Charków nie sprzyjał dziś Eintrachtowi
Kilka minut po losowaniu par 1/16 finału Ligi Europy, widząc kogo wylosował mój Eintracht, w mojej głowie była tylko myśl: Chłopaki, wyjdźcie, dajcie z siebie 100% a jeśli przegracie - too bad. Szachtar Donieck, regularny uczestnik Ligi Mistrzów, co by nie patrzeć, duży klub z sukcesami. Ale to co mnie dzisiaj przywitało w Charkowie, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Zapraszam.
Składy:
Szachtar Donieck: Pyatov - Ismaily, Khocholava, Kryvtsov, Butko - Patrick, Stepanenko, Taison, Kovalenko (81' Malyshev), Marlos (69' Solomon), Moraes (90' Bolbat)
Eintracht Frankfurt: Trapp - Ndicka, Hasebe, Hinteregger, Kostić, Rode (46' Rode), Fernandes (82' de Guzman), da Costa - Rebić, Jović
Tomasz Ćwiąkała kilkanaście dni temu, poprosił nas o zwrócenie uwagi na ten, na pierwszy rzut oka, niepozorny klub z Frankfurtu. No bo kto normalny w Niemczech widzi coś dalej niż Bayern czy Borussię Dortmund. Jeżeli dzisiaj moi drodzy, zdecydowaliście się obejrzeć akurat to spotkanie, to szczerze wam gratuluję, ponieważ przekonaliście się i zobaczyliście "na papierze" jak wygląda gra Eintrachtu. Prawda jest taka, że poza chwilami słabości, kontrolowali przebieg meczu od A do Z. Ale po kolei.
Zaczęło się od 7 minuty, gdzie po faulu Stepanenki (o nim hehe później) Rode dośrodkował I D E A L N I E na stopę będącego ostatnio w znakomitej formie Hintereggera. Trybuna przyjezdnych z Niemiec, która i tak przez cały mecz zagłuszała Szachtar, eksplodowała. Nie dość, że wyszli z grupy z kompletem punktów, to jeszcze strzelają na obcym terenie. Radość ich jednak nie trwała długo, ponieważ sędzia jakimś cudem dopatrzył się faulu-widmo Ndicki w polu karnym i sędzia wskazał na wapno. Z jedenastego metra nie pomylił się Marlos i mamy remis. Jest 10 minuta ale to nie koniec rollercoastera.
Kilkadziesiąt sekund później idiotycznym wślizgiem na Rebiciu pochwalił się Stepanenko i sędzia nie miał większego wyboru, jak po raz drugi sięgnąć po drugi żółty - a w konsekwencji czerwony kartonik i tak od 11 minuty Eintracht miał o wiele łatwiej. Niestety muszę Was zasmucić, ponieważ do końca pierwszej połowy nie wydarzyło się nic co mógłbym opisać inaczej niż "Eintracht kontrolował, atakował i nie pozwalał gospodarzom rozwinąć skrzydeł". Przejdźmy więc może do drugiej połowy, bo tam działo się już ciut więcej.
Zaledwie 5 minut po wznowieniu spotkania potrzebowały Orły, by drugi raz w tym meczu wyjść na prowadzenie. Stało się to za sprawą Jovicia, który dośrodkował w pole karne z prawej strony i Kosticia który bardzo podobnie jak Hinteregger wpakował piłkę nogą do siatki. Zawaliła tutaj calutka obrona Szachtaru i żeby nie przeklinać: Wstydźcie się takie rzeczy w telewizji pokazywać. Przechodzimy więc do akcji z 62 minuty. Co prawda nie padła po tej akcji bramka, ponieważ Trapp cudem wybronił strzał Ismailii. Zaczęła się jednak niepokojąca chwila słabości, którą Frankfurt lubi czasem złapać. Podczas tych około 10 minut oddali w pełni inicjatywę rywalom, co poskutkowało golem wyrównującym autorstwa Taisona w 67 minucie.
Po tej bramce tak jakby terapia szokowa się już zakończyła i Eintracht znów dochodził do słowa, próbując kilkukrotnie kąsać Pyatova a to strzałem Rebicia z rzutu wolnego, a to fenomenalnego strzału Jetro Willemsa. Nic jednak nie chciało wpadać do bramki i mecz kończymy remisem 2:2. Optymalny wynik dla Eintrachtu na rewanż na Commerzbank Arenie. Wystarczy nie przegrać, lub nisko zremisować.
Szachtar Donieck 2:2 Eintracht Frankfurt
0:1 7' Hinteregger
1:1 10' Marlos (karny)
1:2 50' Kostić
2:2 67' Taison