Demony przegonione - Świderski wciąż w walce o Ligę Mistrzów!

PAOK Saloniki zaczyna odgrywać coraz znaczniejszą rolę w greckim futbolu, ale prawdziwa weryfikacja praktycznie zawsze następuje w europejskich pucharach. Nie inaczej jest w tym roku, ale wicemistrzowie Grecji tym razem sprostali zadaniu i dokonali milowego kroku w kierunku fazy grupowej Ligi Mistrzów. Na ich drodze stanęła drużyna, która dwa lata temu okazała się być od nich lepsza - Benfica. Tym razem Portugalczycy nie pokazali się z dobrej strony, a przepisem Greków do sukcesu była cierpliwość i zostali za to nagrodzeni w drugiej połowie, podczas której zdobyli dwa gole. Tym samym zobaczymy dwóch Polaków w kolejnej rundzie - oprócz Karola Świderskiego z PAOK-u, z awansu cieszy Tomasz Kędziora czyli obrońca Dynama Kijów. 

Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!

MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi. 

PAOK - Benfica 2:1 (63' D. Giannoulis, 75' A. Živković - 90+5' R. Silva)

Z naszej perspektywy niepokoiło to, że Karol Świderski rozpoczął to spotkanie na ławce rezerwowych. Pierwszym wyborem na pozycji napastnika jest Chuba Akpom czyli Anglik, który był związany z Arsenalem przez 16 lat, a więc właściwie przez całe życie i nawet zdążył zaliczyć debiut w pierwszej drużynie "Kanonierów". Gospodarze przede wszystkim mieli spore rachunki do wyrównania, bo już dwa lata temu Benfica nie dała żadnych szans i w dwumeczu pokonali PAOK aż 5:2. Od tego czasu wiele zmieniło się w obu zespołach, bo obie drużyny są prowadzone przez innych trenerów. Warto jednak zaznaczyć, że na ławkach trenerskich usiedli dwaj Portugalczycy - Abel Ferreira oraz niezwykle doświadczony Jorge Jesus, który wrócił do Benfiki po pięciu latach. 

Co zapamiętamy z pierwszej połowy spotkania rozegranego na Stadionie Toumba? Oprócz tego, że trybuny świeciły pustkami z wiadomych względów i gospodarze nie mieli za sobą wsparcia fanatycznych kibiców, to działo się stosunkowo niewiele. To goście z Portugalii prowadzili grę i zepchnęli PAOK do głębokiej defensywy. Drużyna z Salonik starała się dzielnie bronić, ale bardzo często dopuszczali się fauli i w efekcie sędzia przed przerwą pokazał aż cztery żółte kartki piłkarzom obu zespołów. Można spokojnie zaryzykować tezą, że widywaliśmy lepsze pierwsze połowy nawet w naszej rodzimej Ekstraklasie. To jednak wcale nie oznacza, że brakowało sytuacji podbramkowych. Najbliżej zdobycia bramki był Pizzi, ale strzał środkowego pomocnika Benfiki z rzutu wolnego zatrzymał się na słupku. Natomiast fakt, że autorem bramki mógł być pomocnik, wiele mówi o dyspozycji napastników Benfiki. Gdyby w składzie znalazł się ktokolwiek inny zamiast Harisa Seferovicia, to PAOK mógłby właściwie prosić o najniższy wymiar kary. 

Druga połowa była potwierdzeniem przysłowia starego jak świat - "niewykorzystane sytuacje lubią się mścić". Skoro Portugalczycy nie potrafili potwierdzić swojej dominacji, to do głosu doszedł PAOK i pierwszy wypad pod bramkę Vlachodimosa okazał się być skuteczny. Lewy obrońca - Dimitris Giannoulis - w akcji ofensywnej wcielił się w rolę sprintera, bo po prostu wbiegł w pole karne, jakby to był dla niego chleb powszedni. Prostopadłym podaniem uruchomił Akpoma i wbiegł tam, gdzie w normalnych okolicznościach stanąłby Anglik. Napastnik urodzony w stolicy Anglii zbyt długo się nie zastanawiał i momentalnie odegrał do Giannoulisa, a ten dopełnił formalności. Wynik spotkania ustalił ten, który miał wyjątkowo coś do udowodnienia Benfice - Andrija Živković. Serbski skrzydłowy został pożegnany przez klub z Lizbony i bardzo szybko dostał okazję do odegrania się Portugalczykom.

