Sevilla PRAWIE wygrała z Valencią
Sevilla już drugi raz z rzędu remisuje swój mecz i ponownie nie można było powiedzieć, że była stroną przeważającą. Podobnie jak przed tygodniem dała się zdominować w pierwszej połowie, ale w sumie ma też czego żałować. Sytuacje, które wykreowali sobie podopieczni Machina w drugiej połowie mogły zamknąć mecz przed wyrównaniem Diakhabyego z ostatniej minuty meczu.
Valencia 1:1 Sevilla (Diakhaby 90+' - Sarabia 55')
Składy:
Valencia: Neto - Wass, Garay, Paulista(Diakhaby 63'), Gaya - Soler, Parejo, Coquelin, Guedes(Czeryszew 61') - Santi Mina(Batshuayi69'), Rodrigo
Sevilla: Vaclik - Mercado, Kjaer, Gomez - Promes, Sarabia, Banega, Vazquez(Amadou 77'), Escudero, - Andre Silva, Ben Yedder(Muriel 85')
W pierwszej połowie oglądaliśmy Valencię, która w pełni kontrolowała przebieg gry i co chwilę sprawiała zagrożenie pod bramką Vaclika. Bezradność Sevilli w pierwszych 45 minutach znakomicie pokazują statystyki, tylko jeden oddany strzał i aż 3 żółte kartki pokazują, że podopiecznym Pablo Machina grało się arcytrudno. Valencii należały się w szatni zjeby za niewykorzystanie przewagi, Sevilla z kolei powinna oberwać za wszystko.
Jednak zaraz po powrocie drużyn na murawę Estadio Mestalla sytuacja zmieniła się o 180 stopni. To Sevilla zaczęła cisnąć i kontrolować spotkanie, a „Nietoperze” mogły tylko żałować, że nie wykorzystali swojej wyraźnej przewagi w pierwszej połowie. Kara za brak objęcia prowadzenia przed przerwą przyszła niedługo po powrocie z szatni. W 55. minucie po dośrodkowaniu z prawego skrzydła i fatalnym, niczym dziennikarz pytający Michała Kucharczyka wybiciu Garaya obrońcy Valencii stanęli tak samo, jak tydzień temu przy bramce na 2:0 dla Realu Madryt, piłkarze Sevilli mogli swobodnie rozegrać piłkę w polu karnym, a Paolo Sarabia umieścił ją w siatce z bliskiej odległości. Wydawało się, że Valencia za wszelką cenę będzie chciała odrobić stratę i poszukać prowadzenia, ale nazwanie ostatnich kontaktów z piłką podczas ich ataków „wykańczaniem” ich, byłoby dużym nadużyciem. Sevilla korzystała z okazji do wyprowadzenia kontry kiedy tylko mogła, jednak kiedy udało im się to w najlepszy możliwy sposób, nie potrafili zamknąć sytuacji w której mieli przewagę 4 do 3.
W 80. minucie zaczął się kocioł i działo się pod obiema bramkami. Najpierw świetną sytuację zmarnował Batshuayi, chwilę potem w zamieszaniu pod bramką Sevilli ucierpiała głowa Gabriela Mercado, który dość długo leżał później na murawie. W następnej akcji Valencii stoper Sevilli zagarnął piłkę przy linii końcowej w taki sposób, że zawodnicy „Nietoperzy” reklamowali zagranie ręką. O tym jednak nie było mowy, a już kilka sekund później piłka była 100 metrów dalej. W sytuacji sam na sam z Neto stanął Andre Silva i... trafił w słupek. Valencia walczyła do końca i opłaciło się. Na minutę przed ostatnim gwizdkiem arbitra z rzutu wolnego dośrodkowywał Parejo, a Diakhaby wybiegł przed katastrofalnie wychodzącego z bramki Vaclika i głową umieścił piłkę niemal dokłanie 3,5 metra od obu słupków i około 1,25 metra pod poprzeczką. W sam środeczek.
No cóż, fani Sevilli zapewne będą mówić, że zabrakło im szczęścia, ja uważam jednak, że mieli go aż za dużo. Sevilla powoli wraca na ziemię, jednak absolutnie nie można mówić o tym, że rusza się gdzieś poza czołówkę. W tym chorym sezonie, jaki mamy przyjemność oglądać nadal są jednym z faworytów.