Faworyci gromią, a ferrari wyjeżdża z garażu - Podsumowanie 25 kolejki LaLiga
LaLiga
27-02-2018

Faworyci gromią, a ferrari wyjeżdża z garażu - Podsumowanie 25 kolejki LaLiga

-
0
0
+
Udostępnij

Napięty okres wśród ekip z La Liga Santander wciąż trwa. Po zakończeniu miesięcznej kampanii meczów w Pucharze Króla, zespoły z czołówki muszą łączyć występy ligowe ze spotkaniami w ramach rozgrywek europejskich. W tym tygodniu fani hiszpańskich ekip, mogli się chwilowo poczuć jak na dalekim wschodzie bo występy tych drużyn można określić po japońsku - jako tako. W Lidze Mistrzów, zarówno Barcelona, jak i Sevilla, zremisowały swoje mecze a w Lidze Europy, z czterech drużyn, które przystępowały do 1/16 finału, do dalszej fazy przeszły dwie ekipy. Najbardziej zadowoleni mogą być w Kraju Basków, bo pomimo bardzo słabych występów w lidze, drużynie Athleticu udało się przejść moskiewski Spartak.
Oprócz tego, w środę rozegrany został rozegrany zaległy mecz Realu Madryt z Leganes. Królewscy po zwycięstwie 3:1, awansowali na trzecie miejsce w tabeli. Największy hit czekał nas w niedzielny wieczór, gdy na Ramon Sanchez Pizjuan przyjechał wicelider z Madrytu.

 

Deportivo 0:0 Espanyol

Kolejkę rozpoczęliśmy od wizyty na Riazor. Kibice Depor mogli być w ostatnim czasie niepocieszeni bowiem przybycie do klubu nowej miotły, Clarence Seedorfa, nie poprawiło wyników ekipy z La Coruny. Spotkanie, ze znajdującym się w kryzysie Espanyolem, było świetną okazją na przełamanie się. Początek meczu nie porywał, pierwszy raz groźnie zrobiło się dopiero po kilkunastu minutach i to groźnie, w dosyć dosłownym znaczeniu tego słowa, bowiem Florin Andone bardzo brzydko nadepnął na nogę Victora Sancheza i ten mógł się cieszyć, że po tym wejściu, jego noga pozostała w jednym kawałku. Rumun otrzymał jednak tylko żółtą kartkę. Espanyol dosyć wysoko naciskał gospodarzy i ci mieli problemy z atakiem pozycyjnym, za to dobrze radzili sobie w wysokim odbiorze piłki. Brylował tu duet Mosquera - Guilherme, który kilkukrotnie zgarniał piłkę na właśnej połowie ale żadnej z akcji, zapoczątkowanych w ten sposób, nie udało się skończyć golem. Najbliżej był Cartabia ale po pięknym uderzeniu zza pola karnego, piłka trafiła w słupek. Espanyol odpowiedział dwoma dośrodkowaniami na Baptistao, który jednak miał kiepsko ustawiony celownik. Poza tym, ciężko było o jakieś poważne okazje dla Los Pericos. Po przerwie, Quique Sanchez Flores, który bardzo lubuje się w angielskiej piłce, mógł przez chwilę poczuć się bardziej jak trener Stoke niż Espanyolu. Jego piłkarze zamurowali bramkę i ratowali się długimi wybiciami piłki. Gdyby Leo Baptistao miał inny typ melaniny w organiźmie, spokojnie moglibyśmy określić to mianem "lagi na Mokebe". Z minuty na minutę, przewaga gospodarzy rosła, nieźle w środku wyglądał Lucas Perez a także wprowadzony z ławki Emre Colak. W końcówce swój debiut zaliczył też Sulley Muntari, ale pomimo dwóch kapitalnych okazji, kibice zgromadzeni na Riazor, nie obejrzeli bramek. Najpierw, wspomniany wcześniej Perez, ograł na skrzydle Estebana Granero i został wycięty przez niego, już w polu karnym. Piłkarski przesąd o wykonywaniu, wywalczonych przez siebie jedenastek, znalazł odzwierciedlenie bowiem Diego Lopez obronił strzał pomocnika Depor. Drugą świetną okazje zmarnował Florin Andone, gdy z kilku metrów trafił głową w poprzeczkę. Pomimo zdobycia pierwszego punktu za kadencji Seedorfa i dogonieniu w tabeli Las Palmas, gospodarze nie mogą być ukontentowani tym wynikiem. Była to świetna okazja na opuszczenie strefy spadkowej, a następne takie okazje na trzy punkty mogą być rzadkością. Gracze z Cornella El-Prat wyglądają coraz gorzej i pomimo czwartego meczu z rzędu z dorobkiem punktowym, ich fani mogą się martwić o to, co będzie gdy szczęście nie będzie im tak dopisywało.

