Real wygrywa w derbach Madrytu
Za nami kolejny, jakże emocjonujący mecz, w wykonaniu Realu Madryt. Tym razem podopieczni Santiago Solariego ROZWALILI 1:0 Rayo Vallecano. Nie obraziłbym się, gdyby na takich wynikach wyrwali Mistrzostwo Hiszpanii, ale nie oszukujmy się, przyjdzie czas zmierzyć się z jakimś lepszym zespołem i z taką grą zaczną się naprawdę wielkie schody.
Składy:
Real Madryt: Courtois; Carvajal - Varane - Ramos - Marcelo; Modrić (Valverde 90+1') - Llorente - Kroos; Lucas Vázquez - Benzema (Vinicius 78') - Asensio (Ceballos 71').
Rayo Vallecano: Dimitriewsk; Tito - Velazquez - Galvez (Ba 54') - Alex Moreno; Advincula - Comesana - Medran (Bebe 54') - Imbula; Embarba (Alegria 73') - Alvaro Garcia.
Pierwsze 10 minut zwiastowało nudny mecz. Obie drużyny grały bez pomysłu, intensywności i dokładności. Dopiero w 13 minucie Królewscy przeprowadzili dobrą akcję. Najpierw genialny przerzut Benzemy do Vazqueza, a po chwili Hiszpan odwdzięczył się Francuzowi dobrym podaniem, którego dziewiątka Realu nie miała prawa zmarnować. I nie zmarnował, strzał po długim rogu i 1:0.
Chwilę później fantastyczną okazję miał Velazquez. Rzut rożny, idealne dośrodkowanie w pole karne i świetne wyjście do główki Urugwajczyka, piłka minęła lewy słupek dosłownie o centymetry. No i w zasadzie to by było na tyle, jeśli chodzi o groźne sytuacje ze strony gości.
Kilkadziesiąt sekund później, ponownie Real stworzył sobie wyśmienitą okazję, jednak Asensio, będąc sam na sam z bramkarzem Rayo, postanowił uderzyć prosto w niego. Co się dzieje z tym chłopakiem ostatnio to przerasta ludzkie pojęcie. Z pewnością nie jest to kwestia umiejętności, bo nie podlega wątpliwości, że Hiszpan je ma. Myślę raczej, że przyczyną jest jakaś blokada w głowie. Może czas wybrać się do psychologa?
Kolejny kwadrans to klepanie przez oba zespoły w środku pola, był to jeszcze nudniejszy fragment spotkania, niż początek. W 36 minucie Toni Kroos, po zamieszaniu w polu karnym Rayo, kropnął z lewej nogi, ale piłka zatrzymała się na słupku.
Pierwsza część meczu szczególnie nie porywała. Real miał przewagę, strzelił gola i stwarzał sobie kolejne okazje, jednakże nie zaowocowało to podwyższeniem wyniku. Na pewno pochwalić należy Benzemę, który rozpoczął akcję bramkową i sam ją wykończył. Francuz często pokazywał się do gry i próbował niekonwencjonalnych rozwiązań. A jeśli kogoś miałbym zrugać, to z pewnością byłby to Asensio, który raz po raz dokonuje złych wyborów.
W drugiej połowie obraz gry się nie zmienił. No, może poza tym, że goście już nie próbowali gry kombinacyjnej, tylko strzelali z dystansu, dosłownie z każdej pozycji. Najczęściej nie były to odpowiednio przygotowane uderzenia, więc Courtois nie miał z nimi żadnych problemów. Jednak jeden strzał, oddany przez Bebe, był na tyle silny, że Belg nie ryzykował i jedynie odbił piłkę, zamiast ją łapać. Dopiero w końcówce Rayo miało piłkę meczową, ale na posterunku był Courtois, który dwukrotnie uratował Królewskich, raz do spółki z Carvajalem.
Real nadal tworzył sobie okazje, ale nic konkretnego z tego nie wynikło. Asensio, tak jak w pierwszej połowie, nadal w większości przypadków podejmował złe decyzje, obojętnie czy chodziło o strzały, czy o podania. Bardzo słaby mecz w wykonaniu Hiszpana, do tego nabawił się jakiegoś urazu, ale raczej to nic poważnego.
Wejścia Ceballosa i Viniciusa nie zmieniły praktycznie niczego w grze Królewskich. Kolejne dobre spotkanie rozegrał Llorente. Dla Benzemy też były to udane zawody, jednak na kilkanaście minut przed końcem spotkania, Francuz nabawił się jakiegoś urazu. Oby to nie było nic poważnego.
Podsumowując, Real miał to spotkanie pod kontrolą, jednak kibice do końca musieli drżeć o wynik. Najważniejsze są 3 punkty, ale skuteczność zdecydowanie do poprawy, bo o ile na Hueskę i Rayo, przy odrobinie szczęścia, taka gra może wystarczyć, to z silniejszymi klubami już nie będzie tak łatwo.