Sevilla kontynuuje marsz po Puchar... Krasnodar zresztą też
Wszyscy dobrze wiemy o tym, że Sevilla upodobała sobie rozgrywki Ligi Europy. W ostatnich 15 latach powiększyli swoją gablotę aż o 5 pucharów drugich najważniejszych rozgrywek w Europie. Dzięki dzisiejszemu zwycięstwu 3:0 nadal są na dobrej drodze do finału, który odbędzie się w Baku. Zawodnicy FK Krasnodaru opuszczali stolicę Andaluzji w równie dobrych nastrojach. Rosjanie także cieszą się z awansu do kolejnej rundy. Dla nich to jedyna dobra informacja.
Sevilla FC: Vaclik - Mercado, Carrico, Sergi Gomez - Promes, Roque Mesa, Banega (70' I. Amadou), Franco Vazquez, Escudero - Ben Yedder (72' J. Navas), Andre Silva
FK Krasnodar: Kriciuk - Pietrow, Martynowicz, Fjoluson, Ramirez - Gaziński, Kabore, Pereyra (51' D. Stotsky) - Wanderson, Ignatjev, Claesson (61' C. Cueva)
Piłkarze z miasta znad Morza Azowskiego bardzo szybko postanowili zmienić swoją profesję i stać się Świętymi Mikołajami, stąd chyba muszę wystosować apel do panów-piłkarzy: Panowie, to ja jestem Mikołajem. Co prawda do bycia Świętym jeszcze wiele mi brakuje, ale zajmijcie się lepiej graniem w piłkę. W 5. minucie meczu bramkarz gości fatalnie wybił piłkę, Kabore spóźnił się o ułamek sekundy do bezpańskiej piłki i dzięki temu Roque Mesie wystarczyło wystawić nogę w stronę futbolówki, kopnąć ją przed siebie, gdzie na posterunku czuwał Wissam Ben Yedder i uderzył nie do obrony. Inną kwestią jest to, czy napastnik Sevilli nie znajdował się przypadkiem na pozycji spalonej. Dzisiejsze spotkanie prowadzili sędziowie z Polski (skład sędziowski pod wodzą arbitra Daniela Stefańskiego), ale oni nie dopatrzyli się przewinienia snajpera gospodarzy. Defensywa była tak pewna złamania przepisów przez napastnika rywali, że totalnie odpuścili sobie krycie i rozpoczęli machanie synchroniczne - na igrzyskach olimpijskich mieliby pewne złoto w tej konkurencji.
Drużyna z czerwonej części Sewilli nie kazała zbyt długo czekać na drugiego gola. Sergi Gomez, wybijając piłkę na ślepo ze strefy obronnej, skierował ją w stronę Ben Yeddera. Francuz bez wielkiego trudu uciekł Fjolusonowi i pewnym strzałem po ziemi podwyższył prowadzenie swojej ekipy. Pierwsze dziesięć minut było bardzo szokujące dla rosyjskiego zespołu. Zanim doszło do przebudzenia, już przegrywali dwoma bramkami. Próbowali odgryźć się dobrze dysponowanej drużynie Pablo Machina, ale brakowało im precyzji w wykańczaniu akcji.
Początek drugiej połowy został wyreżyserowany przez Alfreda Hitchcocka. Horror gości rozpoczął się niespełna 180 sekund od wznowienia gry. Fran Vazquez przejął piłkę na środku boiska, przebiegł cały dystans do bramki rywali zupełnie beztrosko, zagrał futbolówkę do Ben Yeddera, który oddał strzał na bramkę. Kriciuk zdołał jeszcze wybronić to uderzenie, ale przy dobitce włoskiego pomocnika nie miałby nic do powiedzenia, gdyby nie wsparcie lewego obrońcy, Cristiana Ramireza. Ekwadorczyk był zapewne uważnym obserwatorem mistrzostw świata z 2010 roku, bo wziął przykład z Luisa Suareza i wygarnął piłkę ręką z linii bramkowej. Tego typu zagrania zawsze kończą się w ten sam sposób - rzut karny i czerwona kartka. Jedenastkę pewnie wykorzystał Ever Banega. Rosjanie musieli mieć się na baczności, bo kolejna bramka mogła wyeliminować ich z gry w sytuacji, gdyby trzy zespoły w grupie zakończyły rywalizację z takim samym dorobkiem punktowym. Jeśli przedstawicielowi ligi hiszpańskiej zależało na strzelaniu kolejnych goli, następowałoby to z ogromną lekkością.
Tym meczem Sevilla pokazała, że oprócz pięknego hymnu ma również drużynę nieprzypadkowo znajdującą się na pozycji wicelidera LaLiga.
[ZOBACZ TEŻ: Isco wygwizdany, Real rozbity i moje LOSOWANIE PAR 1/8 Ligi Mistrzów | Tylko Piłka]