Inauguracja z chaosem w tle

W ten weekend wróciła klubowa piłka na najwyższym poziomie, bo za nami inauguracja nowego sezonu LaLiga. Trzeba jednak zaznaczyć, że za nami niepełna kolejka - na boisku nie pojawili się piłkarze gigantów hiszpańskiej piłki: Realu Madryt, Barcelony, Atletico Madryt oraz Sevilli. Z naszej perspektywy jest jednak co opisywać - w końcu po czterech latach ekscytowaliśmy się występem polskiego piłkarza z pola. Dodatkowo władze hiszpańskiej federacji piłkarskiej oraz ligi nie pozwalały o sobie zapomnieć, bo wciąż dochodzi do przepychanek pomiędzy zainteresowanymi. 

Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!

MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi. 

Jeszcze na początku tego tygodnia wydawało się, że mecze ligi hiszpańskiej będziemy obserwować codziennie od piątku do poniedziałku. Pierwotnym meczem otwarcia miał być pojedynek Athletiku z Granadą, ale wszystko zmienił czwartkowy wyrok Sędziego Rozgrywek Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej. Wspomniany sędzia przyznał rację federacji w sporze o terminy rozgrywania meczów Primery oraz Segundy i opublikował odpowiednie rozporządzenie. Co z niego wynikało? Zmieniono terminarz dwóch pierwszych kolejek, gdzie pierwotnie ustalono mecze na piątki oraz poniedziałki. To jednak wcale nie oznacza koniec zamieszania, bo organizacja ligowa skieruje wniosek do Krajowej Rady Sportu o tymczasowe zezwolenie na grę w piątki oraz w poniedziałki i taki stan rzeczy ma potrwać do 6 października. Ta data jest niezwykle istotna, bo właśnie na początku października dojdzie do spotkania w sądzie gospodarczym, który ma wydać ostateczny wyrok i posprzątać powstały bałagan. To niejedyne trupy, które są upchane do szafy - znaki zapytania stawiane są również w kwestii powrotu kibiców na stadiony. Optymistyczny scenariusz zakłada, że fani ponownie zasiądą na trybunach wraz z początkiem 2021 roku, ale jest to zależne od jednej rzeczy - kolejnej fali zachorowań na koronawirusa, która jest przewidywana na nadchodzącą jesień.

Moglibyśmy jeszcze wiele napisać o zakulisowych działaniach, ale jesteśmy redakcją portalu o tematyce piłkarskiej i czas skupić się na wydarzeniach sportowych. Pierwszy mecz nowego sezonu rozegrano na najmniejszym stadionie ligi - Estadio de Ipurua w Eibarze. To nowe miejsce pracy dla Damiana Kądziora, który pod koniec sierpnia przeprowadził się do Baskonii. Skrzydłowy reprezentacji Polski przez pierwszą godzinę obserwował mecz z poziomu ławki rezerwowych i mógł mieć wrażenie, że pomylił obiekt. Gospodarze oraz Celta Vigo bardziej przypominali przedstawicieli Championship, bo piłka praktycznie co chwila przelatywała wszystkim nad głowami i nie widzieliśmy zbyt wiele jakości piłkarskiej. Lepsze wrażenie sprawiali zawodnicy Celty, ale nic z tego nie wynikało. A jak wyglądało wejście Polaka na boisko? Były piłkarz Dinama Zagrzeb starał się być aktywny, ale zabrakło wymiernych efektów. Trochę lepsze spotkanie zostało rozegrane w Andaluzji, a dokładniej to w Granadzie. Gospodarze byli skuteczniejsi od Athletiku i to rewelacyjny beniaminek z zeszłego sezonu, po zwycięstwie 2:0, dopisał na swoje konto komplet punktów. A skoro już mowa o beniaminkach, to na koniec soboty byliśmy świadkami zmagań nowego zespołu z Kadyksu. Piłkarze Cadizu będą chcieli jak najszybciej zapomnieć o inauguracji, bo to oni schodzili pokonani po meczu z Osasuną. Klub z portowego miasta pozostawił po sobie dobre wrażenie, ale to goście bezlitośnie korzystali z chwil słabości rywali i wywieźli trzy punkty po zwycięstwie 2:0 i bramkach duetu napastników - Adrián López i Rubén García. 

