Niespełniony obywatelski obowiązek City
Dzisiejsze spotkanie grupy F rozgrywane o godzinie 21:00 zaliczało się do jednego z ciekawiej wyglądających na papierze. Na City of Manchester Stadium przyjechał powracający do Ligi Mistrzów po roku nieobecności Olympique Lyon. Siedmiokrotnego mistrza Francji czekało niełatwe zadanie, albowiem ich rywal opinią bukmacherów jest jedną z drużyn typowanych do końcowego triumfu. Głód zwycięstwa w Champions League podsyca też zapewne sam Pep Guardiola, który puchar z wielkimi uszami po raz ostatni miał przyjemność podnieść 7 lat temu. Dzisiejsze spotkanie były szkoleniowiec Barcelony i Bayernu przesiedział na trybunach. To kara za zachowanie w meczu poprzedniego sezonu Ligi Mistrzów przeciwko Liverpoolowi, kiedy to dość mocno przesadzał z reakcjami na decyzje arbitra. Najwyraźniej absencja szkoleniowca podziałała negatywnie na jego zespół, ponieważ Obywatele sensacyjnie przegrali 1:2.
Rolę pierwszego szkoleniowca pełnił dziś więc Mikel Arteta – asystent Guardioli, były zawodnik i kapitan Arsenalu. Ciężko powiedzieć, kto ustalał skład na to spotkanie. Natomiast wypada zaznaczyć, że w stosunku do meczu ligowego z Fulham dokonano trzech zmian. Miejsce Nicolasa Otamendiego w środku obrony zajął John Stones. W środku pola od pierwszej minuty zobaczyliśmy Ilkaya Gundogana, a w ataku, kosztem Sergio Aguero, spotkanie rozpoczął Gabriel Jesus.
Trzech korekt w składzie w porównaniu do ostatniej ligowej kolejki dokonał Bruno Genesio. W środku pola za Lucasa Tousarta mogliśmy ujrzeć Papę Diopa, Bertrand Traore musiał ustąpić miejsca Maxowi Cornetowi, a na szpicy kosztem Moussy Dembele zagrał od początku Memphis Depay, dla którego był to powrót do Manchesteru, lecz do drugiej jego części.
No to co – gwizdek Pana Daniele Orsato i możemy grać! Mecz rozkręcał się stosunkowo powoli. Pierwszy strzał kibice zgromadzeni w Manchesterze zobaczyli w 8 minucie. Z daleka uderzał Aouar, lecz strzał był na tyle słaby, że stojący w bramce City Ederson nie miał z nim najmniejszych problemów. Na odpowiedź Obywateli nie trzeba było długo czekać Jednak i ona była niezbyt przekonująca. Dwa razy z lewego skrzydła uderzał Raheem Sterling. Za pierwszym razem trafił w boczną siatkę, za drugim było jeszcze gorzej – Anglik wykopał piłkę na aut bramkowy.
Groźnie pod bramką Anthony’ego Lopesa zrobiło się w minucie siedemnastej. Po dośrodkowaniu Gundogana i nienajlepszej interwencji bramkarza OL, w dogodnej sytuacji znalazł się Aymeric Laporte. Francuski stoper, ku niezadowoleniu trybun, obił jedynie słupek bramki.
Z kolei gdy po raz pierwszy naprawdę groźnie zrobiło się pod bramką Edersona, to Lyon od razu wyszedł na prowadzenie. Akcja bramkowa zaczęła się od straty Fernandinho w środku pola. Po szybkiej klepce z lewej strony dośrodkowywał Nabil Fekir. Swój udział w tym golu miał również Fabian Delph, który źle obliczył tor lotu piłki, umożliwiając Maxwelowi Cornetowi dojście do sytuacji strzeleckiej. Młody Francuz dopełnił formalności strzelając lewą nogą po długim rogu. Ederson bezradny, 1-0 dla Lyonu!
Strzelony gol wcale nie sprawił, że podopieczni Genesio głęboko cofnęli się pod własne pole karne, o nie! OL zastosował wysoki pressing, co skutkowało licznymi stratami Obywateli w środku pola. Przodownikiem oddawania piłki rywalom był tego dnia zdecydowanie Fernandinho. Brazylijczyk mógł odkupić swe winy świetnym uruchomieniem Sterlinga, który wyłożył piłkę Gundoganowi do pustej bramki. Niemiec bez problemów umieścił piłkę w siatce, jednak sędzia Orsato słusznie odgwizdał spalonego Sterlinga. W tej akcji za zrobienie w odpowiednim momencie dwóch kroków do przodu należy pochwalić Marcelo – byłego stopera…Wisły Kraków.