Zawodnik meczu: Diego Lopez

Celta 2:0 Eibar (56' Aspas, 79' Maxi Gomez)

Sobotnie i niedzielne mecze, rozgrywane o poranku, zwykle traktowane są jako spotkania drugiej kategorii ale w tej kolejce, zapowiadało się na to, że na Balaidos będziemy świadkami niezłego widowiska. Od początku mogliśmy obserwować dość otwarty mecz, z optyczną przewagą po stronie gości. Grali oni dosyć wysoko, nie pozwalając rozwinąć skrzydeł Celcie i sami dochodzili do sytuacji strzeleckich, jednak żadna z nich nie była na tyle klarowna aby zamienić ją bramkę. Plan gospodarzy na ten mecz polegał na wykorzystaniu wolnej przestrzeni za wysoko ustawioną obroną Eibaru. Początkowo niezbyt to wychodziło, bardzo często na spalonym łapany był Maxi Gomez. Ostrzeżenie wysłał co prawda Sisto, gdy po ładnym dryblingu spróbował strzału zza pola karnego, ale w tym wypadku słowo ostrzeżenie pasuje jak ulał, bo gdy policjanci wykonują ostrzegawcze strzały, to czynią to podobnie jak Duńczyk - w niebo. Pod koniec pierwszej połowy znakomitą szansę na zdobycie bramki miał Takashi Inui. Po dośrodkowaniu w pole karne, miał on piłkę na nodze, pięć metrów od bramki. Nie wiem czy bardziej zadziwiający jest fakt, że w obrębie kilku metrów od Japończyka nie było absolutnie nikogo, czy też to, że i tak strzelił on nad bramką. Z biegiem czasu, Celta zaczęła napierać coraz bardziej a najlepiej w ofensywie radził sobie Iago Aspas. Najpierw zagrał on świetną prostopadłą piłkę do Maxiego Gomeza (przegrał pojedynek z Dmitroviciem), potem przytomnie odegrał głową, na siódmy metr do Sisto (ten chyba zapatrzył się na ostatnie SuperBowl bo znowu futbolówka powędrowała w okolice trzeciego piętra), aż w końcu wykorzystał dobre dośrodkowanie Emre Mora, otwierając wynik meczu. Młody Turek jest ostatnio w bardzo chwiejnej formie. Po znakomitej zmianie z Espanyolem i fatalnej z Getafe, w tym meczu również wyglądał nieźle. Eibar po straconej bramce mocno siadło, często nadziewając się na kontry i w końcu po jednej z nich, Hugo Mallo obsłużył Maxiego Gomeza, który silnym strzałem, pokonał Dmitrovicia. Do końca meczu podopiecznym, siedzącego tego dnia na trybunach, Mendilibara, nie udało się odwrócić jego losów i Celta zrehabilitowała się za zeszłotygodniową kompromitacje z Getafe. Widać wyraźnie że drużynom spoza TOP6 ciężko będzie odskoczyć od reszty na jakiś większy dystans i walka o miejsce numer 7, toczyć się będzie do ostatniej kolejki.

