Manchester City gra sparingi zamiast Ligi Mistrzów
Niektórzy wierzyli, że Schalke może sprawić w Lidze Mistrzów sensację i idąc drogą Ajaxu wyeliminować faworyta. Niestety, ale jest to drużyna zbyt ogórkowa, żeby takie scenariusze miały rację bytu. Manchester City zabawił się z Niemcami, jakby brał udział w sparingu czy gierce treningowej i nastrzelał im aż huczało.
Składy:
- City: Ederson - Walker, Danilo, Laporte (72. Delph), Zinchenko - B. Silva, Gündogan, D. Silva (64. Foden) - Sterling, Aguero (64. Jesus), Sane
- Schalke: Fährmann - McKennie (74. Mendyl), Stambouli, Sane, Bruma, Oczipka - Embolo (69. Skrzybski), Serdar, Bentaleb, Konoplyanka - Burgstaller (79. Teuchert)
Nie jest to mecz, o którym można się jakoś specjalnie rozwodzić. Kto, z kim, na kogo, jak, w ilu procentach... Jakie to ma znaczenie, kiedy jedna drużyna wygrywa aż 7:0? Żadne. I co z tego, że Schalke przegrało u siebie 2:3, choć mogło to nawet wygrać? Nic. W tym spotkaniu niewiele działo się przez pierwsze pół godziny meczu i nie licząc słupka Sergio Aguero, obie ekipy nie oddały strzału. Takie to fajerwerki były.
Dopiero w 35. minucie zaczęło się strzelanie, a wyżej wymieniony Argentyńczyk wpisał się na listę strzelców po trafieniu z karnego - Jeffrey Bruma sfaulował Bernardo Silvę i arbiter podyktował jedenastkę. Chwilę później Aguero podwyższył prowadzenie po tym, jak piętką zagrał mu Raheem Sterling, a obrońcy Schalke nie za bardzo zabezpieczyli środkową część pola karnego. W 42. minucie krzywą linię defensywą skarcił były piłkarz i wychowanek S04 - Leroy Sane. 3:0 do przerwy.
Sane i Sterling robili zresztą niezły szum, bo bez większych problemów wyskakiwali zza pleców bocznych obrońców "Königsblauen", którzy ustawieni w fatalny sposób i niewspierani przez swoich kolegów nie byli w stanie złapać dynamicznych mikrusów. Niemiec strzelił nawet na 4:0, ale był na spalonym. To jednak nie przeszkodziło mu chwilę później, w 56. minucie, kiedy dograł precyzyjnie do Sterlinga, który zrobił to, co chwilę wcześniej jego koledze anulowali.
W 71. minucie Sane zaliczył kolejną asystę, tym razem podając do kończącego Bernardo Silvy, a chwilę później do Phila Fodena, który także pokonał Ralfa Fährmanna. W 84. minucie mierzonym strzałem przy słupku popisał się natomiast Gabriel Jesus i Manchester skończył zabawę na siedmiu golach. Nie rozpisuję się zbytnio na ten temat, bo... co tu dużo gadać? Schalke oddało w tym meczu dwa strzały, jeden celny, ale nie zapamiętałem żadnego z nich. Stopień ich zagrożenia oceniam mniej więcej na poziom noworodka chcącego objąć fotel dyktatora na Kubie w latach 70. XX wieku.