Przed przerwą goście powinni otrzymać rzut karny. Uderzenie Houssema Aouara zablokował Kyle Walker, układając rękę w sposób absolutnie nienaturalny. Mogło być 2:0…
…i było! Kolejna strata Fernandinho, piłka trafiła do Fekira, a ten precyzyjnym uderzeniem po ziemi podwyższa prowadzenie. Sztabie medyczny Liverpoolu, coś Ty u niego wynalazł za defekt zdrowotny? Gość w pierwszej połowie był po prostu wszędzie! Do przerwy niespodziewany, żeby nie powiedzieć sensacyjny, rezultat w Manchesterze!
Kiedy wszyscy zastanawiali się, jakie zmiany Artecie każe zrobić Guardiola w przerwie, to w zespole City… nie zmieniło się nic. Gra ożywiła się dopiero 10 minut po przerwie, po wejściu Leroya Sane w miejsce Gundogana. Wtedy obraz gry dość mocno uległ zmianie, na taki, który mogliśmy zakładać przed meczem. Lyon cofnął się głęboko do defensywy, czekając na kontrataki.
Jednym z nich francuski zespół mógł definitywnie pogrzebać nadzieje City na jakikolwiek korzystny rezultat. Świetnym podaniem z głębi pola popisał się Tanguy Ndombele. Oko w oko z golkiperem stanął Memphis Depay. Holender przegrał pojedynek z Edersonem, który kapitalną interwencją sparował piłkę na słupek.
Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Chociaż w sumie to nie. Nie lubią. KOCHAJĄ. Ustawionemu na lewej stronie w miejsce bardzo przewidywalnego dziś Sterlinga Sane udało się rozerwać defensywę OL i wyłożyć piłkę Bernardo Silvie. Portugalczyk oddał lekki, ale jakże precyzyjny strzał, zdobywając tym samym bramkę kontaktową.
Ataki City nie ustawały, lecz sunęły bez większego animuszu. Strzały Fabiana Delpha, kompletnie bezproduktywnego dziś Jesusa, a także wprowadzonego za niego Kuna Aguero bez problemu wyłapywał Lopes, który przyciągał dziś piłki niczym magnes. Widząc nieporadność swoich piłkarzy, Arteta postanowił wpuścić na ostatni kwadrans Riyada Mahreza. To jednak niewiele zmieniło. Dogodną sytuację dopiero w ostatniej minucie miał Kun Aguero. Argentyńczyk, niczym w pamiętnej akcji z QPR, urwał się obrońcom w boczny sektor, chcąc uderzyć po krótkim rogu. Jego strzał fantastycznie obronił Lopes, odbijając piłkę poza linię końcową boiska. Niestety dla City, była to ostatnia dobra okazja na doprowadzenie do remisu. Mamy niespodziankę już w pierwszej kolejce.
Zespół mistrza Anglii był dziś cieniem samego siebie. W drużynie Guardioli kompletnie nie funkcjonowały boki obrony. Kyle Walker notorycznie posyłał dośrodkowania w trybuny, ku zadowoleniu Gary’ego Linekera, a Fabian Delph był strasznie niepewny w obronie, raz po raz dając się ogrywać Cornetowi. Grę City starał się ciągnąć David Silva, lecz również i jemu czegoś dziś brakowało. Na kilka dobrych słów zasługuje jedynie Sane, który kilka razy rozerwał obronę Lyonu, stwarzając zagrożenie w polu karnym.
Perfekcyjny mecz OL – tak należy rzec. Bruno Genesio obmyślił świetny plan taktyczny na to spotkanie, a piłkarze w zasadzie perfekcyjnie go zrealizowali. Wysoki pressing założony w pierwszej połowie pokazał, że i City stać na sporo niedokładności w środku pola. Świetne zawody rozgrywał Fekir, który w drugiej połowie nieco zgasł i opuścił boisko przedwcześnie z żółtą kartką na koncie. Świetnie dysponowany tego dnia był Lopes, lecz miano Man Of The Match przyznaję Maxwelowi Cornetowi. Młody skrzydłowy otworzył wynik spotkania, wyprowadzał groźne kontry w drugiej połowie, a także harował w defensywie, pokazując pełnię zaangażowania. Absolutnie zasłużone zwycięstwo Lyonu.
W drugiej kolejce Champions League The Citizens pojadą do Niemiec, by zmierzyć się z Hoffenheim. Z kolei Lyon podejmie u siebie zespół Szachtara Donieck.