Znamy finalistów Pucharu Króla!
Po bataliach w Lidze Mistrzów, przyszedł czas na rozegranie potyczek decydujących o tym, kto zamelduje się w finale Pucharu Króla. Na Camp Nou naprzeciw siebie stanęły Barcelona i Sevilla. Przed Katalończykami stało naprawdę ciężkie zadanie, bo musieli odrobić dwie bramki straty z pierwszego spotkania rozgrywanego w stolicy Andaluzji. Nie obyło się bez emocji, ale podopieczni Koemana zdołali wybrnąć z niekorzystnej sytuacji i awansowali do finału. W drugiej rywalizacji górą był Athletic Bilbao, więc starcie finałowe przypomni nam niedawno rozgrywany mecz w finale Superpucharu Hiszpanii.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
FC BARCELONA - SEVILLA FC 3:0 (Dembele 12', Pique 90+4', Braithwaite 95')
Barcelona: ter Stegen - Mingueza (Firpo 78'), Pique, Lenglet - Dest (Griezmann 63'), F. de Jong, Busquets (Moriba 78'), Alba - Pedri (Braithwaite (89')- Messi, Dembele (Trincao 89')
Sevilla: Vaclik - Vidal (Jesus Navas 54'), Kounde, Diego Carlos, Acuna (Rekik 54')- Jordan (Munir 106'), Fernando, Oliver (Ocampos 62')- Suso (Gomez 79'), L. de Jong (Rakitić 54'), En-Nesyri
Barcelona grająca na trzech środkowych obrońców? No trzeba przyznać, że jest to dość niecodzienny widok. Na takie rozwiązanie zdecydował się dziś Ronald Koeman. Oczywiście miało to związek z koniecznością gonienia wyniku i równoczesną chęcią względnego zabezpieczenia swojej bramki przed kontratakami. Trzech defensorów pozwalało na zachowanie bezpieczeństwa, a dodatkowo uwalniało Albę i Desta pozwalając im na częstsze oraz intensywniejsze ataki.
Gospodarze zaczęli ten mecz wręcz idealnie. Już po kilkunastu minutach wyszli na prowadzenie, a dobrze wiemy, że jak najszybsze zdobycie pierwszej bramki jest bardzo ważne przy odrabianiu strat. W tamtej sytuacji swoją ogromną jakość pokazał Ousmanne Dembele. Francuz znakomicie uderzył piłkę z dystansu i Jan Vaclik nie miał żadnych szans. Pierwsza połowa była grana zdecydowanie pod dyktando Barcelony. Na dodatek, obrona "Dumy Katalonii" generalnie nie przeciekała i bardzo często ataki rywala gasiła w zarodku. Do przerwy jednak nie oglądaliśmy więcej bramek i Sevilla delikatnie zbliżyła się do awansu do finału.
Na razie 1:0. To jest Barcelona, jaką chce się oglądać. #BarcaSevilla
— Rafał Wolski (@rwolski75) March 3, 2021
Po zmianie stron gra wyglądała bardzo podobnie, a duże wrażenie mogło robić to, jak szybko podopieczni Ronalda Koemana odbierają piłkę graczom z Andaluzji. Często było tak, że zawodnik Sevilli ledwo przyjmował piłkę na własnej połowie, a już po chwili był otoczony przez kilku zawodników Barcelony. Taka gra przynosiła efekty w postaci częstych obiorów blisko bramki i prób dośrodkowań w pole karne. Problemem było jednak to, że po tych dośrodkowaniach było naprawdę niewiele zagrożenia, ale gdy już wrzutka była dokładna, to naprawdę się działo. Raz Dembele świetnie dograł do Jordiego Alby i po uderzeniu Hiszpana piłka trafiła w poprzeczkę.
Te ataki Barcelony mogły zdać się na nic około kwadrans przed końcem. Bowiem wtedy Sevilla dostała rzut karny. Do niego podszedł Lucas Ocampos, ale nie zdołał zamienić go na bramkę. Świetnie w tej sytuacji zachował się Marc-Andre ter Stegen i bardzo pewnie wyłapał piłkę. Od tego momentu zaczęła się prawdziwa nawałnica na bramkę Vaclika. Oglądaliśmy masę uderzeń chociażby ze strony Messiego, ale nie przynosiły one gola. W międzyczasie czerwoną kartkę obejrzał pomocnik gości, Fernando. Do wyrównania potrzebny był udział obrońcy. W ostatniej akcji meczu Antoine Griezmann znakomicie dograł do Gerarda Pique, a ten strzałem głową umieścił piłkę w siatce. Zatem czekała nas dogrywka.
