Real na farcie wygrywa z Hueską
Zapowiadało się na kanonadę, ale Królewscy, nie pierwszy raz w tym sezonie, zaskoczyli swoich fanów. Huesca grała jak równy z równym, a to oznacza, że Real Madryt zagrał badziewnie. Oprócz krytyki nie zabraknie również pochwał. Nie będzie ich jednak wiele. Zapraszam!
Składy:
SD Huesca: Jovanović; Miramon - Insua - Pulido - Etxeita - Ferreiro; Moi Gomez - Aguilera - Rivera; Chimy Avila - Cucho.
Real Madryt: Courtois; Odriozola - Varane - Ramos - Carvajal; Modrić - Llorente - Ceballos; Lucas Vazquez - Benzema - Bale.
Spotkanie rozpoczęło się dość statycznie. Przez pierwsze kilka minut żadna z drużyn nie kwapiła się do ataków. Dopiero w 8 minucie Królewscy wyprowadzili szybką akcję, Llorente wypuścił Odriozolę, który wrzucił w pole karne, a tam już był niekryty Gareth Bale, który miał dużo czasu, żeby odpowiednio ustawić i złożyć się do strzału. Gol na 1:0 dla Realu i był to jeden z niewielu momentów, które mogły wywołać emocje w tym spotkaniu.
Huesca zdołała stworzyć sobie dwie akcje, z których nic nie wynikło, ale i Blancos nie napędzali strachu gospodarzom. Kolejny raz fatalnie prezentował się Dani Ceballos, którego kojarzę z dwóch sytuacji. Pierwsza to spalony, a druga to żółta kartka. To mówi samo za siebie, komentarz jest zbędny.
Na wyróżnienie z pewnością zasłużył Marcos Llorente, który zaliczył asystę drugiego stopnia, a poza tym bardzo dobrze ubezpieczał defensywę Realu Madryt. Jak tak dalej pójdzie, to kto wie czy Casemiro tak szybko wróci do pierwszego składu. Doskonale pamiętamy przecież, w jakich warunkach zaczynał swoją karierę w Madrycie Raphael Varane. Czyżby powtórka z rozrywki?
In plus również Odriozola i Lucas Vazquez. Obaj próbowali coś tworzyć na prawej stronie, raz po raz szarpali, ale udało się tylko raz. Reszta zespołu raczej bez jakichś nadzwyczajnych zagrań. A, no i warto wspomnieć, że Modrić, zdobywca Złotej Piłki za 2018 roku, ZAŁOŻYŁ PRZECIWNIKOWI RYBKĘ. Teraz chyba już nikt nie ma wątpliwości, że Chorwat w 100% zasłużył na tę nagrodę.
Pierwszy kwadrans drugiej połowy to zmasowane ataki gospodarzy. Dwie bardzo dobre okazje zmarnował Gonzalo Melero. Real kompletnie oddał inicjatywę i ograniczył się raczej do gry z kontry, chociaż i takich akcji nie oglądaliśmy zbyt wiele. Królewscy grali po prostu na stojąco, bez pomysłu i czekali na to, co zrobią rywale.
Swoje okazje miał Bale, jednak za każdym razem na posterunku był Aleksandar Jovanović. W między czasie boisko opuszczali kolejno Ceballos, Modrić i Bale, a w ich miejsce pojawiali się Valverde, Isco oraz Asensio. Nie zmieniło to jednak zbytnio obrazu gry.
Zdecydowanie więcej okazji w drugiej połowie stworzyła sobie Huesca. Zawiodła jedynie skuteczność. Najwięcej ataków gospodarze przeprowadzali lewą stroną, za sprawą Davida Ferreiro, który raz po raz wrzucał piłki w pole karne Królewskich.
Sympatycy drużyny Solariego, do końca spotkania musieli drżeć o wynik meczu. W końcówce wyglądało to jak walka bokserska, w której jeden z zawodników opiera się o liny i jest non stop okładany, jednak skutecznie broni się przez nokautem. Jeśli za coś można pochwalić ekipę z Madrytu, to za zachowanie czystego konta, choć to raczej kwestia szczęścia.
Krótko mówiąc, druga połowa była bardzo słaba w wykonaniu Realu Madryt. Śmiem twierdzić, że gdyby dzisiaj Real nie grał z Hueską, tylko np. Getafe, to Blancos po prostu przegraliby to spotkanie. Trzy punkty oczywiście cieszą, ale z taką grą to w tym sezonie o nic się nie powalczy.
W ogólnym rozrachunku nie było to najlepsze spotkanie. Zawodników wyróżniających się można policzyć na palcach ręki, w zasadzie to wymieniłem ich po pierwszej połowie. A, no i prawie zapomniałem. Benzema oczywiście z szacunku dla rywala nie zaprezentował pełni swoich umiejętności. Francuz po prostu gra słabo, żeby szanse były bardziej wyrównane.