Przepraszamy za Legię. To było skandaliczne...
Dziś coś w każdym z nas pękło. Nie można bronić tej beznadziejnej gry. Dlatego przepraszam za samą obecność Legii Warszawa w europejskich pucharach. Ona nie zasługuje na jakąkolwiek fazę grupową z taką grą. Przegrała dziś ze Spartakiem Trnava 0:2.
Zacznijmy od początku.
Nie było powiedziane, czy zagrają oni w systemie 3-5-2. Ale tak czy inaczej Dean Klafurić nie przestał się upierać – nie przeszedł dziś na grę 4 obrońcami z tyłu. Jednak to Sebastian Szymański i Marko Vesović pełnili rolę wahadłowych, a Astiz, Philipps i Hlousek grali w środkowej strefie defensywy.
Nie było asa Legii, czyli Michała Kucharczyka, a poza składem wylądował też będący ewidentnie pod formą Miroslav Radović, stąd też Arkadiusz Malarz przejął po nim opaskę kapitańską. Jeszcze w poniedziałek wielu kibiców z Warszawy na pewno bało się o wynik spotkania – brakowało Remy’ego, Kucharczyka, a do składu ciągle nie wrócił Michał Pazdan.
(stadion Legii, w trakcie „Snu o Warszawie”)
Jeśli znacie flagową sportową audycję w Programie 1 Polskiego Radia, czyli „Kronikę Sportową”, wiecie dobrze, że w czołówce programu pojawia się fragment komentarza z meczu Legii z innym słowackim zespołem, Slovanem Bratysława. Wtedy tamtego gola strzelał będący legendą Legii Lucjan Brychczy. Dzisiaj legioniści przynajmniej powinni byli powtórzyć dobry wynik.
Skoro nawet na Słowacji grający bardzo asekuracyjnie Spartak był zaskakującym mistrzem, to Legia musiała to wykorzystać. Cisi na pewno nie byli fani Trnavy, którzy wielokrotnie dorównywali w dopingu „Żylecie”.
(kibice Spartaka Trnava)
Już od samego początku zaczęło się zmuszanie do błędu rywala, którego trenerem sam wskazywał Legię jako faworyta spotkania. Ale wiecie, ile to trwało? Jedną minutę.
Później, w środku pola oglądaliśmy na początku sporo niepewności, choćby ze strony Cafu, którego strata mogła być brzemienna w skutkach. Dość powiedzieć, że to Spartak jako pierwszy oddał też strzał w tym spotkaniu. Defensywna formacja Legii znowu przysypiała.
Siódma minuta spotkania i już Arkadiusz Malarz znowu pracował na podwyżkę. Kapitalna interwencja, świetny refleks, czyli rzeczy, do których już nas przyzwyczaił. Dostaliśmy od początku dwie niemiłe niespodzianki – jedną było ustawienie Legii, drugim z kolei pressing Spartaka, który od samego początku imponował. Jedyna akcja, jaką przeprowadzili mistrzowie Polski w pierwszych 10 minutach skończyła się tylko golem ze spalonego, który oczywiście nie został uznany.
Chwilę później doszło jednak do dramatycznej chwili – żółtą kartką został ukarany piłkarz Trnavy, Marvin Egho, który w ostry sposób wyeliminował z gry Krzysztofa Mączyńskiego. Zniesiony został na noszach z boiska, a w dodatku… Legia grająca w dziesiątkę straciła gola na 0:1. Dopiero w trakcie na murawę wszedł Wieteska, a Philipps został przesunięty wyżej. Gola strzelił… Erik Grendel, znany niegdyś z reprezentowania Górnika Zabrze.
Former Górnik Midfielder Erik Grendel puts Spartak Trnava ahead against Legia. Three at the back looking easily exposed so far.
— ⚽🇵🇱Ryan Hubbard 🇵🇱⚽ (@Ryan_Hubbard) 24 de julio de 2018
Duch Adama Nawałki zaczął unosić się nad Łazienkowską. Kto wie, może on trafi do Legii szybciej niż przypuszczamy.
Nawet nie było wiadome, czy jednak w końcu bronili się czwórką czy trójką z tyłu, nagle zaczął się też pojawiać bałagan z przodu. Spartak grał po prostu z większym zaangażowaniem, częściej walczył, nawet faulował, a Legia niczym nie potrafiła odpowiedzieć.
Jedynie po jednym z rzutów rożnych przyszło zagrożenie w postaci strzału z bliska, który wybronił golkiper Trnavy, Martin Chudy.
I tu się zatrzymajmy, bo inaczej rozbolą Was głowy...
***
Krótki przerywnik. Patrzę sobie na kadrę Legii na ten dwumecz:
Bramkarze: Arkadiusz Malarz, Vjaceslavs Kudrjavcevs, Radosław Cierzniak.
Obrońcy: Michał Pazdan, Mateusz Wieteska, Mateusz Hołownia, Adam Hlousek, Marko Vesović, Mateusz Żyro, Inaki Astiz, William Remy.
Pomocnicy: Chris Philipps, Domagoj Antolić, Michał Kopczyński, Michał Kucharczyk, Dominik Nagy, Kasper Hamalainen, Cafu, Krzysztof Mączyński, Miroslav Radović, Sebastian Szymański.
Napastnicy: Eduardo, Jose Kante, Carlos Lopez, Sandro Kulenović.
To naprawdę są tak słabi zawodnicy, że wystarczy nieco wyższy pressing, by kompletnie zapomnieli, jak się gra w piłkę?
***
W drugiej połowie nie było bowiem poprawy i nie ma co się na tym rozwodzić.
Lob nad Arkadiuszem Malarzem to był koniec. Nokautujące uderzenie na 0:2.
Wszelkie lektury Arthura Schopenhauera były lepszą rozrywką niż oglądanie tego meczu.
Nie dziękuję, Legio Warszawa.