Ponownie przydał się Giannoulis, bo to on zaliczył asystę przy golu Serba. Boczny obrońca wykazał się świetnym przeglądem pola i zagrał bardzo dobre podanie za plecy obrońców Benfiki. Zachowując wszelkie proporcję, to akcja Živkovicia wyglądała jakby wyciągnięta rodem z repertuaru Arjena Robbena - dwudziestoczteroletni skrzydłowy zszedł z prawego skrzydła do środka i umieścił piłkę lewą nogą przy krótkim słupku. Sam zawodnik nie okazywał radości z szacunku do dawnego pracodawcy, ale cała reszta drużyny miała pełne prawo do świętowania. Co prawda goście zdobyli gola w końcówce za sprawą Rafy Silvy, ale to było już na otarcie łez. A przed PAOK-iem ostatnia przeszkoda do pokonania, aby dostać się do upragnionej Ligi Mistrzów! Jeżeli pokonają Krasnodar, to doczekają się debiutu w elitarnej Lidze Mistrzów i miejmy nadzieję, że Karol Świderski będzie miał dużo więcej do powiedzenia w kolejnych meczach. 

 Dynamo Kijów - AZ Alkmaar 2:0 (49' G. Rodrigues, 86' M. Szaparenko)

Za zespołem z Ukrainy najważniejszy mecz w tym roku i Dynamo stanęło na wysokości zadania. Gospodarze zagrali świetną drugą połowę, podczas której zdobyli dwa gole i zabrali Alkmaar jakiekolwiek nadzieję na awans do kolejnej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów. Cieszy jednak przede wszystkim to, że Tomasz Kędziora rozegrał całe spotkanie i znacząco przyczynił się do zwycięstwa swojej drużyny. Nie mam tu na myśli wyłącznie czystego konta zachowanego przez Dynamo, ale prawy obrońca reprezentacji Polski zaliczył asystę przy drugiej bramce. Wynik spotkania otworzył Gerson Rodrigues, ale Luksemburczyk praktycznie musiał wyłącznie dopełnić formalność. Słowa uznania należą się asystentowi, Witalijowi Bujalskiemu, bo środkowy pomocnik odebrał piłkę w okolicach bramki AZ i wykorzystał dezorientację rywali. Jeśli chodzi o akcję na 2:0, to Tomasz Kędziora zachował się jak nowoczesny boczny obrońca - wbiegł na połowę Holendrów i dośrodkował w pole karne. Piłkę zdążył zbić bramkarz, ale to zagranie było na tyle niefortunne, że futbolówka wylądowała na głowie Mykoły Szaparenki. Zdolny Ukrainiec musiał jedynie skierować piłkę głową do pustej bramki i to zadanie go nie przerosło. Jestem jednak zdania, że władze Dynama powinny wysłać jakiś list z podziękowaniami do Alkmaar, bo to rywale znacznie przyczynili się do awansu. 

KAA Gent - Rapid Wiedeń 2:1 (36' N. Dorsch, 57' R. Jaremczuk - 90+3' Y. Demir)

Na boiskach w Salonikach oraz w Kijowie widzieliśmy wyczyny dwóch Polaków, za to w Gandawie o swoim istnieniu przypominała dawna gwiazda Ekstraklasy - Vadis Odjidja-Ofoe. Belg, podobnie jak Świderski, rozpoczął spotkanie na ławce rezerwowych i pojawił się na boisku w drugiej połowie. Były piłkarz Legii Warszawa zastąpił na boisku piłkarza, który rozpoczął strzelanie na stadionie Gentu - Niklasa Dorscha. Niemiecki środkowy pomocnik skorzystał ze sposobności, że uwaga defensywy Rapidu była w pełni skupiona na Romanie Jaremczuku i umieścił piłkę w siatce po ładnym strzale głową. Wspomniany już Jaremczuk otrzymał okazję do wykazania się w pierwszym kwadransie drugiej połowy, bo Ukrainiec stanął przed szansą pokonania bramkarza z rzutu karnego. Podyktowana jedenastka była w dużej mierze zasługą Giorgiego Czakwetadze, bo nastoletni Leo Greiml słono zapłacił za brak doświadczenia i niepotrzebnie faulował Gruzina w polu karnym. Austriacy, podobnie jak Benfica, zdołali zdobyć gola w doliczonym czasie gry. Na listę strzelców wpisał się Yusuf Demir czyli wychowanek Rapidu, który w czerwcu obchodził dopiero siedemnaste urodziny! Austriak tureckiego pochodzenia okiwał jednego obrońcę, ładnie przymierzył zza pola karnego i zmniejszył jedynie rozmiary porażki. 

Autor

Mikołaj Krzywkowski

Krzywy94