Dziurawa puszka
Kolejne puszkowe derby za nami! Mecze ociekające komercją i trochę za słodkim napojem energetycznym są całkiem ciekawym tworem w tej jakże uczciwej i niesprzedajnej europejskiej piłce. Dlatego pewnie niejeden z Was choćby jednym okiem śledził to, co działo się dzisiaj na stadionie w Salzburgu, gdzie Red Bull podejmował RasenBallsport Lipsk. Podejmował i wygrał, już drugi raz w tej edycji Ligi Europy!
Składy:
- Salzburg: Walke - Lainer, Ramalho, Pongracić, Ulmer - Schlager, Samassekou, Junuzović - Wolf (87. Daka) - Dabbur (90. Prevljak), Gulbrandsen (76. Minamino)
- Lipsk: Mvogo - Mukiele (70. Klostermann), Orban, Upamecano, Saracchi (78. Halstenberg) - Cunha, Ilsanker, Laimer, Bruma - Augustin (62. Poulsen), Werner
Pierwsze starcie między tymi ekipami było wyjątkowe, bo pierwsze, normalna rzecz. Wówczas emocji nie brakowało, a RB Salzburg choć był zespołem zdecydowanie lepszym, wygrał w Lipsku nieznaczną różnicą, bo 3:2 - a wynik ten powinien wyglądać zdecydowanie pewniej. Teraz przyjezdni z Niemiec chcieli zrewanżować się Austriakom, których Bundesliga nie ma się co umywać do tej Bundesligi "z północy", a przy okazji zostać na drugim miejscu w tabeli, żeby mieć względnie nienerwową sytuację w walce o awans. Cóż, ich problem był taki, że to Salzburg był stroną zdecydowanie lepszą.
Gospodarzom motywacji nie brakowało, co było widać w ich zdecydowanej i agresywnej postawie. To oni mieli boiskową inicjatywę, oni byli zespołem lepszym i oni mieli klarowniejsze sytuacje na zdobycie goli. Nie było ich dużo, bo sam mecz jako tako nie zachwycał, ale jednak jakieś tam mieli. O strzale z rzutu wolnego Zlatko Junuzovicia za wiele mówić nie będę, bo jedyne co jest warte odnotowania to fakt, że był celny, ale sytuacja z 20. minuty, kiedy Munas Dabbur zagrał mięciutką podcinką do Fredrika Gulbrandsena... no, no... ładne to było, ale napastnik Salzburga trafił w bramkarza przyjezdnych.
W pierwszej połowie (w drugiej zresztą też) bardzo dużo było chaosu, niedokładności, podań bez adresata albo bez pomyślunku, a w całym tym zamieszaniu lepiej odnajdywali się gospodarze, którzy nie pozwalali Lipskowi na nic konstruktywnego. Inna sprawa jest taka, że śmiem powątpiewać, czy RasenBallsport było dzisiaj w ogóle na coś stać, bo choć nie będę hejtować środka pola Konrad Laimer - Stefan Ilsanker, to zrobię to i shejtuję. Z przodu Niemcy nie byli w stanie zrobić zupełnie nic, co nie było drobnym prognostykiem, ponieważ w Rosenborgu tuż przed przerwą na prowadzenie wyszedł szkocki Celtic, przeskakując tym samym RB w grupie.
W drugiej części spotkania za wiele się nie zmieniło i to nadal Austriacy byli tymi lepszymi Puszkami. W końcu też udało im się zdobyć zasłużonego gola, kiedy Junuzović zagrał prostopadle wolejem do pędzącego Andreasa Ulmera, ten dograł w pole karne do Gulbrandsena, który strzałem przy słupku pokonał Yvona Mvogo. 1:0 dla Puszek! Była to 74. minuta, będąca jednocześnie momentem, w którym to Lipsk zaczął przeważać - oczywiście bez większych efektów. Ba, powinien przegrywać 0:2, kiedy w 81. minucie Hannes Wolf wyprzedził Dayota Upamecano i popędził sam na sam, co koncertowo spierdzielił, dając się wytrącić z biegu ryzykownie pogrywającemu Francuzowi.
Niektórzy z Was zaczęli się pewnie zastanawiać, dlaczego nie wspomniałem o żadnych sytuacjach gości z Lipska? Cóż... nie za bardzo jest o czym wspominać. Zagrozili dwukrotnie i dwukrotnie był to Timo Werner. W pierwszej połowie, gdy po błędzie znanego z niemieckich boisk pana elektryka Andre Ramalho popędził w pole karne i uderzył minimalnie obok słupka; oraz w drugiej połowie, gdy po zgraniu piłki przez Yussufa Poulsena strzelił mega efektownie, dając szansę na popisanie się Alexandrowi Walkemu. No i w sumie tyle. Oprócz tego nie pokazali nic ciekawego, nic wartego wzmianki, pochwały, pogłaskania po główce.
A z czym to się wiąże? Z tym, że RB Lipsk ma obecnie tylko sześć punktów i przed ostatnim meczem z Rosenborgiem (który raczej wygra) będzie musiał liczyć na łaskę rywali. Celtic - mający dziewięć punktów, ale gorszy bilans - zmierzy się u siebie z Salzburgiem (który zagra o pietruszkę) i jeśli co najmniej zremisuje, będzie mógł się cieszyć z awansu do dalszej fazy Ligi Europy. Nie tak to miało w Leipzigu wyglądać!