Dodatkowe 30 minut zapowiadało się bardzo dobrze dla kibiców "Barcy". Ich ulubieńcy zdobyli bramkę w ostatniej akcji więc dostali dodatkową dawkę animuszu na dogrywkę, a dodatkowo czekała ich rywalizacja z osłabionymi rywalami. Dodatkowo, bardzo szybko udało im się trafić do siatki za sprawą uderzenia Martina Braithwaite'a. W tym momencie gospodarze trochę się uspokoili, bo przecież mieli już korzystny wynik. Goście jeszcze próbowali atakować, ale nie umieli nic stworzyć i Barcelona utrzymała prowadzenie.
Hats off to all the fans who believed this was possible. pic.twitter.com/d5hgTMXWnx
— total Barça (@totalBarca) March 3, 2021
LEVANTE UD - ATHLETIC BILBAO 1:2 (Roger 17' - Raul Garcia 30', Berenguer 113')
Levante: Aitor - Vezo, Duarte, Pier (Bardhi 46')- Miramon (Coke 108'), Rochina (85' Vukcević), Malsa (85' Son), Clerc - de Frutos, Morales (Leon 90')- Roger Marti (Gomez 91')
Athletic: Simon - de Marcos (Capa 106'), Nunez, Yeray, Yuri (Balenziaga 109') - Berenguer, Unai Lopez (Vencedor 106'), Vesga (Dani Garcia 97'), Muniain (Morcillo 111') - Williams, Raul Garcia (Villalibre 96')
W czwartkowy wieczór Levante stanęło przed historyczną szansą - pierwszy raz mogło awansować do finału Pucharu Króla. Zatem może się wydawać, że zawodnicy klubu z Walencji nie potrzebowali dodatkowej motywacji. Dodatkowo, po pierwszym meczu z Bilbao mieli w miarę korzystny wynik, bo na wyjeździe wywalczyli remis 1:1, a bramka zdobyta poza domem mogła być czymś, co w ostatecznym rozrachunku mogło przesądzić o ich awansie. Jednak oczywiście ich rywal prezentuje określony poziom piłkarski i rywalizacja wcale nie była łatwa.
Pierwsza połowa stała pod znakiem wymiany ciosów. Raz atakowali jedni, a po chwili byliśmy już pod drugim polem karnym. Lepiej w takiej grze jako pierwsi odnaleźli się gospodarze. Bowiem w zamieszaniu podbramkowym piłkę do siatki skierował Roger Marti i dał swojej drużynie prowadzenie. Jednak zawodnicy Paco Lopeza nie nacieszyli się tą przewagą zbyt długo, bo po zaledwie kilkunastu minutach był już remis. Goście wywalczyli rzut karny, a "jedenastkę" bardzo pewnie na bramkę zamienił Raul Garcia.
Po zmianie stron nie działo się już tak dużo. Gra obydwu zespołów przypominała walenie głową w mur. Zarówno jedni, jak i drudzy nie umieli zrobić nic konkretnego w ofensywie, a gdy już raz na jakiś czas udawało im się przedrzeć, zwyczajnie brakowało skuteczności. Jeśli mamy być szczerzy, to było zwyczajnie nudno. Oczywiście jeśli chodzi o jakość boiskową, bo emocji było co niemiara. Trochę odzywała się waga tego spotkania i nerwy udzielały się zawodnikom. Jeśli kogoś możemy pochwalić za te drugie 45 minut, to z pewnością będzie to zespół z Baskonii. Levante było bardzo apatyczne, w zasadzie tylko czekało na ruch rywala i nie dopuszczało do zagrożenia pod swoją bramką. Ostatecznie żadna z drużyn nie zdołała przechylić szali na swoją korzyść i podobnie jak wczoraj, czekała nas dogrywka.
Dodatkowe pół godziny było jeszcze nudniejsze niż druga połowa podstawowego czasu gry. Wyglądało to tak, jakby zawodnicy czekali na konkurs rzutów karnych, bo po prostu bali się zaryzykować. Oczywiście nikt nie chciał się za bardzo otworzyć, aby nie nadziać się na jakiś szybki atak rywala. W tamtym czasie najważniejsze było przetrwanie bez straty gola. Gdyby udało się coś strzelić, byłoby to bardzo przyjemnym dodatkiem. Taki dodatek przytrafił się Baskom. Alex Berenguer uderzył z dystansu i wydawało się, że to uderzenie nie ma zbyt wielkich szans powodzenia. Jednak po drodze odbiło się jeszcze od jednego z graczy Levante i piłka wpadła do bramki. Od tego momentu gospodarze ruszyli do ataku, ale nie zdołali wyrównać i ponieśli porażkę.
Athletic w finale Copa del Rey. Baskowie zagrają w dwóch finałach Pucharu Króla - 4 kwietnia za poprzedni sezon, 17 kwietnia za aktualny. A dopiero co 17 stycznia zdobyli Superpuchar. Co za historia tego niesamowitego klubu. I pomyśleć, że oni nadal grają wyłącznie Baskami. Wow. pic.twitter.com/EwVcHFZUvA
— Dominik Piechota (@dominikpiechota) March 4, 2021