Była walka, ale to wszystko. Napoli za mocne dla Legii
Było miło, ale się skończyło. Nie będzie trzeciego zwycięstwa Legii Warszawa w trwających rozgrywkach Ligi Europy. Zespół trenera Michniewicza uległ we czwartek faworyzowanemu Napoli 0:3. Następny przystanek? Niedziela i mecz z Piastem Gliwice.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Napoli - Legia Warszawa 3:0
Napoli: Meret - Di Lorenzo, Manolas, Koulibaly, Jesus - Demme, Anguissa, Elmas - Insigne, Lozano, Mertens
Legia: Miszta - Jędrzejczyk, Wieteska, Nawrocki - Johansson, Martins, Josue, Luquinhas, Mladenović - Lopes, Muci
Dwa pierwsze zwycięstwa Legii w Lidze Europy? Nie no, nie oszukujmy się, to była prawdziwa sensacja. Spisywany na porażkę mistrz Polski miał po rozegraniu dwóch spotkań komplet punktów. W obu nie był faworytem. Miał być spisany na porażkę, choć wyszło tak, że tylko dzięki wynikom na międzynarodowej arenie wciąż nie doszło do nerwowych ruchów. Trener Michniewicz nadal pracuje. Drużyna niby ma się dobrze, aczkolwiek do Neapolu nie przyleciała na spacer. Po niespodziankach w Moskwie oraz Warszawie wszystko tu było możliwe. Legia mogła dostać srogi łomot. Mogła też sprawić kolejną niespodziankę i być o krok od awansu do fazy pucharowej tegorocznych rozgrywek.
To jest właśnie różnica poziomów. Dwie sytuacje Legii, po których padają dwie bramki Napoli.
— Greg (@gr3gor_g3) October 21, 2021
Przebieg tego pojedynku był na ogół jasny. Każdy to pewnie zakładał, więc większej niespodzianki nie było. Stroną dominującą byli gospodarze. Tworzyli akcję za akcją. Regularnie zagrażali bramce Legii. Przy odrobinie szczęścia powinien tu paść wręcz kosmiczny wynik, wszak nie dość, że Napoli było nabuzowane do granic możliwości, to mistrzom kraju nie pomagała linia defensywy. Błąd, gonił błąd i generalnie był poganiany przez kolejny. Czy kogoś to dziwiło? Pewnie nie, bo nie był to pierwszy tego typu mecz, w którym obrona totalnie nie dojechała.
Na kwadrans przed końcem starcia trafił Lorenzo Insigne. Kilka minut później dołożył Victor Osimhen i generalnie było po wszystkim. Wynik meczu ustalił Matteo Politano. Legia oczywiście nie odpowiedziała, choć trzeba przyznać, że do pewnego momentu broniła się dzielnie. Tym razem jednak bez skutku.
A co działo się w pozostałych spotkaniach Ligi Europy? Przede wszystkim nie doszło do większych wpadek. Pomijając mecz pomiędzy Marsylią oraz Lazio, wszystkie trzymały jakiś poziom. Po szalonym powrocie zwyciężył Lyon. Komplet punktów dopisali sobie także w Monaco, Glasgow oraz Londynie. Generalnie większość starć zakończyła się tak, jak zakończyć się powinna, co faktycznie może dziwić. Ostatnie kolejki owych zmagań to raczej seria nieszczęść w wykonaniu faworytów, aniżeli działanie z założonym planem.
Wybrałem Lazio-Marsylia 0:0, a widzę, że w meczu Romy z Bodo 7 bramek. Aj 😑😅
— Piotr Dumanowski (@PDumanowski) October 21, 2021
No, ale grała także Liga Konferencji Europy. Jasne, nie było to ten sam poziom, na którym stał pojedynek z udziałem Legii, aczkolwiek padło kilka rezultatów mogących budzić spory podziw. Niespodziewaną porażkę w Norwegii poniosła AS Roma. Stołeczny zespół został wręcz rozbity przez miejscowe Bodo/Glimt, przegrywając aż 1:6. Generalnie nawet my nie wiemy, jak do tego doszło.
Powody do wstydu mogą mieć również w Londynie. Łatka faworyta na sto procent nie sprzyja piłkarzom Tottenhamu. Przedstawiciel Premier League uległ dziś ma wyjeździe z Vitesse 0:1. Dobre wieści są natomiast takie, że po raz kolejny spotkanie od pierwszych minut rozpoczął Tymoteusz Puchacz. Trochę gorsze brzmią natomiast tak, iż zaledwie kilka minut trwał występ Kamila Grabary. Golkiper Kopenhagi skończył starcie z czerwoną kartką.
Nie będę udawał, że oglądam, w podróży jestem, ale patrzę na statystyki, pięć strzałów Vitesse, zero Tottenhamu - i odczuwam pewien rodzaj ulgi, że nie oglądam.
— Michał Okoński (@michalokonski) October 21, 2021