. 1:0 dla Espanyolu
— Mateusz Doniec (@DoniecMati) January 4, 2020
38 minut bez strzału z najgorszą drużyną w lidze. Valverde, Ty skurwysynu, naprawdę nie masz odrobiny godności. To Barcelona, a nie twój Olimpiakos Pizdeus. Wypierdalaj
— Arthur Morgan (@MateoVeb) January 4, 2020
Akurat sprostuję - oddali strzał krótko po straconym golu, ale zagrożenia faktycznie żadnego nie było. Tak czy siak humory dotyczące osoby Ernesto Valverde nadal pozostają takie same.
Oni nawet jak na wyjazd jadą metrem to muszą grać typowy gówniany mecz wyjazdowy.
— michał zawada (@michal_zawada) January 4, 2020
Gdybyśmy tylko mogli mieć chociaż na ławce jakiegoś kreatywnego pomocnika. Ale skąd go wziąć? ;)
— CruyffistaPL (@CruyffistaPL) January 4, 2020
I wtedy wszedł on - Wu Lei Arturo Vidal. Zmienił Ivana Rakiticia, który potykał się o własne nogi i od razu przyniosło to efekt. Co prawda Chilijczyk nie miał żadnego wymiernego wkładu w gola, którego w 50. minucie zdobył Suarez, ale teorie spisowe zawsze są spoko. Dobrze dysponowany do tej pory Bernardo Espinosa postanowił pokryć Urugwajczyka metodą na radar, zostawiając mu jakieś 5 metrów placu, dzięki czemu ten na wielkim spokoju wykorzystał precyzyjne dogranie Jordiego Alby, dla którego była to dopiero pierwsza asysta w tym sezonie. No i dobre. A nawet lepiej niż dobre - bo ten Vidal serio dał skutek... W 59. minucie wyprowadził Barcę na prowadzenie, zdobywając swoją szóstą bramkę w sezonie, nie po raz pierwszy ratując dupę Valverde! Asystę zewnętrzniakiem dał Suarez.
Vidal pij ze mną kompot
— Dziechu (dziechi) (@BDziechu) January 4, 2020
Tak to się turlało w tej Barcelonie. Vidal z Suarezem grali pierwsze skrzypce i wydawało się, że przyjezdni z daleka nie będą musieli martwić się o komplet punktów. Ale potem się porobiło... W 75. minucie drugą żółtą kartkę zobaczył Frenkie de Jong, co prawie natychmiastowo mogło poskutkować golem wprowadzonego minutę wcześniej Chińczyka z Espanyolu, Wu Leia - jego główka została jednak fantastycznie wybroniona przez Neto. Gospodarze byli trochę chaotyczni, ale nie można było im odmówić ambicji i chęci wyrównania, choć "Blaugrana" miała więcej jakości. W 87. minucie Suarez przegrał pojedynek sam na sam z Diego Lopezem, a mógł zamknąć mecz. Nie zrobił tego i wtedy...
Wu Lei wyrównał! Chiny górą! Ino Wielki Mur! Fan klub Chińczyka w Polsce po raz kolejny rozrósł się!
Król jest jeden. pic.twitter.com/bA4xZWn9U5
— Kuba Polkowski (@kubapolkowski) January 4, 2020
WU LEI
— Mateusz Święcicki (@matiswiecicki) January 4, 2020
WU LEI
WU LEI
#lazabawa
WUUUUUULEEEEEEEJ. Popłakałem sei
— Jakub Milczarek (@Mirczal21372137) January 4, 2020
Wu Lei pewnie myśli, ze ma pierwszy moment chwały w Polsce. Oj chłopaku, trochę cię ominęło.
— Tomasz Cwiakala (@cwiakala) January 4, 2020
Nijaki Paris Platynov zapewne odpalał fajerwerki w domu po tym, jak Lei uratował ostatni zespół LaLiga w derbach miasta z liderem tej samej ligi. Było grubo, gospodarze walczyli do samego końca i mentalnie zasłużyli na ten remis. A Valverde... cóż, jednak nie Vidal okazał się zmiennikiem miesiąca...