Zawodnik meczu: Iago Aspas

Real 4:0 Alaves (44', 61' Ronaldo, 46' Bale, 89' Benzema (K))

Gdy po 13 kolejkach, Alaves miało 6 punktów i okupowało ostatnie miejsce w tabeli, mało kto wierzył że ta drużyna może utrzymać się w Primera Division. Przybycie Abelardo Fernandeza odmieniło jednak wszystko. Średnia 2 punktów na mecz za kadencji nowego szkoleniowca, lepszą w tym okresie miały tylko Barcelona i Atletico. Awans poza strefe spadkową i już dosyć wyraźna przewaga nad osiemnastym Las Palmas. Z takimi liczbami przyjechała drużyna Deportivo na Bernabeu, z nadziejami na kolejne punkty. Po sennym początku, podczas którego co chwile mieliśmy przerwy w grze, związane z urazem któregoś z graczy (Pedraza, Hernan Perez, Navas), Real zaczął przejmować inicjatywę. Królewscy, usposobieni dosyć ofensywnie w tym meczu, co i rusz nękali bramkę Fernando Pacheco ale mieli problemy ze skutecznością. Nawet podczas sytuacji gdy do kontry ruszyło pięciu piłkarzy w białych koszulkach, mając przed sobą tylko jednego obrońcę, coś nie wychodziło(w tym konkretnym przypadku, przy strzale poślizgnął się Benzema) i bramka nie padała. Gracze Alaves nie mieli zbyt dużo okazji a jeśli już to głównie po błędach obrońców, którzy tego dnia nie byli zbyt mocno skupieni. Real z minuty na minutę był coraz groźniejszy i w końcu, udało im się przełamać defensywę rywala. Piłkę od Vazqueza przyjął Benzema, zagrał piętą do Ronaldo a Portugalczyk otworzył wynik spotkania. Druga połowa to już całkowita dominacja Realu. Najpierw po odbiorze i asyście Benzemy, gola zdobył Bale. Następnie Ronaldo wykończył podanie od Lucasa. A pod sam koniec, Bale dał się sfaulować w polu karnym a jedenastkę wykorzystał Benzema. Trzeba zwrócić też uwagę na to że Cristiano Ronaldo z opaską kapitańską na ramieniu, mocno odbiegał od swojego stereotypowego wizerunku. Nie grał egoistycznie, po zdobytej przez siebie bramce wskazywał na wygwizdywanego przez kibiców na Santiago Bernabeu Karima Benzemę, a na końcu oddał Francuzowi rzut karny. Kluczem do sukcesu w tym meczu była jednak przede wszystkim równa gra, całego ofensywnego kwartetu. Dla Realu to piąty wygrany mecz z rzędu i chyba faktycznie wychodzą oni powoli z kryzysu.

Zawodnik meczu: Lucas Vazquez

Leganes 0:0 Las Palmas

Pomiędzy meczami Realu i Barcelony dostaliśmy zdecydowanie mniej elektryzujące spotkanie. Znajdujące się ostatnio w kryzysie Leganes kontra drużyna, dla któej cały aktualny sezon jest jednym wielkim kryzysem. Nie brzmi zbyt zachęcająco. I faktycznie, zespoły wyglądały tak, jakby umówiły się że podtrzymają przedmeczowy wizerunek tego spotkania. Sporo fauli, mało ładnej gry, żadnego celnego strzału. Dopiero w drugiej połowie, co nieco się rozruszało, głównie za sprawą Leganes, któremu jednak, chociaż odrobinę zależało aby powalczyć o zdobycie trzech punktów. Najgroźniej było gdy jeden z graczy Los Pepineros, uderzył z kilku metrów po świetnym dośrodkowaniu z rzutu wolnego ale instynktownie obronił Chichizola. Do tego kilka niezłych centr ale brakowało w nich dokładności i kończyło się na strachu. Zawodnicy Asiera Garitano dosyć mocno wkręcili się w ofensywę, bo zaczęli tworzyć zagrożenie pod obiema bramkami. Źle na przedpolu zachował się "Pichu" Cuellar, który wybijając piłkę, trafił swojego kolegę z drużyny Unai'a Bustinza, i ta, przeleciała centymetry obok słupka. W końcówce było dosyć nerwowo, panowie mogli się poczuć bardziej jak na meczu czwartego poziomu ligowego, gdzieś w Ameryce Południowej. 6 żółtych w kartek w ciągu ostatnich kilku minut stanowi ładne dopełnienie do ogólnego obrazu tego meczu. Pomimo tego co zobaczyliśmy, Las Palmas zdobyło jednak kolejny punkcik i tylko jednego oczka brakuje im do znajdującego się przed nimi Levante.

