POTĘŻNY Real Madryt ograł Valencię
Obawiałem się tego spotkania, bo mecze z Valencią zawsze są trudne. Nie tym razem. Może i Real Madryt miał trochę szczęścia, ale szczęście sprzyja lepszym, prawda?
Składy:
- Real Madryt: Courtois - Carvajal, Varane, Ramos, Reguilon - Modrić (Valverde 71'), Llorente, Ceballos (Isco 80') - Lucas Vazquez, Benzema, Bale (Asensio 63').
- Valencia: Neto - Wass (Piccini 68'), Garay, Gabriel Paulista, Gaya - Carlos Soler, Coquelin (Kondogbia 68'), Parejo, Guedes - Gameiro (Batshuayi 72'), Santi Mina.
Pierwsze kilkanaście minut to niesamowita intensywność, głównie za sprawą Królewskich. Podopieczni Santiago Solariego od pierwszej minuty napierali na bramkę gości, a kiedy akurat nie mieli piłki, to stosowali naprawdę wysoki pressing. To popłaciło już w 8 minucie. Piłkę przejął Marcos Llorente, wymiana kilku podań pomiędzy zawodnikami Realu Madryt, zakończona wrzutką w pole karne. Benzema próbował uderzać z główki, ale ostatecznie piłka odbiła się od jego klatki piersiowej i wydawało się, że akcja spali na panewce. Nic bardziej mylnego. Tuż przy linii końcowej piłkę odzyskał Dani Carvajal i wstrzelił ją z powrotem w okolice bramki strzeżonej przez Neto. Pechowcem w tej sytuacji okazał się Daniel Wass, który skierował futbolówkę do własnej bramki. Zdecydowanie nie był to dobry początek spotkania dla Duńczyka, bo w ciągu kilkunastu minut zdążył popełnić kilka rażących błędów, w tym wspomniana bramka samobójcza.
Valencia nie paliła się zbytnio do ataków. Chociaż może to niezbyt dobre określenie, po prostu piłkarze Realu Madryt bardzo dobrze się ustawiali i zamykali wszystkie korytarze. Ekipa Marcelino nie miała pomysłu na grę, a większość ich ataków była bardzo szybko rozbijana. Cała formacja defensywna, do spółki z Llorente, radziła sobie bardzo dobrze. Nawet Raphael Varane, który w tym sezonie zdecydowanie obniżył loty, znowu pokazywał dlaczego wiele osób nazywa go najlepszym obrońcą na świecie. Francuz świetnie czytał grę i nie dawał się ogrywać.
W pierwszej połowie cała drużyna Los Blancos chodziła jak w zegarku. Zawodnicy doskonale ze sobą współpracowali, a widok Benzemy wracającego na własną połowę i odbierającego piłkę, to naprawdę coś nadzwyczajnego. Jak wszyscy wiemy, doping jest niesamowicie ważny podczas meczu i każde takie z pozoru nic nie znaczące zagranie, ale pokazujące duże zaangażowanie, było nagradzane brawami przez kibiców.
Warto również wspomnieć, że dwóch defensorów Nietoperzy, Paulista i Gaya, zgarnęli po żółtej kartce w pierwszych 20 minutach, co mogło nieco skomplikować ich grę w obronie. Kartonik obejrzał również Carlos Soler. Żaden z zawodników Realu Madryt nie został ukarany indywidualnie. W defensywie, jak wspominałem, królowały czyste odbiory i profesorska gra.
Druga odsłona zaczęła się kilkunastominutową dominacją gości. Real kompletnie oddał inicjatywę i po prostu się cofnął, tak jakby 1:0 było wystarczająco bezpiecznym wynikiem. Zwiastowało to niemałe kłopoty dla Królewskich. Dwie sytuacje stworzył sobie duet Soler-Gameiro, jednak nic konkretnego z tego nie wyszło. W 53 minucie świetne podanie za linię defensywną Królewskich posłał Dani Parejo. Dobrym przyjęciem piłki wykazał się Santi Mina, ale fatalnie przestrzelił w sytuacji sam na sam z golkiperem Realu Madryt.
Coraz bardziej rozkręcali się goście, co zaowocowało kolejną sytuacją. Rzut wolny, dośrodkowanie Parejo, przedłużenie przez Coquelina i w fantastycznej sytuacji znalazł się Gabriel Paulista, jednak ponownie zawiodło wykończenie. Nic dziwnego, że sytuacja Valencii w tym sezonie wygląda jak wygląda, skoro w najprostszych sytuacjach zawodnicy Nietoperzy po prostu głupieją.
Pierwsza groźna akcja ze strony Los Blancos pojawiła się dopiero w 74 minucie. W dogodnej sytuacji znalazł się Marco Asensio, jednak jego strzał został zablokowany przez Picciniego. Chwilę później ponownie zaatakowała Valencia i tym razem oko w oko z rodakiem stanął Michy Batshuayi. Na szczęście dla Realu górą z tego pojedynku wyszedł Courtois.
Długo czekaliśmy, aż Madryt zada ostateczny cios, ale w końcu ta chwila nadeszła. 83 minuta, świetne wyprowadzenie piłki przez Carvajala, wymiana podań z Isco i wstrzelenie w pole karne. W pierwsze tempo się nie udało, do futbolówki dopadł Benzema, który nie połasił się na strzał i wykazał się altruizmem, odgrywając do Lucasa Vazqueza, który nie miał problemu ze zdobyciem bramki.
Ostatnie minuty przebiegały już dość spokojnie. Goście chyba pogodzili się z porażką, bo nawet nie udawali, że próbują jeszcze szarpnąć. Królewscy również włączyli niższy bieg i mieliśmy okazję oglądać raczej indywidualne próby, niż zespołowe ataki.
Podsumowując, wreszcie mogliśmy obejrzeć dobry mecz Realu Madryt. Pierwsza połowa zagrana perfekcyjnie, w drugiej zawodnicy trochę spuścili z tonu, ale szczęście ich nie opuszczało. Gwóźdź do trumny Valencii wbity może i późno, ale drugi gol kompletnie odebrał wiarę Nietoperzom. Solari wyciągnął wnioski ze spotkania z Eibarem i z całą pewnością można powiedzieć, że gra Królewskich zmierza w dobrym kierunku. Był pomysł na grę, było zaangażowanie, są 3 punkty, czego chcieć więcej?