Barcelona bez szczęścia we Francji
To miał być spacerek po nadmorskiej promenadzie dla "Dumy Katalonii". W rzeczywistości dostaliśmy sztorm w sercu Trójkąta Bermudzkiego. Olympique Lyon postawił bardzo ciężkie warunki Barcelonie, dzięki czemu znajduje się w nie najgorszej sytuacji przed rewanżem na Camp Nou.
Składy:
Olympique Lyon: Lopes - Mendy, Denayer, Marcelo, Dubois - Aouar, Ndombele (84' Cheikh), Terrier (75' Cornet), Depay, Traore (69' Tousart) - Dembele
FC Barcelona: ter Stegen - Alba, Lenglet, Pique, Semedo - Roberto (81' Vidal), Rakitić, Busquets - Messi, Suarez, Dembele (67' Coutinho)
Spotkanie rozpoczęło się zdecydowanie od wysokiego C, bo Ousmane Dembele już po pół minucie stworzył zagrożenie w polu karnym przeciwników. Na kolejną akcję nie trzeba było długo czekać, jednak strzał Lionela Messiego z rzutu wolnego poszybował ponad bramką. Jakby tego było mało, Lyon nie miał w planach tylko się bronić i liczyć na najmniejszy wymiar kary. W ciągu czterech minut Barcelona mogła stracić dwie bramki! W 5. minucie Marc-Andre ter Stegen wyciągnął się jak długi, by wybić piłkę na róg, a cztery minuty później już miał sporo szczęścia, gdyż udało mu się sparować potężny strzał Martina Terriera na poprzeczkę. Uff... Spotkanie serio nie zwalniało tempa, bo i Barcelona, i Lyon stwarzali sobie dogodne sytuacje, ale też i dość pechowe. Ivan Rakitić dość niemrawo starał się zagrozić bramce Francuzów, tak samo Dembele, który w sytuacji sam na sam obił bramkarza. W międzyczasie minęła 20. minuta.
Naprawdę bardzo miło się oglądało się to spotkanie. Ładny ofensywny futbol po obu stronach. Lyon mi imponował niczym Stefanowi "Siarze" Siarzewskiemu. Nikt tam nie chciał wracać do domu nawet z podziałem punktów. Przede wszystkim warto też wspomnieć o dopingu Francuzów, który dawał radę. Po 30 minutach można było już wyciągnąć pierwsze wnioski: bardzo aktywny był Memphis Depay, bardzo aktywny był Messi. Czy czegoś jeszcze potrzeba człowiekowi do szczęścia? Przydałyby się jakieś bramki, jednak fenomenalną okazję, wykreowaną przez Depaya, w ostatniej chwili na róg wybił Gerard Pique.
Mimo wszystko, pomijając intensywność meczu, brakowało cały czas tego ostatniego podania. A jak już to ostatnie podanie było, nie było ono w tempo, albo było niedokładne - a szkoda. Wielka szkoda też, że pierwsza połowa nie należała niestety do Luisa Suareza - gubił mnóstwo piłek, niedokładnie podawał. Nie jest to coś, do czego mnie przyzwyczaił i będę go dalej bronił, bo wiem, że potrafi coś więcej niż pasiasty Francuz z Madrytu.
Przed przerwą mieliśmy jeszcze fenomenalną akcję Lyonu, jednak i ten strzał wylądował w okolicach 13. piętra. Ostatnia okazja połowy należała o dziwo do... Sergio Busquetsa, futbolówka jednak minęła słupek o jakieś pół metra. Do przerwy bezbramkowy remis. Ładny mecz, aczkolwiek lekki niedosyt pozostał.
Druga połowa tak naprawdę zaczęła się na dobre w okolicach 52. minuty, kiedy to nie Barcelona, a Lyon - konkretnie Depay - oddał pierwszy groźny strzał - jednak obok bramki ter Stegena. Kolejne minuty spotkania umocniły mnie jednak w przekonaniu, że obie drużyny zdecydowanie spuściły z tonu. Nie oznaczało to jednak, że nie było ciekawie. Barcelona oczywiście zadomowiła się w okolicach szesnastki rywala, ale i Lyon wybiegał raz po raz z przyzwoitym kontratakiem. Bramek nadal nie było.
W 64. minucie miał jednak miejsce niemiły incydent, podczas którego usta Sergiego Roberto nabrały nieco krwistego koloru podczas walki o piłkę. Dostał jednak niechcący i koniec końców obeszło się bez większych problemów. Z kolei Lionel Messi cały czas próbował przebić się przez dziurawą, aczkolwiek dobrze zorganizowaną obronę. Szkoda, że tylko on. Kilka minut później szansę na zrehabilitowanie się miał Suarez, niestety znów piłka minęła bramkę Anthony'ego Lopesa. Obie drużyny powoli już szykowały się do ostatniej fazy spotkania, zmieniając raz po raz zawodników.
Taka ciekawostka w międzyczasie. Niby tutaj opisuję, że taki ten mecz ciekawy i w ogóle, a tylko raz strzał Barcelony był skierowany w światło bramki. Wstyd? Delikatnie mówiąc. Tym bardziej, że Lyon zdawał się tracić powietrze i oddawać inicjatywę Katalończykom. Kolejny breaking news jest taki, że już po 10 minutach od wejścia Philippe'a Coutinho ten dał o sobie znać, że jest na boisku, oddając całkiem przyzwoity strzał.
Barcelona atakowała coraz groźniej, coraz odważniej i bramka wisiała w powietrzu. Ciężko jest jednak strzelić gola, kiedy przed tobą znajduje się dosłownie cała jedenastka przeciwnika. W 86. minucie po raz kolejny to Sergio Busquets oddał jeden z groźniejszych strzałów, który Lopes musiał wybić na rzut rożny, po którym po kilku podaniach i delikatnym zamieszaniu piłka znalazła się pod nogami Messiego. Argentyńczyk oddał samodzielnie w tym meczu już siódmy strzał, podczas gdy cały Lyon takich uderzeń oddał o dwa mniej.
W 90. minucie dostaliśmy rzut wolny z około 20 metrów, do piłki podszedł Messi iiii...dwukrotnie w mur z Lyonu. Nie tego się dzisiaj spodziewali i kibice Barcelony, i właściciele kuponów, których pozdrawiam. Do końca meczu wynik już nie uległ zmianie. Barcelona zagrała bardzo po swojemu, czyli średnio na wyjeździe i prawdopodobnie czeka nas... buldożer na własnym podwórku. Mimo wszystko pojedynek mógł się jak najbardziej podobać i czekam niecierpliwie na rewanż na Camp Nou.
Olympique Lyon 0:0 FC Barcelona