Czas na Ostateczne Rozwiązanie Kwestii Kijowskiej! – zapowiedź finału Ligi Mistrzów
Sobota, 26 maja, 2018 roku. Już za parę godzin, dokładnie o 20:45 czasu polskiego, cały futbolowy świat wstrzyma oddech. Nadchodzi bowiem finał najważniejszych klubowych rozgrywek piłkarskich na świecie – finał Ligi Mistrzów. Real Madryt, obrońca trofeum, zmierzy się w nim z Liverpoolem, który w tym finale znalazł się tyleż niespodziewanie, co zasłużenie. Czas zatem powiedzieć sobie coś zarówno o tym meczu, jak i o obu zespołach w Champions League oraz dotychczasowych finałach. Jedziemy!
Faworytem tego spotkania bez wątpienia będzie madrycki Real, który wygrał 2 ostatnie edycje Ligi Mistrzów i jest zdecydowanie najlepszym zespołem w historii tych rozgrywek. Jednak czy zawsze tak było? No, jeśli widzicie, że zadaję takie pytanie, to znaczy, że nie.
Oba zespoły zmierzyły się w finale Ligi Mistrzów (wtedy jeszcze była ona Pucharem Europy) raz – konkretnie w 1981 roku. Mecz odbywał się w Paryżu, na Parc des Princes. Zwycięstwo odnieśli The Reds, dla których wówczas był to taki chleb powszedni, jak obecnie dla Los Blancos – wcześniej bowiem wygrali to trofeum kolejno w 1977 i 1978 roku. Z tego też względu takie rozwiązanie nie dziwiło w Europie absolutnie nikogo, bo Liverpool był wtedy zwyczajnie faworytem. Ci, którzy nie pamiętają, bo nie mogą pamiętać tego widowiska, niewiele stracili, bo zostało ono totalnie zepsute przez stan murawy, jaki zastali piłkarze obu zespołów w Parku Książąt. Boisko było w katastrofalnym stanie. Zapytacie pewnie ,,dlaczego?” – ano dlatego, że tydzień wcześniej był tam rozgrywany mecz w rugby, więc trawa była poryta i kompletnie zniszczona. Próbowano co prawda coś z tym zrobić, ale hej! – to było cholerne 37 lat temu i o takiej technologii, jaką mamy teraz, wtedy można było co najwyżej pomarzyć. W każdym razie – Liverpool wygrał tamten finał 1:0 po golu Alana Kennedy’ego.
Historia rywalizacji Realu z Liverpoolem w XXI wieku jest jednak inna i zdecydowanie bardziej zacięta. Bo choć oba zespoły nie spotkały się w żadnym finale, tak jednak ogólnie w Lidze Mistrzów mierzyły się ze sobą czterokrotnie. Bilans? A proszę Was bardzo – 2 zwycięstwa Liverpoolu w 1/8 finału w 2009 roku (1:0 i 4:0) i 2 zwycięstwa Realu w fazie grupowej w 2014 roku (3:0 i 1:0). Od ostatniego pojedynku minęło więc 3 i pół roku (mecze z 2014 roku były rozgrywane jesienią). Spójrzmy zatem na składy obu ekip w ostatnim meczu między Real Madryt a Liverpoolem. Było to dokładnie 4 listopada 2014 roku. A więc:
Real: Iker Casillas (C) – Alvaro Arbeloa, Raphael Varane, Sergio Ramos, Marcelo – Luka Modrić, Toni Kroos, James Rodriguez – Isco, Cristiano Ronaldo, Karim Benzema
Liverpool: Simon Mignolet – Javier Manquillo, Martin Škrtel, Kolo Toure, Alberto Moreno – Emre Can, Lucas Leiva, Steven Gerrard, Joe Allen – Lazar Marković, Fabio Borini
Jak widać, obie jedenastki się zmieniły, jednak to skład The Reds od razu zwraca naszą uwagę – jak widać, z tamtego składu dziś w zespole pozostali jedynie Mignolet, Moreno i Can, i na 99% żaden z nich nie znajdzie się w składzie na finał. W Realu zaś nie ma już tylko Casillasa (na miejsce którego wskoczył Navas), Arbeloi (którego zastąpił Carvajal) oraz Jamesa (któremu miejsce w zespole zabrał Marco Asensio).
