Powody do zadowolenia są. Legia nie przegrała w Chorwacji i wciąż jest niepokonana w Europie!
Dość krótko, wszak tylko przez dwie rundy eliminacyjne trwało postrzeganie Legii Warszawa w roli jednostronnego faworyta. Do pewnego momentu faktycznie było w miarę łatwo, aczkolwiek wszystko co dobre niestety się skończyło i każdy kolejny awans będzie już traktowany jako osiągnięcie naprawdę satysfakcjonującej granicy. To już nie są przelewki. Dobrnęliśmy do rundy, w której pewniakiem do awansu jest bezpośredni rywal. Czysto teoretycznie wypadało przygotować się na to, że dzisiejszy pojedynek w Zagrzebiu wyglądał tak, jak wyglądał i zakończył się niespodziewanym remisem.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Dinamo Zagrzeb - Legia Warszawa 1:1 (Petković 60' - Muci 82')
Dinamo: Livaković - Ristovski, Théophile-Catherine, Lauritsen, Franjić - Mišić, Jakić, Majer - Ivanušec, Petković, Oršić
Legia: Boruc - Jędrzejczyk, Wieteska, Nawrocki - Juranović, Slisz, Martins, Mladenović - Lopes, Emreli, Luquinhas
Mniej więcej tak miało to spotkanie wyglądać i raczej nie było w tym ani grama zdziwienia, że to właśnie gospodarze prowadzili grę, stwarzając przy tym coraz to konkretniejsze sytuacje. Bez względu na to, czy mówimy o pierwszej, czy też drugiej odsłonie to oni byli stroną dominującą. Próbowali raz, próbowali drugi. Pierwsza bramka padła dopiero po przerwie. Znakomitych okazji nie brakowało jednak i przed jej nadejściem. Tych najlepszych nie wykorzystali dobrze dysponowani tego dnia Luka Ivanušec oraz Mislav Oršić. Duet skrzydłowych niemal non stop stwarzał problemy stołecznej defensywie. Szczególne problemy w kryciu miał Filip Mladenović, jednak zwracając uwagę na formę reprezentanta Serbii, nie powinno to nikogo dziwić, że dużo więcej pożytku przynosiła jego obecność w ataku, niż heroiczne próby odebrania piłki pod własnym polem karnym.
Akurat tego mu odebrać nie można. Na połowie rywala czuł się bardzo swobodnie – nieźle dogadywał się z Luquinhasem, wyprowadzał zdecydowaną część kontrataków i to co najważniejsze, notorycznie nękał rywali kąśliwymi dośrodkowaniami. Za to pochwały się oczywiście należą. Był jednym z najjaśniejszych punktów w szeregach stołecznego zespołu. Gdyby wyjąć go ze składu, siła ofensywna Legii spadłaby o co najmniej kilkadziesiąt procent. To on napędzał te akcje. Jeszcze przed przerwą z bardzo dobrych dośrodkowań Serba nie skorzystali Rafa Lopes oraz Mahir Emreli. Szczególnie szkoda tego drugiego, bo odpowiednia decyzja – za taką nie powinno się uważać przepuszczenia piłki – mogła zakończyć się strzeloną bramką. Przy pozostałych sytuacjach również brakowało mniejszych bądź większych mankamentów. Tu odskoczyła piłka, tam jakieś złe przyjęcie. Niby detale, ale okazały się na tyle kluczowe, że jedyna bramka dla Legii padła dopiero w końcówce.
Na kilka minut przed zakończeniem spotkania kapitalnym uderzeniem z dystansu popisał się Ernest Muçi. Znów on. Młody atakujący ponownie huknął jak z armaty. Niczym w pojedynku z Wisłą Płock nie dał szans bramkarzowi rywali. Już po raz drugi w tym sezonie przyczynił się do niezłego rezultatu i tylko jednego zabrakło – większego zaangażowania ze strony pozostałych kolegów, bo trudno powiedzieć, czy remis na wyjeździe cokolwiek daje.
Niesamowicie irytują te kiksy, wywrotki, złe przyjęcia w momencie, gdy Legia już dość długo fajnie rozgrywa, nawet zdobywa przestrzeń i pojawia się szansa na coś groźnego. No ale to są właśnie te detale.
— Przemysław Michalak (@PrzemysawMicha2) August 4, 2021
Na tego typu sytuacje nie narzekali natomiast piłkarze z Zagrzebia. Pomijając już fakt, że byli stroną groźniejszą, widać było, że mistrzowie Polski grają z faworytem. Ich akcji nie policzyłoby się na palcach jednej ręki, bo było ich dużo więcej. Zdecydowaną część jednak zmarnowali. Szczególnie po przerwie. O ile ta pierwsza połowa była dość niemrawa, bo wszelkie przebłyski zostały opakowane w dwa uderzenia z dystansu, o tyle po przerwie rozruszali to dość konkretnie.
Do pewnego momentu bardzo pewnie spisywał się Artur Boruc. Wybronił kilka znakomitych sytuacji, ale nie możemy też oczekiwać tego, że wyjmie dosłownie wszystko. Strzału z 60. minuty pojedynku wyjąć się niestety nie dało. Po znakomitym dośrodkowaniu Luki Ivanušeca wynik spotkania otworzył Bruno Petković. Reprezentant Chorwacji doskonale zachował się w powietrzu, oszukał Mateusza Wieteskę i pewnie umieścił piłkę w siatce. Efekty? Czysto teoretycznie gospodarze powinni przycisnąć, lecz patrząc na to z boku, wydawało się, że nieco odważniej zaczęła grać Legia. Na przestrzeni zaledwie kilku minut szczęścia próbował duet wahadłowych – strzały Filipa Mladenovicia oraz Josipa Juranovicia były jednak dalekie od ideału i większej radości nie przyniosły.
No i cóż, mecz zakończył się remisem nawet pomimo tego, że z dużo lepszej strony zaprezentowali się gospodarze i to właśnie oni przyjadą do Polski w roli jeszcze większego faworyta. Fakt, przy tak grającej Legii mogą się czegoś obawiać, ale tylko pod warunkiem, że stołeczny zespół będzie jeszcze bardziej konkretny pod polem karnym przeciwnika. Dziś tego zabrakło. Jedyna bramka padła po uderzeniu z dystansu. Czy za tydzień będzie inaczej? Ciężko powiedzieć, choć jedno jest pewne – bez innego nastawienia pozostanie walka o eliminacje do Ligi Europy lub udział w zapewnionej już fazie grupowej Ligi Konferencji UEFA.
Ulala, panie Muci!
— Kuba Seweryn (@KubaSeweryn) August 4, 2021
Wszystkie wyniki rozegranych we środę spotkań Ligi Mistrzów:
Sparta Moskwa 0:2 Benfica (51' R. Silva, 74' Gilberto)
Dinamo Zagrzeb 1:1 Legia Warszawa (60' Petković - 82' Muci)
Ferencvaros 2:0 Slavia Praga (44' Kacharaba sam. - 50' Kharatin)