Bayern bez fajerwerków, ale z trzema punktami
Bayern Monachium na spokojnie wygrał 2:0 z Benficą w inaugurującym meczu Ligi Mistrzów. Obyło się bez fajerwerków, przynajmniej ze strony drużyny przyjezdnej. Aczkolwiek Bawarczycy muszą jeszcze dużo poprawić, aby myśleć nad wygraniem tych rozgrywek.
Może zacznę od błędów, jakie popełniał Bayern Monachium, bo było tego aż za dużo. Mam wrażenie, że mistrzowie Niemiec grają za wolną piłkę. Przy dzisiejszej grze Benfiki można było być zdumionym, jakim cudem nie wpakowali swoim rywalom chociaż jednej bramki. Jeżeli porównamy sobie tempo, w jakim gospodarze rozgrywali swoje akcje, jak szybko wymieniali miedzy sobą piłkę, to dziwnym było, że obrona Bayernu była w stanie ich zatrzymać. Kiedy zerkało się na blok defensywny i ich prędkość poruszania się po boisku, to można było ich porównać do żółwia w wyścigu z zającem. Ale jak widać klasa piłkarska Jerome'a Boatenga i Matsa Hummelsa w zupełności wystarczyła do skutecznego powstrzymywania akcji lizbońskiej ekipy.
Specjalnie piszę tylko o bloku defensywnym, bo linia pomocy w dzisiejszym spotkaniu, z Javim Martinesem na czele, nie spisywała się za dobrze. Hiszpan poruszał się po boisku jakby chciał a nie mógł i dopiero wejście Leona Goretzki odmieniło grę w pomocy Bayernu. Choć i tak były gracz Schalke wszedł na ostatnie 10 minut, a wtedy mistrzowie Niemiec nieco sobie odpuścili i dawali Benfice pograć na swojej połowie. Generalnie to środek pola w Bayernie jest do naprawy, a kluczem do tego może okazać się Renato Sanches.
Tak, właśnie ten piłkarz, który strzelił nam na Euro 2016 bramkę na 1:1, ten który zmarnował rok w Monachium, a później w Swansea. W tym meczu był prze kocurem i aż strach pomyśleć, co będzie jeżeli zacznie grać regularnie. Portugalczyk w tym meczu pokazywał to, do czego nas przyzwyczaił podczas Mistrzostw Europy we Francji. Biegał od jednego pola karnego do drugiego. Kiedy odebrał piłkę, to od razu leciał do przodu i jak czołg przepychał się ze swoimi rywalami - notabene byłymi kolegami. Właśnie tak padła druga bramka dla Bayernu. Robben podał piętką do Sanchesa, który przebiegł z piłką pół boiska, mijając paru rywali, następnie podał do Roberta Lewandowskiego, ten rozegrał do Franka Ribery'ego, Francuz podał do Jamesa Rodrigueza, a ten dośrodkował piłkę wprost pod nogę Portugalczyka. Tak oto Sanches strzelił gola na 2:0 swojemu byłemu klubowi.
Toooor für den #FCBayern München! 2-0 durch Renato #Sanches! Was für ein Tor, was für eine Geste! Freut mich für ihn! Mega! #SLBFCB #UCL #ChampionsLeague #MiaSanMia pic.twitter.com/sVwSZ2eMCD
— Henry Rekordmeisterblog (@HOssi2507) 19 września 2018
"Hurr, durr, ale jak to tak, że najpierw piszesz o jakimś Sanchesie, a nie Polaku Rodaku?!". Ano tak to. Żeby was uspokoić, opiszę teraz gola Lewandowskiego. Alaba do Lewego, przyjęcie, wypuszczenie piłki i strzał przy długim słupku. Fajnie, nie? A tak na serio to Polak pokazał w tej akcji, że jest napastnikiem klasy światowej. Najpierw przyjął piłkę, później wypuścił ją sobie, a następnie skierował do bramki. Zrobił to w dość trudnej pozycji, ponieważ żeby sięgnąć futbolówkę musiał zrobić duży wykrok i zamach, co nie było łatwe. Chapeau bas, Panie Robercie!
— VSM_Live (@VSM_Live) 19 września 2018
No i to chyba tyle. Zapraszam na inne podsumowania dzisiejszych meczów, którymi obsłużą was moi koledzy z redakcji!