Na niedzielę teoretycznie zaplanowano sześć spotkań, ale rozegrano zaledwie cztery. Nie doszło do skutku mecze Barcelony z Elche oraz małe derby Madrytu pomiędzy Realem Madryt a Getafe. Jest to związane z tym, że czołowe drużyny LaLiga jeszcze kilka tygodni temu walczyły w europejskich pucharach, a dodatkowo Elche ledwie kilkanaście dni temu zapewniło sobie awans do elity. W efekcie wymienione drużyny otrzymały dodatkowe dni na spokojne przygotowania i zaczną występy w nowym sezonie dopiero od drugiej kolejki, która jest zaplanowana na następny weekend. Z takiego obrotu spraw skorzystali w stolicy Katalonii, bo w sobotę rozegrali jeden z nielicznych sparingów. Głównym celem meczu kontrolnego było to, by Ronald Koeman poznał swoją drużynę podczas grania, bo treningi nie mówią jednak wszystkiego. Obiecujące wejście do drużyny zaliczył Francisco Trincão, chociaż rywalem był zaledwie drugoligowy Gimnàstic Tarragona. Wątek Barcelony zakończymy ciekawostką - dzisiaj mija 31 lat od meczu w Pucharze Zdobywców Pucharów, gdzie Barcelona rywalizowała z Legią Warszawa. W pierwszym składzie "Blaugrany" pojawił się... obecny szkoleniowiec "Dumy Katalonii" czyli Koeman. 

Granie w niedzielę zaczęliśmy w Vitorii, gdzie gra Deportivo Alavés i podejmowało Real Betis. Po dwóch godzinach spędzonych z tymi drużynami, można spokojnie stwierdzić, że znajdzie się wiele sposobów na lepsze spędzenie czasu w niedzielne popołudnie. Z tego meczu zapamiętamy przede wszystkim zwycięski powrót Manuela Pellegriniego na Półwysep Iberyjski oraz niezawodny zmysł trenerski Chilijczyka. O wyniku meczu zadecydował Cristian Tello, który na boisku zameldował się pod koniec meczu i jego strzał z doliczonego czasu gry odebrał gospodarzom jakiekolwiek szanse na zdobycz punktową. Za to w Valladolid mieliśmy do czynienia z tradycją powstałą na przestrzeni ostatnich lat w starciach pomiędzy Realem Valladolid a Realem Sociedad - podziałem punktów. Po dzisiejszym meczu Ronaldo - właściciel Realu Valladolid - będzie musiał poważnie rozważyć zakup nowego bramkarza po popisach Jordiego Masipa. Wychowanek Barcelony nie zdołał interweniować po bardzo słabym strzale z rzutu wolnego, który był wykonany przez dwudziestoletniego Roberto Lópeza i to główny powód, przez który byliśmy świadkami remisu.

Na następny mecz czekaliśmy z wypiekami na twarzy, bo w końcu byliśmy świadkami nowego projektu w Villarrealu. Ciekawy trener na ławce rezerwowych, interesujące transfery, a rywalem był beniaminek z Hueski. Rzeczywistość okazała się być brutalna dla zespołu prowadzonego przez Unaia Emery'ego, bo to goście objęli prowadzenie pod koniec pierwszej połowy. Punkt został uratowany za sprawą rzutu karnego wykorzystanego przez Gerarda Moreno, ale jest jeszcze wiele elementów do poprawy w szeregach "Żółtej Łodzi Podwodnej" i ratunkiem jest czas, który będzie działał na korzyść Villarrealu. Na deser dostaliśmy derby Walencji, chociaż to cud, że ten mecz w ogóle został rozegrany. Wszyscy dobrze pamiętają wyprzedaż przeprowadzoną przez Valencię i chociaż wyjściowy skład nie wygląda tragicznie, to Javi Gracia ławkę rezerwowych skompletował już głównie z wychowanków i to jedyny ratunek, że "Nietoperze" miały kadrę składającą się z osiemnastu piłkarzy. Budżet tego utytułowanego klubu jest w opłakanym stanie, bo najwyraźniej nie starcza nawet na autokar. Nie ma po prostu innego wyjaśnienia sytuacji, że gospodarze stracili bramkę już w 35 sekundzie meczu. Peter Lim być może wydał te pieniądze na karuzelę, po tym co uświadczyliśmy w pierwszej połowie - Levante obejmowało prowadzenie, a Valencia za każdym razem doprowadzała do wyrównania. "Nietoperze" ostatecznie zostały nagrodzone za swoją postawę w końcówce spotkania, bo na przestrzeni ostatniego kwadransa przeciągnęli szalę zwycięstwa na swoją korzyść za sprawą dwóch trafień Manu Vallejo. 

Autor

Mikołaj Krzywkowski

Krzywy94