Niespodzianka w Warszawie. Losy dwumeczu rozwiążą się w Szkocji
Ogromną niespodzianką zakończyło się spotkanie Legii Warszawa z Glasgow Rangers. Skazywani na pożarcie podopieczni Aleksandara Vukovicia, bezbramkowo zremisowali przez własną publicznością, a losy dwumeczu rozwiążą się dopiero w rewanżu.
Legia Warszawa 0:0 Glasgow Rangers
Składy:
Legia: Majecki - Stolarski, Lewczuk, Jędrzejczyk, Rocha - Martins, Cafu (71' Antolić), Gwilia - Vesović (83' Nagy), Luquinhas, Kulenović
Rangers: McGregor - Tavernier, Goldson, Katić, Flanagan - Davis, Jack, Arfield (87' Kamara), Aribo - Ojo, Morelos (87' Defoe)
W stolicy Polski nadzieje były ogromne. Wracano do spotkania z Celtikiem, w którym Legia zagrała jak z nut, lecz wiedziano, że Glasgow Rangers postawi zdecydowanie wyższe warunki. Już spotkania z duńskim Midtjylland pokazały, że Szkoci są bardzo dobrze zorganizowaną drużyną, niezwykle szybko przechodzącą do ataku, ale co najważniejsze - do bólu skuteczną. Faworyt tego starcia mógł być tylko jeden. Tę łatkę przyszyto zawodnikom Glasgow Rangers, którzy od samego początku starali się grać na swoich warunkach.
Akcje rozpoczynane od własnego pola karnego i długie tworzenie akcji nie sprawiały jednak Legii kłopotów. Za to Aleksandara Vukovicia trzeba pochwalić, bo tak, jak przewidywał Steven Gerrard - strzelenie gola warszawiakom będzie niebywale trudne. Świetne zawody rozegrał Igor Lewczuk. Doświadczony stoper wracając do Polski, miał być dopiero czwartym wyborem trenera - momentalnie stał się jednak liderem defensywy, a dzisiejszego wieczoru w jego cieniu znalazł się nawet Artur Jędrzejczyk. Reprezentant Polski miał ogromne problemy z zatrzymaniem Alfredo Morelosa. Częste faule sprawiały, że kapitan "Wojskowych" musiał grać strasznie zachowawczo, aby nie skończyć tego meczu przed czasem. Kolumbijski atakujący sprawiał Legii ogromne problemy, lecz w pojedynkę gra się naprawdę ciężko.
Szkoci bardzo przeciętni, do ukłucia. Brakuje z przodu odwagi, ruchu bez piłki i próby przejęcia inicjatywy w tym meczu. Atmosfera fantastyczna. #LEGRAN
— Andrzej Cała (@andrzejcala) August 22, 2019
Po stronie Rangersów mało widoczny był Sheyi Ojo. Były zawodnik Liverpoolu nie radził sobie z murem w postaci Igora Lewczuka oraz Pawła Stolarskiego, co znacznie utrudniało konstruowanie akcji przez gości. Bierna postawa całej linii doprowadziła do dużej niespodzianki i choć to Rangersi próbowali grać swoje - kontrolując grę, to zdecydowanie bliżej zwycięstwa była Legia.
Atak wicemistrza Polski nie był jednak bez skazy. Po raz kolejny w pierwszym składzie oglądaliśmy Sandro Kulenovicia. Chorwat znów zawiódł, a godny pochwały był głównie Luquinhas. Brazylijczyk po raz kolejny okazał się najlepszym zawodnikiem po stronie gospodarzy. Jego swoboda z piłką sprawiała wicemistrzowi Szkocji ogromne problemy, co jeszcze przed przerwą mogło zostać udokumentowane golem. Najpierw uderzał Luquinhas, kilkanaście minut później Cafu, a po przerwie Marko Vesović oraz Walerian Gwilia. Wszystkie celne uderzenia legionistów lądowały jednak na Allanie McGregorze. 37-letni golkiper prężnie wyznawał stereotyp - im starszy, tym lepszy, a jego dobra postawa zaprocentowała czystym kontem.
Bezbramkowy remis, choć z punktu widzenia polskiego kibica cieszy, to z pewnością jest na rękę Szkotom. Steven Gerrard jeszcze przed meczem przyznawał, że losy awansu rozstrzygnął się na boisku w Glasgow, a tam faworytem będą gospodarze. Nie mniej jednak za Legią bardzo dobre spotkanie, podczas którego nie dali się zepchnąć pod własną bramkę, o mały włos nie sprawiając niespodzianki.
Paradoks polskich klubów w euopucharach: z amatorami z Gibraltaru, Luksemburga, Łotwy, Kuopio grają padakę. Ale BATE, Broendby, Rangersom potrafią się postawić i zagrać że oczy nie krwawią... #LEGRAN
— Michał Pol (@Polsport) August 22, 2019