Zawodnik meczu: Dimitris Siovas

Barcelona 6:1 Girona (5', 44', 76' Suarez, 30', 36' Messi, 66' Coutinho - 2' Portu)

Po świetnym występie graczy Realu, oczy fanów La Liga zwróciły się na Camp Nou gdzie przyjechała Girona. Beniaminek Primera Division nie ma zbyt napiętych relacji z Barceloną więc te derby zapowiadały się dużo mniej brutalnie niż te, które mamy okazje oglądać na Cornella El-Prat. Po raz pierwszy w barwach Dumy Katalonii, od pierwszej minuty miał wystąpić kwartet Dembele-Messi-Suarez-Coutinho. Przed pierwszym gwizdkiem mieliśmy minutę ciszy poświęconą policjantowi, zmarłemu podczas niedawnych zamieszek przed meczem Athletic - Spartak a chwile po rozpoczęciu spotkania, można było odnieść wrażenie że nastąpiła kolejna minuta ciszy. Koszmarny błąd popełnił Umtiti, który zlekceważył znajdującego się za plecami Portu. Ten odebrał mu piłkę i z pomocą dwóch słupków, pokonał Marka Andre Ter Stegena. Chwilowa konsternacja została jednak szybko przerwana bo po chwili było 1:1. Messi zagrał w tempo do Suareza a ten doprowadził do remisu. Blaugranie grało się tego dnia całkiem przyjemnie, bo każde ofensywne wyjście Girony zostawiało dużo przestrzeni w środku pola, co pomagało w tworzeniu groźnych kontr. Najładniejsza z nich miała miejsc przy golu na 4:1 gdy Messi zgarnął piłkę w środku pola, na pełnej prędkości minął jednego przeciwnika, zagrał w tempo do Coutinho a ten wyłożył "na pustaka" Suarezowi. Argentyńczyk kilka minut wcześniej, sam wpisał się na listę strzelców i to dwukrotnie. Najpierw, po przyjęciu w polu karnym, zszedł do środka i pomimo asysty dwóch obrońców, pokonał Bono a następnie uderzył piłkę z rzutu wolnego tak jak niegdyś robił to Ronaldinho, a nieco bliżej dnia dzisiejszego, Kevin De Bruyne, a więc pod murem. Druga połowa to już dosyć spokojna gra ale mimo to okraszona dwoma golami. Pięknym uderzeniem zza pola karnego popisał się Coutinho a po dziesięciu minutach, Suarez skompletował hat-tricka, dokładając nogę do zagranie Dembele. Podobnie jak w przypadku Realu Madryt, również i w Barcelonie tego dnia, cały ofensywny kwartet funkcjonował bez zarzutu i po kiepskim występie z Chelsea, na pewno w serca fanów ekipy z Camp Nou, wleje się trochę spokoju. Łyżką dziegciu w beczce miodu jest fakt, że dwóch graczy Barcy opuściło boisko z kontuzjami. Najpierw odnowiła się kontuzja kolana Gerarda Pique a chwilę przed końcem, Nelson Semedo opuścił murawę trzymając się za miesień czworogłowy.

Zawodnik meczu: Lionel Messi

Villarreal 1:0 Getafe (2' Unal)

