Do przerwy bez szału. Po przerwie też
Liczył Manchester City dzisiaj na zachowanie czystego konta - bramkowego oraz tego przy rubryce "przegrane mecze w grupie". Najpierw musiał jednak powstrzymać Moussę Maregę i spółkę. "The Citizens" wiedzieli zatem, że czeka ich znacznie trudniejszy mecz niż z Burnley, które pędzlują dość regularnie w Premier League. Jak udało się zadanie? Czy może nawet oba te zespoły awansowały dalej, bo na to było bardzo duża szansa?
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Składy wyjściowe:
Porto: Marchesin - Sarr, Leite, Mbemba - Sanusi, Uribe, Otavio, Sergio Oliveira, Manafa - Corona, Marega
Manchester City: Ederson - Zinczenko, Garcia, Dias, Cancelo - Foden, Rodri, Fernandinho - Sterling, Ferran Torres, Bernardo Silva
Sami widzicie, jak wyglądało zestawienie. Typowego napastnika tutaj nie uświadczyliśmy w przypadku Manchesteru City. Planem było wygranie tego spotkania. Chociaż spójrzcie też na to, że Riyad Mahrez oraz Benjamin Mendy (dwóch z trzech strzelców goli z meczu z Burnley, zdobyli 4 z 5 bramek) usiadło na ławce rezerwowych. Kevin de Bruyne oraz Gabriela Jesusa również oszczędzono od pierwszej minuty. Ale jednak nie mogliśmy powiedzieć, że ten mecz nas porywał.
Niewiele brakowało w okolicach 20. minuty do tego, aby Ferran Torres pokonał Marchesina. City złapało po momencie utraty koncentracji graczy Porto, którzy obserwowali, jak Corona leży na murawie. Biorąc pod uwagę, jak wielkim wysiłkiem i iloma urazami okupili swój mecz np. zawodnicy Szachtara, trzeba zrozumieć, że obecne tempo rozgrywek zaczyna mieć swój efekt. M. in. dlatego Guardiola oszczędzał też kilku swoich zawodników, aby nie grali w pełnym wymiarze czasowym. Chociaż zabawnie się patrzyło na kolejny przypadek, gdy ekipa Guardioli trzyma piłkę przy nodze i strzela celnie tylko raz.
Bored shitless if I'm honest
— 𝙎𝙋𝙀𝙉 🎄 (@Spencer200003) December 1, 2020
Cały czas jednak w piłkę grać nie chcieli grać Portugalczycy.
tell porto to play football
— mcfcsam (@mcfcsamm) December 1, 2020
Znów w starciu między tymi drużynami nie obyło się bez kontrowersji sędziowskich, ponieważ Bjorn Kuipers wraz ze swoimi asystentami nie dopatrzyli się możliwych przewinień przy atakach obu drużyn.
Alright that’s 1-1 in the should’ve-had-a-penalty stakes.
— Maine Road Ramble (@MaineRoadRamble) December 1, 2020
Obrazek, którego się spodziewaliśmy? Zdecydowanie. Podobnie też spodziewaliśmy, że swoją okazją do strzelenia gola - chyba zdecydowanie najlepsze w całej drużynie City - będzie miał Raheem Sterling. Jednakże pragmatyczna drużyna Sergio Conceicao dobrze wykonywała swój plan. Broniła się najlepiej, jak mogła, zdecydowanie ustawienie z trójką środkowych obrońców pasowało do tego starcia.
Gorzej, że wynik nie zmieniał się przez cały czas, nawet gdy zbliżaliśmy się do 60. minuty. Tam po prostu nie było dokładności. No dobrze, była w podaniach, była w kreowaniu, ale kiedy już znów Sterling zobaczył Marchesina, to kopnął prosto w niego, a nabiegający Ferran również nie był w stanie dobić. Coś totalnie niezrozumiałego miało jednak miejsce później. Kapitan City, Fernandinho dorzucał piłkę z prawej strony, ta odbijała się jeszcze od jednego z piłkarzy, leciała wzdłuż i spadła na nogę Rubena Diasa. Ten zamiast strzelić, podbił ją piszczelem do góry.
Gdyby to była bramka City, byłby noszony na rękach za świetną obronę. Ale tam trzeba było tę piłkę tylko wepchnąć, nie wybijać. To był moment, który wyglądał dziwnie. Diasowi też splendoru nie przyniesie.
Yes... Ruben Dias really missed from here. pic.twitter.com/f3ny1rIR0L
— Man City Xtra (@City_Xtra) December 1, 2020
Porto w ogóle nie tworzyło sobie sytuacji, miało szczęście. A my się nudziliśmy, bo City w ogóle nie uczyło się na błędach. Dominacja, która nic nie przynosi. Przyniosła przez moment. Ostatecznie trafił Gabriel Jesus, którego wprowadził Guardiola, by zrobić porządek. Ale nawet jego gola odwołał VAR. To było niczym przeżywanie znowu meczu City z Tottenhamem, w którym nie mieliśmy wyniku 5:3, ale 4:3.
Los kpił dzisiaj z Manchesteru City. Ostatecznie obie te drużyny nie strzeliły gola, wynudziły nas, ale awansowały do 1/8 finału.
I aż szkoda, że w takim meczu Bernardo Silva nie mógł dopisać sobie prawidłowych liczb do klasyfikacji kanadyjskiej.
💥 Running the midfield, @BernardoCSilva!#MCFC | #UCL | #ManCity pic.twitter.com/CzDEN7yzCd
— Man City Report (@cityreport_) December 1, 2020