Beniaminek La Liga bez stadionu
Nigdy nie uprawiałem profesjonalnie piłki nożnej, więc mogę jedynie przypuszczać, jakie zdarzenia przyprawiają piłkarzy o futbolowy orgazm. Oczywistą oczywistością jest zwycięstwo Ligi Mistrzów czy Mundialu, ale wydaje mi się, że takie uczucie może wywołać też awans do wyższej ligi. To w końcu też niemały tryumf i zwieńczenie ciężkiej całorocznej pracy. Należy więc spodziewać się, że pierwsze tygodnie w wyższej lidzie będą wciąż przepełnione euforią samego występowania w niej, która nie będzie mogla być zmącona nawet przez słabe wyniki. Tak pewnie wyglądałyby perypetie Rayo Vallecano, gdyby nie spadła na nich informacja dużo tragiczniejsza niż po prostu strata kolejnych punktów z mocniejszym od siebie rywalem. Madrycki zespół został bowiem nie tyle bez formy, bez punktów czy bez trenera, ale bez stadionu.
To jest już znaczący problem. Trenera można szybko znaleźć i zatrudnić jakiegoś z drużyn młodzieżowych czy zadowolić się asystentem poprzedniego szkoleniowca. Jeśli chodzi o punkty i formę, to przyjdą z czasem. Prędzej czy później każdy się ich doczeka. Ze stadionem jest jednak inaczej. Piłkarskiej areny na kilkadziesiąt tysięcy osób nie da się tak po prostu znaleźć w ciemnym zaułku albo wdepnąć w nią na przejściu dla pieszych. Bez formy, punktów czy trenera można rozegrać mecz, a bez stadionu już nie bardzo, bo rozgrywanie profesjonalnego meczu w jednej z najlepszych lig świata na dwie bramki stworzone z drzewa, kosza na śmieci, znaku "Ustąp Pierwszeństwa" i plecaka wypełnionego chipsami nie przejdzie.
Wyjaśnię najpierw czemu ta sytuacją ma w ogóle miejsce, a potem dopiero powiem, jak należy ją rozwiązać. Stadion Rayo został zamknięty przez władze miasta, po tym jak okazał się niebezpieczny dla kibiców. Dostrzeżono bowiem, że elewacja jest niestabilna i arenę trzeba wyremontować, zanim zostanie ponownie oddana do użytku. Rayo ma z tej sytuacji trzy wyjścia. Primo, może grać na tym obiekcie, ale bez kibiców, żeby ich ciężar ewentualnie nie zdeformował struktury stadionu jeszcze bardziej lub nie doprowadzi do katastrofy. Segundo, może znaleźć sobie inny obiekt, na którym będzie w stanie przyjąć kibiców i który spełni wymogi ligi. Tercero, poprosi ligę, by tak zmieniła terminarz, że ich najbliższe domowe spotkania zostaną zamienione na wyjazdowe.
Najbardziej prawdopodobna wydaje się pierwsza opcja. Rayo oczywiście nie stać na to, by grać na Wanda Metropolitano czy Santiago Bernabeu. Zarząd ligi nie przystanie też na to, by zmieniać terminarz w trakcie sezonu tylko z tego powodu, że Rayo z własnej winy nie dopatrzyło pewnych kwestii bezpieczeństwa. Skończy się więc najprawdopodobniej tak, że beniaminek będzie grał przed pustymi trybunami, a doping usłyszy co najwyżej z ulicy.