Po zeszłytygodniowym remisie z Espanyolem, na Żółtą Łódź Podwodną czekała jeszcze cięższa przeprawa w ofensywie. Preferujące podobny futbol jak drużyna ze stolicy Katalonii, Getafe, jest trzecią drużyną pod względem liczby straconych bramek a w trzech ostatnich spotkaniach zanotowali czyste konto. Ale jak wiadomo, liczby w piłce nożnej nie grają. Castillejo zagrywa świetną piłkę na skrzydło, ten zagrywa przed bramkę do Unala i mamy 1:0. Podmadrycka ekipa zostawiła za duże dziury w defensywie i gracze Villarrealu to wykorzystali. Piłkarze obydwu zespołów, w następnych minutach, dopasowywali się trochę do publiczności na Estadio de la Ceramica i nie wysilali się zbytnio. Dominowała gra w środku pola ale bez większych okazji dla jednych bądź drugich. Najbardziej wyróżniał się Samu Castillejo, który po asyście drugiego stopnia, w dalszej fazie meczu również starał się rozruszać nieco ofensywę, jednak nic nie z tego nie wychodziło, zwłaszcza że chyba lewą nogą wstał tego dnia Carlos Bacca bo mało co mu w tym meczu wychodziło. Zbliżaliśmy się do końca pierwszej połowy gdy po przepychance w polu karnym pomiędzy Javim Fuego i Djene, sędzia uznał że to obrońca gospodarzy przewinił w tej sytuacji. Do karnego podszedł bohater z ostatniej kolejki, Angel Rodriguez. Ale strzelił lekko, na dobrej wysokości dla bramkarza i Sergio Asenjo obronił jego strzał. Druga połowa rozpoczęła się podobnie jak zakończyła pierwsza. Ponownie goście otrzymali możliwość uderzenia z jedenastu metrów. Jaume Costa dosyć przypadkowo podciął wbiegającego w pole karne Molinę. Sam poszkodowany chciał wykonanać ten stały fragment ale jego strzał, który był wykonany na podobnym poziomie, jak ten z pierwszej części, zatrzymał się na rękach Asenjo. Im bliżej do końca tym goście bardziej napierali ale ciężko im było znaleźć sposób na stworzenie sobie okazji. Posiłkowali się oni długimi piłkami ale żadna z nich nie stworzyła większego zagrożenia. Villarreal utrzymał wynik do końca i przeskoczył w tabeli Sevillę, którą czekało ciężkie zadanie ponieważ mieli się zmierzyć z Atletico.

Zawodnik meczu: Sergio Asenjo

Athletic 2:1 Malaga (17' Susaeta, 44' San Jose - 13' En-Nesyri)

Jako przedsmak przed dwoma niedzielnymi hitami, otrzymaliśmy starcie między Athleticiem i Malagą. Drużyna z San Mames nie radzi sobie najlepiej w lidze, ale w europejskich pucharach udało jej się przebrnąć do następnej rundy, co może być optymistycznym prognostykiem przed końcówką sezonu. W starciu z ostatnią w tabeli Malagą, zwycięstwo wydawało się być obowiązkiem ekipy z Kraju Basków. Goście, pomimo tego że potrzebują punktów jak tlenu, skupili się na defensywie, znajdując się długimi fragmentami, całą jedenastką na własnej połowie. Wszystko co ciekawe w ich drużynie w tym meczu należało do Yussufa En-Nesyriego. A zaczęło się jak najbardziej pozytywnie. Pierwszy poważny wypad pod bramkę Kepy, świetne, niskie dośrodkowanie Lestienne i napastnik z Maroka daje prowadzenie drużynie Jose Gonzaleza, ładnym uderzeniem z powietrza. W żaden sposób nie zdemotywowało to graczy z Bilbao i dosyć szybko doprowadzili do wyrównania. Po składnej akcji, Susaeta zamknął płaskie dośrodkowanie De Marcosa i mieliśmy remis. Athletic świetnie wyglądał w środku pola. Jak profesor grał Benat, także Markel Susaeta rozgrywał bardzo dobre spotkanie i przez większośc pierwszej części gry oglądaliśmy coś w rodzaju hokejowego zamka, co przyniosło efekt, na krótko przed przerwą. Benat dośrodkował z rzutu rożnego a dosyć ekwilibrystycznym strzałem, przypominającym nieco wyczyny Zlatana Ibrahimovicia, popisał się Mikel San Jose. Piłkarze z La Roselada, w drugiej połowie starali się ugrać jakieś punkty ale ciężko było im się przebić przez defensywę podopiecznych Jose Zigandy, ale pomocną dłoń wyciągnął Lekue popełniając bardzo głupi faul w obrębie "szesnastki". Jak wspomniałem wyżej, Malaga miała w tym meczu jedną barwną postać. Piłka ustawiona na wapnie, podchodzi do niej on, cały na biało niebiesko. Uderza z dużą siłą ale dosyć blisko środka bramki i Arrizabalaga poradził sobie z tym strzałem. Do gola i niestrzelonego karnego, En-Nesyri dorzucił coś jeszcze, notując swoisty hat-trick. Po zbyt mocnym wypuszczeniu piłki w polu karnym, przejechał korkiem po głowie, interweniującego Kepy i otrzymał drugą żółtą kartkę. Było to zasłużone zwycięstwo ekipy z Kraju Basków i na ten moment ciężko znaleźć jakąkolwiek okoliczność, świadczącą o tym że Malaga może się jeszcze utrzymać.

