Iniesta zmagał się z depresją
Andres Iniesta to jeden z tych piłkarzy, którzy budzą szacunek wszystkich kibiców piłki nożnej, bez względu na to, czy ktoś jest za Barceloną, Realem czy Juventusem. Jak dobrze wiemy, Andres dał się poznać nie tylko jako genialny piłkarz, ale też jako skromny człowiek o dobrym sercu. Nie lubi brylować w mediach, nie pokazuje się co miesiąc z inną partnerką, unika prowokacji i skandali. Woli skoncentrować swoją uwagę na żonie, trójce dzieci, własnej winiarni i rzecz jasna karierze piłkarskiej. Wydawałoby się, że to poukładany facet, któremu nic do szczęścia nie potrzeba. Jednak w tym wypadku pozory bardzo mocno mylą...
W wywiadzie udzielonym stacji "La Sexta", Iniesta przyznał się, że bardzo długo walczył z depresją:
W trakcie pretemporady zadzwoniłem do doktora Pruny, bo nie miałem pojęcia, co się wydarzy. Powiedziałem, że potrzebuję pomocy, nie wiedziałem, jak wyjść z tej sytuacji. Czekałem na nadejście nocy, by móc wziąć tabletkę i odpocząć. Nie czułem radości ani żadnych innych emocji. Nie miałem chęci do niczego. Człowiek z depresją nie jest sobą. Bardzo łatwo jest go zranić i trudno mu kontrolować swoje życie.
Depresja to taka choroba, że często nie umiemy wskazać jej dokładnej przyczyny. Po prostu nas dopada i już. W tym wypadku jest jednak trochę inaczej. Iniesta powiedział, że jego stan psychiczny bardzo się pogorszył po śmierci Daniela Jarque - zawodnika Espanyolu Barcelona i wieloletniego przyjaciela Andresa, który niespodziewanie zmarł na atak serca w hotelu we Florencji latem 2009 roku.
Przytoczony wyżej fragment, mówiący o przygotowaniach do sezonu, tyczy się właśnie tamtego lata. Do tego swoje dołożył...Jose Mourinho. Iniesta stwierdził, że Portugalczyk w czasie pracy w Realu Madryt wytworzył toksyczną atmosferę między zawodnikami "Los Blancos" a piłkarzami Barcelony, przez co ich relacje w trakcie zgrupowań hiszpańskiej kadry były bardzo napięte. Dla wychowanka "Blaugrany", który jest bardzo wrażliwym typem człowieka, było to nie do wytrzymania.
Na szczęście Iniesta pokonał chorobę. Udało się to dzięki pomocy, jaką otrzymał od lekarzy. Widzę tu drobną analogię do przeczytanej przeze mnie niedawno książki, a ściślej - do "Spalonego", czyli autobiografii Andrzeja Iwana. Były wybitny piłkarz przyznaje się w niej do depresji, ba, nawet do 2 prób samobójczych. Ale podobnie jak w przypadku Iniesty, ta historia też ma swój happy end - Iwan wrócił do życia, ma normalną pracę i cieszy się każdym dniem. Jednak nie wszystkie przypadki tej choroby kończą się tak szczęśliwie, wystarczy wspomnieć choćby Roberta Enke...
Dlaczego o tym wszystkim mówię? Żeby uświadomić Wam, że depresja to nie jest choroba, która występuje tylko u najbiedniejszych ludzi z niższych warstw społecznych. Problem może pojawić się u każdego - u muzyków, aktorów, piłkarzy...
"Pffff, w dupach im się już poprzewracało od nadmiaru pieniędzy, nie wiedzą, co to znaczy normalnie pracować i żyć od pierwszego do pierwszego, wyszukują sobie problemy na siłę" - tego typu debilne komentarze słyszę bądź czytam zdecydowanie zbyt często. Uwierzcie mi, duża część z nich bardzo dobrze wie, co to znaczy klepać biedę. A nawet jeśli nie wie, to nie znaczy, że nie mają prawa mieć depresji. Abstrahując już od tego, że to jest paskudnie egoistyczne rozumowanie, bo jego skrócona wersja wygląda mniej więcej tak: "Skoro ja mam problem z wyżywieniem rodziny, to nikt, kto nie ma takiego samego problemu, nie ma prawa narzekać ani mieć z tego powodu zaburzeń psychicznych". Dość żenujące, prawda?
Reasumując, mała rada do wszystkich, którzy mają skłonności do wylewania swojej frustracji na klawiaturę: zanim napiszecie jakiś głupi komentarz, który kogoś obraża, znieważa czyjąś matkę bądź każe wypieprzać na Syberię - zastanówcie się 5 razy albo najlepiej nie włączajcie komputera. A nuż przeczyta to zainteresowana osoba, która bardzo mocno zastanawia się nad sensem życia. Wtedy nieświadomie możecie wyrządzić wielką krzywdę.