Koncert Messiego! Barcelona demoluje Lyon na Camp Nou!
Lyon w pierwszym meczu zdołał zremisować na własnym terenie z “Dumą Katalonii”, dzięki czemu był w lepszej sytuacji przed rewanżowym spotkaniem. Awans dawał im nawet remis, warunek był jeden, musiał był bramkowy. Rzeczywistość zweryfikowała te plany i Lyon odpadł z Ligi Mistrzów ulegając Barcelonie na Camp Nou.
Składy:
- Barcelona: Marc-Andre ter Stegen - Sergi Roberto, Gerard Pique, Clement Lenglet, Jordi Alba - Arthur (73' Arturo Vidal), Sergio Busquets, Ivan Rakitić - Lionel Messi, Luis Suarez, Philippe Coutinho (70' Ousmane Dembele).
- Lyon: Anthony Lopes - Leo Dubois, Jason Denayer, Marcelo, Fernando Marcal, Ferland Mendy (78' Maxwel Cornet) - Moussa Dembele, Nabil Fekir, Lucas Tousart - Tanguy Ndombele, Memphis Depay (73' Bertrand Traore).
Zawodnicy Barcelony na początku spotkania założyli wysoki pressing. Plan był prosty, szybki gol na początek, który zmusiłby gości do ataku. Pierwszą szansę na otworzenie wyniku spotkania miał Leo Messi. Argentyńczyk otrzymał piłkę na skraju pola karnego, jednak jego strzał lewą nogą wybronił Anthony Lopes. Gra toczyła się głównie na połowie ekipy z Francji, a jej zawodnicy nie potrafili wyprowadzić piłki na chociażby kilka sekund. Pierwszą akcję przeprowadzili dopiero w 9 minucie, strzał obok słupka oddał Tanguy Ndombele. Sytuacja szybko wróciła jednak do normy i Barcelona znów rozpoczęła kilkuminutowe wymiany piłki, co jakiś czas zagrywane w pole karne gości. Pożytku nie było z tych akcji jednak żadnego.
Nie da się ukryć, że na początku mecz ten był nudny. Wszystko zmieniło się w 15 minucie. Kibiców z letargu próbował wyciągnąć Luis Suarez, który przewrócił się w polu karnym. Co prawda w pierwszym momencie wyglądało to jakby Urugwajczyk chciał wymusić jedenastkę, jednak Szymon Marciniak po konsultacji pozwolił Messiemu wykonać stały fragment gry. Argentyńczyk, który stwierdził ostatnio, że karne nie są jego najmocniejszą stroną, podcinką pokonał Lopesa. Ta bramka sprawiła, że w tym spotkaniu już nie mogło być dogrywki.
Stracony gol nie był jedynym problemem Lyonu. Kilka minut później Lopez był faulowany przez wbiegającego w pole karne Philippe Coutinho. Portugalczyk leżał na murawie dobre trzy minuty, po których lekarze poinformowali o konieczności przeprowadzenia zamiany. Co ciekawe jednak, Lopez postanowił zabawić się w Kepę i kręcąc głową sugerował, że nie chce schodzić. W tym przypadku obyło się jednak bez krzyków trenera, który tę decyzję zaakceptował. Bramkarz wyglądał jednak dość źle, co było widać po jego grze i grymasie na twarzy.
Lyon zdecydowanie nie przypominał drużyny z poprzedniego meczu. Zawodnicy “Dumy Katalonii” spokojnie rozgrywali sobie piłkę między sobą, co w końcu musiało skończyć się kolejną bramką. Arthur dojrzał świetnie ustawionego Luisa Suareza, który przyjęciem minął dwóch rywali, a później wyłożył piłkę do Coutinho na pustą bramkę. Taki scenariusz był do przewidzenia, obrona Lyonu grała niezły piach od początku meczu. Po drugiej bramce trener “Les Olympiens” zdecydował o zdjęciu z boiska wciąż oszołomionego bramkarza.
Mathieu Gorgelin miał niezwykle ciężkie zadanie, zastąpienie kontuzjowanego kolegi, bez dłuższej rozgrzewki, mogło nieco speszyć bramkarza. Francuz pokazał się jednak z dobrej strony broniąc w sytuacji sam na sam z Messim. Trzecia bramka zabiła by już ten mecz, patrząc jednak na to, że goście nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę, mecz można było już uznać za rozstrzygnięty. Wynik natomiast nie zmienił się już w pierwszej połowie.
Początek drugiej połowy mógł zacząć się fenomenalnie dla gospodarzy. Arthur otrzymał świetne podanie od Suareza, przebiegł kilkanaście metrów z piłką, by na koniec odegrać ją do wbiegającego Messiego. Argentyńczyk przesadził nieco, próbując zdobyć drugiego dziś gola podcinką. Piłka leciała tak wolno, że obrońca zdążył ją wybić przed linią bramkową. Obraz gry zmienił się w stosunku do tego, co widzieliśmy w pierwszej połowie. Lyon utrzymywał się dużo dłużej przy piłce. Co prawda nie stworzyli żadnej sytuacji bramkowej, ale w pierwszych kilkudziesięciu minutach mieli posiadanie piłki na poziomie 59%.
Kibicom Barcelony zrobiło się w końcu gorąco! W 57 minucie zawodnicy Lyonu oddali pierwszy celny strzał na bramkę Barcelony. Co prawda był on przypadkowy, bo Ferland Mendy chciał dośrodkować, ale trochę mu zeszło. Lyon miał jeszcze rzut rożny, który przyniósł kolejne zagrożenie. Lucas Tousart wykorzystał zamieszanie w polu karnym i strzałem z pierwszej piłki pokonał zasłoniętego ter Stegena. Na Camp Nou wróciły emocje, gdyż kolejna bramka dla francuskiego zespołu dawała im awans do kolejnej rundy. A nie było to takie niemożliwe, po strzelonej bramce w jej zawodników wstąpiły nowe siły!
Obraz gry zmienił się diametralnie. Teraz to goście zamknęli gospodarzy na własnej połowie i to zawodnicy Barcelony nie potrafili wyjść z piłką z własnej połowy. Po czasie wszystko wróciło jednak do normy i Katalończycy znów zaczęli grać tak jak do tego przyzwyczaili. Kłopoty Lyonu zaczęły się, gdy boisko opuścić musiał Mendy. Po raz kolejny popis swoich umiejętności dał Messi. Argentyńczyk przebył z piłką kilkanaście metrów, zamarkował strzał lewą nogą, czym ograł stoperów Lyonu jak dzieci. Po przełożeniu piłki, oddał dość słaby strzał, który zdołał odbić jeszcze bramkarz. Piłka po jego ręce wpadła do bramki i Barcelona wróciła do dwubramkowego prowadzenia.
To nie był jednak koniec koncertu Leo Messiego. Rozbici psychicznie zawodnicy Lyonu odpuścili już grę w obronie, co wykorzystał Gerard Pique. Niepilnowany wbiegł w pole karne i wykończył podanie Argentyńczyka. Przyznam szczerze, że zrobiło mi się żal gości. Muszę pochwalić ich za waleczność, którą pokazali po strzeleniu bramki, jednak biorąc pod uwagę cały mecz, nie zasłużyli na awans. Chwilę później zawodnicy Lyonu po raz kolejny nie wrócili do obrony, co znów wykorzystali gospodarze. Bramkę na 5:1 strzelił Ousmane Dembele. Francuz posłał piłkę między nogami bramkarza, wcześniej otrzymując podanie od najpiękniejszego Argentyńczyka na boisku.