Zawodnik meczu: Benat

Valencia 2:1 Sociedad (34', 68' Mina - 54' Oyarzabal)

Przedsmak wieczornego hitu. Na Estadio Mestalla przyjechała dosyć nieprzewidywalna w ostatnich dniach, drużyna Realu Sociedad. Rozbicie Deportivo, potem kompletne bęcki od Realu i znowu bardzo spokojna wygrana, tym razem nad Levante. Ciężko było przewidzieć, co w danym meczu zaprezentują podopieczni Eusebio Sacristana. Od początku chcieli oni jednak pozostawić po sobie dobre wrażenie, zdecydowanie przeważając w obszarze posiadania piłki, ale mieli spore problemy z tworzeniem konkretnych sytuacji. Za to Valencia stworzyła raz, a dobrze. Świetne dośrodkowanie Martina Montoyi, złe zachowanie Tono, który niepotrzebnie wychodził z bramki, zostawiając sporo miejsca na skierowanie piłki do siatki, Santiemu Minie, który z tej okazji skorzystał. Nie można było odmówić ambicji drużynie Realu i ich wysiłki przyniosły efekt. Dobrze przeprowadzony wysoki pressing, odebrana piłka Jeisonowi Murillo, dwa podania i Oyarzabal, w sytuacji sam na sam zdobywa bramkę. Wszystko ładnie, pięknie, ale niestety swojego dnia nie miał Tono. Płaskie dośrodkowanie z lewej strony, niezbyt trudne do wyłapania, bramkarz Sociedad łapie piłkę, po czym "wypluwa" ją, refleksem popisuje się Santi Mina, trącając piłkę czubkiem buta i po raz drugi tego dnia, wyprowadzając swoją drużynę na prowadzenie. Kibice na Mestalla mogli jednak drżeć bo do końca było groźnie. Najwięcej szczęścia mieli, gdy w zamieszaniu w polu bramkowym, po strzale z kilku metrów jednego z zawodników Sacristana, piłka trafiła w słupek. Ostatecznie, Valencia dowiozła te 3 punkty i powiększyła swoją przewagę nad piątym zespołem w tabeli i jest coraz bliżej gry w Lidze Mistrzów.

Zawodnik meczu: Santi Mina

Sevilla 2:5 Atletico (85' Sarabia, 89' Nolito - 29' Costa, 42', 51' (K), 81', Griezmann, 65' Koke)