Mamy za sobą już kilka zagadnień, więc przejdźmy to przedostatniego z nich – przypomnijmy sobie wszystkie dotychczasowe finały Ligi Mistrzów od 1993 roku (czyli dokładnie od wtedy, kiedy te rozgrywki formalnie przybrały taką formę oraz nazwę).
1993 – Olympique Marsylia 1:0 AC Milan (44’ Basile Boli)
1994 – AC Milan 4:0 F.C. Barcelona (22’ 45’ Daniele Massaro, 47’ Dejan Savićević, 58’ Marcel Desailly)
1995 – Ajax Amsterdam 1:0 AC Milan (85’ Patrick Kluivert)
1996 – Juventus FC 1:1 Ajax Amsterdam (12’ Fabrizio Ravanelli, 41’ Jari Litmanen), karne 4:2
1997 – Borussia Dortmund 3:1 Juventus FC (29’ 34’ Karl-Heinz Riedle, 64’ Alessandro Del Piero,
71’ Lars Ricken)
1998 – Real Madryt 1:0 Juventus FC (67’ Predrag Mijatović)
1999 – Manchester United 2:1 Bayern Monachium (6’ Mario Basler, 90+1’ Teddy Sheringham, 90+3’ Ole Gunnar Solskjær)
2000 – Real Madryt 3:0 Valencia CF (39’ Fernando Morientes, 67’ Steve McManaman, 75’ Raúl Gonzalez)
2001 – Bayern Monachium 1:1 Valencia CF (3’ Gaizka Mendieta (k), 51’ Stefan Effenberg (k) ),
karne 5:4
2002 – Real Madryt 2:1 Bayer Leverkusen (8’ Raúl Gonzalez, 14’ Lucio, 45’ Zinedine Zidane)
2003 – AC Milan 0:0 Juventus FC, karne 3:2 (jedyny bezbramkowy finał Ligi Mistrzów)
2004 – FC Porto 3:0 AS Monaco (39’ Carlos Alberto, 71’ Deco, 75’ Dmitrij Aleniczew)
2005 – Liverpool 3:3 AC Milan (1’ Paolo Maldini, 39’ 44’ Hernan Crespo, 54’ Steven Gerrard,
56’ Vladimir Smicer, 60’ Xabi Alonso), karne 3:2
2006 – F.C. Barcelona 2:1 Arsenal (36’ Sol Campbell, 76’ Samuel Eto’o, 81’ Juliano Belletti)
2007 – AC Milan 2:1 Liverpool (45’ 82’ Filippo Inzaghi, 89’ Dirk Kuyt)
2008 – Manchester United 1:1 (26’ Cristiano Ronaldo, 45’ Frank Lampard), karne 6:5
2009 – F.C. Barcelona 2:0 Manchester United (10’ Samuel Eto’o, 70’ Lionel Messi)
2010 – Inter Mediolan 2:0 Bayern Monachium (35’ 70’ Diego Milito)
2011 – F.C. Barcelona 3:1 Manchester United (27’ Pedro Rodriguez, 34’ Wayne Rooney, 54’ Lionel Messi, 69’ David Villa)
2012 – Chelsea F.C. 1:1 Bayern Monachium (83’ Thomas Müller, 88’ Didier Drogba), karne 4:3
2013 – Bayern Monachium 2:1 Borussia Dortmund (60’ Mario Mandžukić, 68’ İlkay Gündoğan, 89’ Arjen Robben)
2014 – Real Madryt 4:1 Atletico Madryt (po dogrywce) (36’ Diego Godin, 90+3’ Sergio Ramos, 110’ Gareth Bale, 118’ Marcelo, 120’ Cristiano Ronaldo (k) )
2015 – F.C. Barcelona 3:1 Juventus FC (4’ Ivan Rakitić, 55’ Alvaro Morata, 68’ Luis Suarez, 90+7’ Neymar Jr)
2016 – Real Madryt 1:1 Atletico Madryt (15’ Sergio Ramos, 79’ Yannick Ferreira Carrasco), karne 5:3
2017 – Real Madryt 4:1 Juventus FC (20’ 64’ Cristiano Ronaldo, 27’ Mario Mandžukić, 61’ Casemiro, 90’ Marco Asensio)
Zaskoczeni? Pewnie nie wszyscy z Was wiedzieli, że kiedyś takie kluby jak Bayer Leverkusen, AS Monaco czy Valencia grały w finałach Ligi Mistrzów, a drużyny pokroju Marsylii, Ajaksu czy Borussii Dortmund nawet je wygrywały! Dziś bowiem mamy bardzo wąską grupę najlepszych zespołów: Bayern, Real, Barcelona, Juventus i jeśli ktoś spoza tej czwórki ląduje w finale to już można mówić o niespodziance. Niespodzianką jest więc oczywiście obecność Liverpoolu w tym finale (ale tak jak mówiłem wcześniej, The Reds nie są tutaj przez przypadek i niedocenianie ich świadczy o głupocie), ale po prostu chciałem Wam pokazać, że nie zawsze tak było.
