Kara dla Vidala
Arturo Vidal nie wygląda na przyjemniaczka. Gość ma dziary na całym ciele, przez co niektórzy mogliby uznać, że jest brudnopisem dla swoich dzieci i te zamiast od razu pisać wypracowanie na czysto w zeszycie, najpierw bazgrzą po swoim ojcu. Poza tym, jego charakterystyczna fryzura również nie należy do takich, które można byłoby zaliczyć do kanonów elegancji męskiej. Przede wszystkim, Chilijczyk potwierdza tę tezę na boisku. Niejednokrotnie wbił się w nogi swojego rywala tak, że trzeszczenie kości było słychać poza stadionem. To po prostu gość, z którym nie powinno się zadzierać. Na przykład ja, gdybym zobaczył go nieco podpitego w klubie, raczej bym do niego nie wydymił, ale byli tacy kozacy, którzy mieli jaja na tyle wielkie, że to zrobili. Nie skończyło się to dla nich dobrze, ale jak się teraz okazuje, dla Vidala też nie.
Rok temu Vidal był antybohaterem afery, która miała miejsce w jednym z klubów nocnych w Monachium. Chilijczyk zaczął sprzeczać się z jakimś typem, po czym uznał, że pertraktacje werbalne na niewiele się zdadzą, więc uderzył go w głowę trzylitrową butelką wódki. Po pierwsze, to nie są tanie rzeczy, taka flaszka i to jeszcze w dyskotece kosztowała pewnie kilkaset euro, a po drugie, jest ona dosyć ciężka i można nią zrobić sporą krzywdę. Tak też się stało, bo ofiarę ataku przewieziono do szpitala z obrażeniami czaszki. Sprawa trochę się ciągnęła, ale Vidal usłyszał ostatecznie wyrok.
Niemiecki wymiar sprawiedliwości nałożył na niego grzywnę w wysokości niecałych dwóch Carlitosów, czyli 800 tysięcy euro. To spora kwota i nawet tak bogaty człowiek, jak Chilijczyk odczuje to po swojej kieszeni. To niemalże równowartość miesięcznej pensji pomocnika, którą inkasuje w Barcelonie. Mało tego, grzywnę wyłapał też jego brat. On dostał jedynie 18 tysięcy euro kary, choć biorąc pod uwagę fakt, że nie jest znanym piłkarzem, jego zaboli to porównywalnie lub nawet bardziej. Chyba, że braciszek będzie na tyle hojny, że postawi mu tą karę. Bójkę już mu załatwił, więc to też by mógł.