Hit 25 kolejki. Ramon Sanchez Pizjuan. Piąta w tabeli Sevilla, uczestnik Ligi Mistrzów, gra w wiceliderem, Atletico Madryt. Spotkanie rozpoczęło się od bardzo szybkich ataków gospodarzy i Muriel powinien napocząć zespół z Madrytu ale przegrał pojedynek sam na sam z Oblakiem. Sevilla ma w tym roku problem z napastnikami. Ani Muriel, ani Ben Yedder to nie jest to, czego oczekuje Vincenzo Montella, stąd spore problemy ze skutecznością, widoczne chociażby w pojedynku z Manchesterem United. Atletico zbytnio nie paliło się do ataków więc postanowiła im pomóc Sevilla. Rico zagrywa do stojącego tuż za polem karnym Banegi a ten, będąc pod pressingiem dwóch rywali, zamiast wyekspediować piłkę jak najdalej, chciał wymanewrować graczy Los Colchoneros, co skończyło się stratą i golem Diego Costy. Był to pierwszy z serii błędów defensywy Sevilli. Co ciekawe, Hiszpański napastnik pół minuty wcześniej brał udział w małych przepychankach i otrzymał żółtą kartkę, także "Standardowy Pakiet Costa", udało mu się zgromadzić w bardzo niewielkim odstępie czasu. Gdy powoli szykowano się do przerwy, bezpańską piłkę przed polem karnym przejął Griezmann, wszedł między trzech obrońców i uderzył nie do obrony. Odrobienie dwóch bramek przeciwko Atletico wydaje się mało prawdopodobne a zaraz po przerwie, prawdopodobieństwo spadło do zera. Costa sprytnie zachował się w polu karnym gdzie dał się wyciąć Sergio Rico a karnego wykorzystał Griezmann. Co ciekawe, był to czwarty karny tego dnia na boiskach La Liga i pierwszy wykorzystany. O ironio, wykorzystany przez zawodniak Atleti. Szczyt kompromitacji Sevilla osięgnęła jednak przy bramce na 0:4 gdy Mercado chciał podać piłkę do Sergio Rico, nie zauważając że na drodze zagrania czai się już niezawodny tego dnia Griezmann. Francuz odegrał piłkę do Koke a ten dopełnił formalności. Dwie bramki podarowane, karny też z gatunku tych, których można było uniknąć. To był fatalny dzień defensywy gospodarzy a zrobiło się jeszcze gorzej gdy Saul wjechał w pole karne jak do własnego garażu, wyłożył piłkę niekrytemu Griezmannowi, który skompletował hat-tricka. Aż dziw bierze że gracze Jose Mourinho, z takim potencjałem ofensywnych, mieli w ogóle problem aby zbliżyć się do bramki Sergio Rico. W końcówce, Sarabia i Nolito wykorzystali rozluźnienie w defensywie Atletico i zmniejszyli rozmiary porażki. Aż szkoda jesiennego występu graczy Diego Simeone na szczeblu europejskim. W obecnej formie, byliby groźnym rywalem dla każdej ekipy z Champions League. Jak groźnym, przekona się za tydzień Barcelona bo "Banda Cholo" zawita na Camp Nou.

Zawodnik meczu: Antoine Griezmann

Levante 0:2 Betis (55' Chema (sam), 69' Sergio Leon)

Ferrari wyjechało z garażu. To chyba najczęściej pojawiające się zdanie w naszych mediach przed tym meczem. I faktycznie, Armando Sadiku, po raz pierwszy od czasu transferu na Półwysep Iberyjski, dostaje szansę gry. I już na początku był blisko bramki ale jego dosyć groźny strzał obronił Antonio Adan. Pierwsza połowa jeśli chodzi o okazje bramkowe była dosyć wyrównana, Betis co prawda przeważał w elemencie posiadania piłki ale nie tworzył sobie zbyt dobrych okazji strzeleckich. Sporo problemów miał na bokach obrony bo na skrzydłach dosyć odważnie poczynał sobie Jose Luis Morales i to po jego dwóch dośrodkowaniach, jego partnerzy stawali przed szansą na zdobycie gola, ale najpierw piłka nieznacznie minęła słupek, a następnie dosyć mocno trafiła jednego z interweniujących obrońców. Podopieczni Quique Setiena musieli usłyszeć kilka dosadnych słów w przerwie, bo z większym animuszem ruszyli do ataku. Sam na sam z Oierem stanął Joaquin ale legenda Betisu nie była dzisiaj w najlepszej formie i Olazabal poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później, było już jednak 0:1. Oier w kapitalny sposób obronił uderzenie Mendiego ale piłka spadała wprost na głowę Javiego Garcii. Chema chciał ratować sytuacje ale wpakował piłkę do własnej siatki. Gospodarze starali się doprowadzić do remisu i w pewnym momencie wydawało się że są tego blisko, bo stawali przed szansą na zdobycie gola. Realizator raczył nas powtórkami, a gdy powróciliśmy do tego co działo się na boisku to ujrzeliśmy piłkę w bramce.......Levante. W sposób karygodny zachowała się ich defensywa, która odpuściła Sergio Leona, podczas rzutu od bramki Betisu. Długa piłka od Antonio Adana, spadająca za plecy stoperów a napastnik gości, z zimną krwią wykorzystał swoją szanse. Im bliżej końca, tym spokojniejsze spotkanie. Zadowoleni z prowadzenia gościa, wymieniali dziesiątki podań, zniechęcając rywala do jakiegokolwiek wysiłku i tak dociągnęli do końca spotkania. Dzięki porażkom sąsiadów w tabeli, Betis wskoczył na siódme miejsce, które prawie na pewno zagwarantuje europejskie puchary. Levante już tylko punkt nad strefą spadkową.