A kto zwycięży w tym finale? Opcji nie ma zbyt wiele – jedni albo drudzy. Trzeba jednak pamiętać, że porażka w finale boli jak cholera – wtedy bowiem na nic idzie wysiłek całego sezonu, cała praca, wszystkie starania, gole, asysty, punkty i zwycięstwa. Nic więc dziwnego, że piłkarze, którzy otrzymują od UEFA srebrne medale, chwilę później ściągają je z szyi na znak tego, że nie zadowala ich 2. miejsce i w przyszłości będą chcieli powalczyć o więcej. Porażki jednak uczą i to zdecydowanie bardziej niż zwycięstwa – a tych porażek na swoim koncie Jurgen Klopp ma znacznie więcej niż Zinedine Zidane. Francuz w trenerskiej karierze przegrał 2 razy mistrzostwo kraju i 2 razy krajowy puchar. Z Europy zgarnął póki co wszystko, co mógł. Były szkoleniowiec Borussii natomiast od 2014 roku nie zdobył żadnego trofeum – ostatnim w jego karierze jest Superpuchar Niemiec, zdobyty w meczu przeciwko Bayernowi (zwycięstwo 2:0). I to nie tak, że Klopp nie miał ku temu okazji – miał. 2 razy z Liverpoolem – najpierw w 2016 roku przeciwko Sevilli w finale Ligi Europy (porażka 1:3) , a 10 miesięcy później w finale Capital One Cup przeciwko Manchesterowi City (porażka 1:3 w rzutach karnych. Jeszcze w Borussii mógł nawet wygrać Ligę Mistrzów, ale w finale uległ 1:2 Bayernowi Monachium. Teraz nasuwa się więc pytanie: czy te porażki nauczyły czegoś Niemca i trenerskie doświadczenie pozwoli mu ograć GALAKTYCZNY Real Zidane’a, czy też Jurgen Klopp przejmie po Arsene’ie Wengerze miano ,,specjalisty od porażek”? Mimo wszystko, ja już uważam go za kapitalnego szkoleniowca (aktualnie chyba najlepszego na świecie) – a dlaczego? Ano dlatego, że do walki o najwyższe cele (a o takie regularnie się bije) nie potrzebuje zawodników pokroju Messiego, Ronaldo, Aguero, Bale’a, Lewandowskiego, Suareza czy Neymara, a potrafi to zrobić przy użyciu takich piłkarzy jak Sven Bender, Sebastian Kehl, Kevin Großkreutz, Marcel Schmelzer, Alex Oxlade-Chamberlain, James Milner, Georginio Wijnaldum czy Andrew Robertson – nazwiska dużo mniej widowiskowe a dzięki Kloppowi przeżyły historie swego życia.
Tak więc – ja wiem, kto jest zwycięzcą tego finału, niezależnie od jego ostateczne rezultatu – nazywa się on Jurgen Klopp. A kto za kilka godzin podniesie puchar? Cóż – szczerze mówiąc to nie bardzo mnie to obchodzi bo na co dzień nie wspieram żadnej z tych ekip. Chciałbym tylko, by wygrała drużyna lepsza, i by nie wylewali się sędziowie. O to Cię Boziu serdecznie proszę.