Zniszczenie na Estádio do Dragão - echa meczu Porto - Liverpool
Ostatnie spotkania za nami! Tym samym znamy już wszystkich półfinalistów, którzy już niebawem powalczą o wielki finał. Wczoraj nie obyło się bez niespodzianek. Podobny scenariusz chciało napisać dziś Porto, lecz aby tego dokonać, trzeba być Ajaksem, a z nim do czynienia dziś nie mieliśmy. Po dość jednostronnym meczu awans do półfinału zapewnił sobie Liverpool, który zrobił co do niego należy i pewnie zwyciężył na Estádio do Dragão.
Składy:
Porto: Casillas - Militao, Pepe, Felipe, Telles - Herrera, Pereira, Otavio (46' Soares) - Brahimi (81' Costa), Corona (78' Fernando), Marega
Liverpool: Alisson - Alexander-Arnold (66' Gomez), Matip, van Dijk, Robertson (71' Henderson) - Wijnaldum, Fabinho, Milner - Salah, Mane, Origi (46' Firmimo)
Pierwsze spotkanie dobitnie pokazało, kto jest faworytem tego dwumeczu. Liverpool w starciu rozgrywanym przed własną publicznością zwyciężył 2:0, przybliżając się do półfinału. Futbol jest jednak sportem bardzo przewrotnym, okraszonym masą niespodzianek. Wczorajszy pojedynek Ajaksu z Juventusem udowodnił, że najważniejsza jest wola walki, a nazwiska meczu nie wygrają. Taką nadzieję mieli również piłkarze Porto, którzy wierzyli, że w dzisiejszym spotkaniu będzie podobnie i przy odrobinie szczęścia wyeliminują faworyzowany Liverpool. Jurgen Klopp na pojedynek z Porto nie wystawił Roberto Firmino, a w jego miejsce wskoczył Divock Origi.
Kicha maks narazie ;( #PORLIV pic.twitter.com/7kmwEM7AeK
— Janusz Igrażynka 🐾🐈🐾 (@Mm1906M) 17 kwietnia 2019
Nie przeszkodziło to jednak gościom w zdobywaniu bramek. Od samego początku zdecydowanie groźniej atakowało Porto. Warta pochwalenia była postawa atakującego Portugalczyków Moussy Maregi, który przy odrobinie szczęścia pierwszą połowę mógł kończyć dwoma bramkami. Mógł, ale nie skończył. Za każdym razem brakowało skuteczności, która w najważniejszym spotkaniu w sezonie zawiodła Malijczyka. Znacznie lepiej prezentowało się to po stronie Liverpoolu. Przyjezdni w pierwszej odsłonie oddali zaledwie jedno groźne uderzenie. W 26. minucie akcję Salaha, wepchnięciem piłki do pustej bramki zakończył Sadio Mane, który otworzył wynik tego spotkania. Pierwsza połowa meczu była na ogół nudna. Pojedynek w Porto nie miał podjazdu do tego w Manchesterze, podczas którego w pierwszej odsłonie padło aż 5 bramek.
Bramka w meczu #PORLIV została raczej słusznie uznana. Sytuacja jest nie do oceny (nie jest czarno-biała), a zatem prawidłowo postąpił VAR i podtrzymał decyzję boiskową. @PrawdaFutbolu pic.twitter.com/Od5x26sRXk
— Łukasz Rogowski ZS (@zawodsedzia) 17 kwietnia 2019
Sadio Mané jest trzecim piłkarzem z Afryki który strzelił 10+ goli w fazie pucharowej Ligi Mistrzów i pierwszym w historii The Reds. #UCL #PORLIV
— sports fan (@sportsfan_pl) 17 kwietnia 2019
Co się odwlecze, to nie uciecze. Druga połowa była prawdziwym pokazem strzeleckim, a co najważniejsze nie tylko w wykonaniu jednej drużyny. Ale po kolei. Pierwsza odsłona była zdecydowanie na korzyść Porto. To gospodarze prowadzili grę i przy odrobinie szczęścia powinni prowadzić co najmniej kilkoma bramkami. Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, co doskonale odzwierciedliła druga odsłona. W 65. minucie akcję sam na sam z Ikerem Casillasem wykończył Mohamed Salah, który nie dał szans bramkarzowi i po części ustalił losy awansu. Cztery bramki przewagi to bardzo dużo i nie ma na świecie drużyny, która by to odrobiła.
Choć straty były ogromne, to Porto nie zamierzało się poddawać. Chwilę po golu reprezentanta Egiptu do siatki trafił Eder Militao, który świetnie wykorzystał dośrodkowanie z rzutu wolnego. Bramka przyszłego zawodnika Realu Madryt nieco podrażniła Liverpool i Ci postanowili dobić rywala. Na kwadrans przed końcem spotkania świetną kontrę wyprowadzili przyjezdni. Znakomitym podaniem prostopadłym popisał się Henderson, a formalności dopełnił, wprowadzony w drugiej odsłonie Roberto Firmino. Nie, spokojnie, to również nie była ostatnia bramka. Jeśli strzela cała formacja ataku, to dlaczego nie miałby tego dokonać również jeden z najlepszych defensorów na świecie? Nie chodzi mi jednak o Dejana Lovrena, a Virgila van Dijka. Holender niejednokrotnie pokazywał swoje umiejętności w grze powietrznej i tym razem zrobił to samo. Podobnie jak Eder Militao, świetnie wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego, przy okazji ustalając wynik spotkania.
I don't speak Portuguese but I know enough to say this: Porto is morto. #UCL #PORLIV
— Angry Bosnian Fan (@AngryBosnianFan) 17 kwietnia 2019
I do love Liverpool Football Club. I really do.🥰#PORLIV
— Matthew (@MattAllen_) 17 kwietnia 2019
Nie był to jednak mecz z gatunku najciekawszych. Co miało wpaść to wpadło, lecz nie mogła podobać się postawa linii pomocy obu zespołów. Panował w niej ogromny chaos, a gra często toczyła się z jej pominięciem. Nie przeszkodziło to jednak Liverpoolowi, w zniszczeniu swojego rywala i pewnie zwyciężyli 4:1.