Zawodnik meczu: Marc Bartra

Sytuacja na czele pozostaje bez zmian. Barcelona trzyma przewagę nad grupą pościgową, która odłączyła się od ekip z miejsca piątego i niższych. Pod koniec sezonu, prawdopodobnie najciekawiej będzie na miejscach 7-11, gdzie co chwilę dochodzi do korekt. W tej kolejce, zarówno Eibar, jak i Getafe z Gironą, straciły punkty, co spowodowało że na ten moment, upragnione, siódme miejsce zajmuje Betis. Na dole tabeli Las Palmas i Deportivo odrobiły po punkcie do Levante, i to między tymi trzema zespołami, powinny się rozstrzygnąć losy walki o siedemnaste miejsce, gwarantujące utrzymanie.

W tym tygodniu, czeka nas dodatkowa kolejka, rozgrywana między wtorkiem a czwartkiem. Oprócz meczów "Wielkiej Trójki", bardzo ciekawie zapowiada się spotkanie pomiędzy Realem Sociedad a Betisem. Jeśli ktoś ma ochotę zobaczyć dobry, ofensywny futbol, z mnóstwem bramek, to prawdopodobnie ten mecz, zaspokoi jego pragnienia. Ważny dla układu tabeli będzie również wtorkowy pojedynek pomiędzy Gironą a Celtą Vigo.

Komentarze0
Musisz być zalogowany aby dodawać komentarze.

Najnowsze

Betclic wprowadza grę bez podatku. Od 11 marca każdy Gracz może wygrać więcej
-
+8
+8
+
Udostępnij
Główne
14-03-2024

Betclic wprowadza grę bez podatku. Od 11 marca każdy Gracz może wygrać więcej

PROCENTOWE szanse na MISTRZOSTWO Polski na ten moment!
-
+32
+32
+
Udostępnij
Grafiki
26-04-2024

PROCENTOWE szanse na MISTRZOSTWO Polski na ten moment!

Wiadomo ile Bayern ZAPŁACI za Ralfa Ragnicka O.o
-
+34
+34
+
Udostępnij
Grafiki
26-04-2024

Wiadomo ile Bayern ZAPŁACI za Ralfa Ragnicka O.o

KOSMICZNE STATYSTYKI Cristiano Ronaldo po pewnych 11 meczach w LM O.o
-
+34
+34
+
Udostępnij
Grafiki
26-04-2024

KOSMICZNE STATYSTYKI Cristiano Ronaldo po pewnych 11 meczach w LM O.o

NIEZIEMSKA trzecia KOSZULKA Realu Madryt na nowy sezon [PRZECIEK]
-
+26
+26
+
Udostępnij
Grafiki
26-04-2024

NIEZIEMSKA trzecia KOSZULKA Realu Madryt na nowy sezon [PRZECIEK]

TOP 10 Złotej Piłki w kwietniu 2024!
-
+22
+22
+
Udostępnij
Grafiki
26-04-2024

TOP 10 Złotej Piłki w kwietniu 2024!

HIT! Barca chce GWIAZDĘ Bayernu!
-
+29
+29
+
Udostępnij
Grafiki
26-04-2024

HIT! Barca chce GWIAZDĘ Bayernu!

Tak w grze EA Sports FC 25 ma wyglądać KARTA Lamine'a Yamala! <3
-
+37
+37
+
Udostępnij
Grafiki
26-04-2024

Tak w grze EA Sports FC 25 ma wyglądać KARTA Lamine'a Yamala! <3

Wymarzony 5-OSOBOWY SKŁAD według Joao Cancelo :D
-
+32
+32
+
Udostępnij
Grafiki
26-04-2024

Wymarzony 5-OSOBOWY SKŁAD według Joao Cancelo :D

DECYZJA Barcy w sprawie PRZYSZŁOŚCI Ansu Fatiego!
-
+32
+32
+
Udostępnij
Grafiki
26-04-2024

DECYZJA Barcy w sprawie PRZYSZŁOŚCI Ansu Fatiego!