BYErn - Liverpool triumfuje na Alianz Arena!
Kiedy wylosowano pary 1/8 finału Ligi Mistrzów, od początku uznałem, że najbardziej wyrównana para w stawce to Bayern - Liverpool. Bardzo się wahałem, którą z drużyn można by wskazać jako faworyta. Czułem, że to będzie wyrównana walka i wszystko rozstrzygnie się w rewanżu. Mimo tego, że w pierwszym meczu padł bezbramkowy remis, nie byłem zawiedziony. Taki wynik gwarantował, że w ten dzisiejszy, środowy wieczór, na Alianz Arena będą musiały posypać się iskry. Choćby w końcówce meczu, ale dzisiaj już ktoś musiał awansować, więc musiało coś się wydarzyć.
Składy:
- Bayern: Neuer - Rafinha, Sule, Hummels, Alaba - Martinez (72. Goretzka), Alcantara - Gnabry, James Rodriguez (79. Renato Sanches), Ribery (61. Coman) - Lewandowski
- Liverpool: Alisson - Alexander-Arnold, Matip, van Dijk, Robertson - Milner (87. Lallana), Henderson (14. Fabinho), Wijnaldum - Salah, Firmino (83. Origi), Mane
Zacząłem podniosłym wstępem, ale trzeba jednak pamiętać, że nikt nie chciał się wykreślić z walki o awans na samym początku, dlatego zaczęło się spokojnie. W 11. minucie zrobiło się nieco głośniej na stadionie. Robert Lewandowski padł w polu karnym, po kontakcie z Virigilem van Dijkiem, ale sędzia Daniele Orsato nie podyktował karnego. Kontrowersje pewnie będą, ale moim zdaniem postąpił słusznie. Kibice Liverpoolu domagali się Fabinho w pierwszym składzie i dość szybko otrzymali rekompensatę. Już w 14. minucie, boisko musiał opuścić kontuzjowany Jordan Henderson, a jego miejsce zajął właśnie Brazylijczyk.
Mimo, że z początku lekką inicjatywę miał Bayern, to powoli przejmował ją Liverpool. Najpierw Firmino niewiele się pomylił z dystansu, a potem... stało się! I to za sprawą tego, który mógł to zrobić, ze 3 razy w pierwszym meczu. Sadio Mane, bo o nim mowa, przyjął długą piłkę i mimo nacisku Rafinhi, poradził sobie z Brazylijczykiem, a potem minął Manuela Neuera i strzelił do pustej bramki. "The Reds" prowadzili od 26. minuty i to były zdecydowanie ich chwile w tym meczu. Już w 34. minucie mogli podwyższyć, ale Neuer obronił groźny strzał Andy'ego Robertsona.
Bayern szukał sposobu, żeby odpowiedzieć i mimo takich efektownych zagrań jak "centrostrzał" Jamesa, w końcu im się udało. W 39. minucie, po dośrodkowaniu Serge Gnabry'ego, piłkę do własnej bramki wpakował Joel Matip. Znowu zaczął dominować Bayern. W końcówce wydawało się, że może jeszcze nawet objąć prowadzenie. Niezły strzał z rzutu wolnego oddał David Alaba, a potem stuprocentową okazję zmarnował Lewandowski. Co prawda był wówczas spalony, ale sędzia zasygnalizował go już po akcji. Do przerwy utrzymał się wynik 1:1
Drugą połowę zdecydowanie mocniej zaczął Liverpool. Groźny strzał oddał Mohamed Salah, ale znów wykazał się Neuer. Bayern długo nie mógł stworzyć groźnej sytuacji. Gdy wreszcie się to udało, to była naprawdę wyborna, ale... nikt nie zamknął dośrodkowania Gnabry'ego. Za to "The Reds" wreszcie zostali nagrodzenie za swoje starania. 69. minuta, dośrodkowanie z rzutu rożnego i... nic innego stać się nie mogło. Virgil van Dijk przyzwyczaił nas do tego, że piłki dośrodkowywane na jego głowę, zazwyczaj lądują w bramce i nie inaczej było w tym przypadku. Liverpool znów wyszedł na prowadzenie.
Bayern robił zmiany i niby starał się coś zmienić, ale to nadal było takie niby. Po prostu w drugiej połowie mistrzowie Niemiec prezentowali się słabo. I zostali posumowani przez rywali w 85. minucie. Po raz drugi, do siatki trafił Mane. Tym razem głową, po dośrodkowaniu Salaha. O końcówce meczu właściwie szkoda pisać. Z Bayernu już kompletnie zeszło powietrze, a kibice zareagowali na wydarzenia boiskowe opuszczając stadion przed końcem. "Bawarczycy" zostali tego wieczoru pozbawieni nadziei w Lidze Mistrzów, a Robert Lewandowski, który znów nie zaistniał w wielkim meczu, nie powalczy już o koronę króla strzelców.
Bayern - Liverpool 1:3 (1:1)
Matip 39' (samobój) - Mane 26', 85', van Dijk 69'