Rzym zdobyty - po meczu Lazio vs Sevilla

Mogłoby się wydawać, że przerwa od Ligi Mistrzów i obejrzenie spotkania Ligi Europy, w którym udział biorą dwa klasowe kluby, nie może być niczym strasznym. Niestety rzeczywistość ukazała się dużo bardziej brutalna i pomimo tego, że Sevilli udało się zdobyć Rzym, to fajerwerków raczej nie było. Bo bardzo przeciętnym widowisku górą byli Hiszpanie i to oni przed rewanżem będą w zdecydowanie lepszych nastrojach.

Składy:

• Lazio: Strakosha - Radu, Acerbi, Bastos (57' Luiz Felipe) - Luljić, Luis Alberto (44' Durmisi), Lucas Leiva, Parolo (46' Cataldi), Marusić - Caicedo, Correa
• Sevilla: Vaclik - Mercado, Kjaer, Gomez - Navas, Sarabria (83' Amadou), Banega, Vazquez, Escudero (75' Promes) - Silva, Ben Yedder (71' Munir)

Od samego początku poprzeczkę bardzo wysoko zawiesiła Sevilla, która cierpliwie rozgrywała piłkę od czasu do czasu zagrażając bramce strzeżonej przez Thomasa Strakoshę. Najlepszą okazję w początkowym fragmencie meczu miał Pablo Sarabria, który zamiast kończyć akcję strzałem, zdecydował się na dogranie, tym samym zaprzepaszczając szansę na bramkę. Po kilkunastu minutach bardzo aktywnej gry ze strony Hiszpanów, szczęścia spróbować chciało również Lazio. Świetną indywidualną akcją popisał się były zawodnik Sevilli, Joaquín Correa, który po uporaniu się z 3-osobową przeszkodą przegrał pojedynek z bramkarzem gości Tomášem Vaclíkiem, który wyjściem z własnej bramki zatrzymał atak Argentyńczyka.

Gra Sevilli, która bezapelacyjnie była stroną przeważającą, mogła się podobać, co prędzej czy później musiało przynieść jakieś trafienie. Co prawda trochę musieliśmy poczekać, a mianowicie do 22. minuty, kiedy to świetne podanie Sarabri na bramkę zamienił Wissam Ben Yedder, umieszczając piłkę obok bezradnego bramkarza. Od tamtego momentu gra trochę siadła i piłkarze nie byli już tak aktywni. Skutkiem tego, do końca pierwszej odsłony była tylko jedna ciekawa akcja. Zaledwie 3 minuty po bramce Francuza, odpowiedzieć mogło Lazio. Bardzo dobrze w polu karnym rywala odnalazł się Adam Marušić. Jego strzał pomimo tego, że minął bramkarza, nie znalazł drogi do bramki, gdyż w ostatnim momencie futbolówkę z linii bramkowej wybił Simon Kjaer ratując swoją drużynę przed stratą bramki.

Tak jak wspomniałem, była to ostatnia ciekawa, a zarazem groźna sytuacja w pierwszej połowie i nie zostało nam nic innego jak oczekiwać na drugą odsłonę. Ta niestety również nie należała do najciekawszych, ale zacznijmy od początku. Jeszcze przed upływem pierwszego kwadransu drugiej połowy szkoleniowiec Lazio, Simone Inzaghi zdecydował się na wykorzystanie wszystkich trzech zmian, które miały odmienić losy tego spotkania. Na boisku pojawili się Riza Durmisi, Danilo Cataldi oraz Luiz Felipe. Co ciekawe zaledwie dwie minuty po wejściu świetną okazję na bramkę miał ostatni z panów. Brazylijczyk po dośrodkowaniu z rzutu wolnego bardzo dobrze odnalazł się w polu karnym. Do szczęścia zabrakło jednak celnego uderzenia. Strzał Felipe poszybował wysoko nad bramką i rezultat na tablicy wyników nie uległ zmianie.

Prawdę mówiąc, była to jedyna tak dogodna sytuacja ze strony Lazio. Druga połowa podobnie jak pierwsza, choć nie porywała to zdecydowanie była pod dyktando Sevilli, która znów kontrolowała sytuację od czasu do czasu stwarzając zagrożenie pod bramką Strakoshy. Świetne sytuacje na zdobycie bramek mieli Franco Vázquez, Andre Silva oraz Pablo Sarabria. Za każdym razem do szczęścia brakowało jednak skuteczności i wynik do ostatniego gwizdka nie uległ zmianie. Co tu dużo mówić. Mecz, choć zapowiadał się naprawdę wyśmienicie, nie porwał i z pewnością nie takiego walentynkowego czwartku spodziewali się kibice ze mną na czele. Niestety takie są realia i nie można mieć wszystkiego.

Lazio 0:1 Sevilla 

0:1 | 22' Ben Yedder