Barça ostrzy zęby przed Klasykiem
Środowy wieczór z Ligą Mistrzów upłynął nam pod znakiem hitowego starcia dwóch niepokonanych drużyn w grupie B – FC Barcelony i Interu Mediolan. Obie drużyny przystąpiły do szlagierowego pojedynku wyraźnie osłabione, a największym nieobecnym spotkania był niewątpliwie gwiazdor Barcelony - Lionel Messi, który podczas ostatniego ligowego meczu, doznał pechowej kontuzji przedramienia i z tego powodu przez najbliższe trzy tygodnie musi oglądać poczynania swoich kolegów z wysokości trybun.
Złośliwi mogliby stwierdzić, że Messi tak boi się starcia z Mauro Icardim, że w obawie przed konfrontacją najpierw nie powołał go do kadry na mundial w Rosji, a teraz specjalnie się kontuzjował, żeby tylko nie zagrać przeciwko niemu w Lidze Mistrzów. Good idea! Nie no, oczywiście jest to zwykłe pieprzenie, to co ich dzieli, a raczej kto, podczas meczu zostaje gdzieś daleko z tyłu głowy, bo na boisku liczy się tylko wygrana, bez względu na okoliczności. Tak więc zajmijmy się piłką nożną, a niezorientowanych odsyłam do Wujka Google, oczywiście pod warunkiem, że lubicie klimaty z pierwszych stron Pudelka!
Ernesto Valverde „znów" zaskoczył i wcale nie mam na myśli tego, że w pierwszym składzie wybiegł Malcom. O nie, nie! Takie niespodzianki to zbyt duży kaliber, jak na tego dzielnego szkoleniowca. O dziwo w pierwszym składzie pojawił się Rafinha, kosztem właśnie tego nieszczęsnego Malcoma. No i jak się później okazało „Mister nieprzewidywalności” miał nosa, ale do tego jeszcze zdążymy dojść.
Jeśli miałbym streścić pierwszą połowę w jednym zdaniu to napisałbym – absolutna dominacja Barcelony. Jeśli coś miałoby poprawić humor cules przed El Clasico, to właśnie to co zaprezentowali piłkarze mistrzów Hiszpanii w dzisiejszym meczu. Spotkanie zaczęło się bardzo niemrawo, obie strony niczym początkujący szachiści spokojnie i powoli przesuwali swoje pionki po szachownicy, w celu wyczucia swojego oponenta. O ile Barcelona robiła to w pełni umyślnie, o tyle w przypadku Interu wynikało to z braku jakiegokolwiek innego pomysłu na mecz. Kompletnie odcięty od podań był najlepszy goleador gości – Icardi.
O rozmachu i inwencji twórczej Interu najlepiej niech świadczy fakt, że największe zagrożenie pod bramką Barcelony stwarzał w pierwszej połowie... Marc Andre ter Stegen - swoimi bardzo nierozważnymi i niecelnymi podaniami. Po jednym z takich błędów Niemca, dogodną okazję do zdobycia bramki zaprzepaścił nowo okrzyknięty król Mediolanu - Icardi. Mega widoczny był brak w szeregach gości Radji Nainggolana, co skrzętnie wykorzystała Barcelona. Wybiła 25. minuta meczu - szybkie wyjście spod pressingu ekipy Valverde, zamieszanie w środkowej strefie boiska, gdzie najprzytomniej zachował się Rafinha. Brazylijczyk mądrze rozegrał piłkę do Suareza, który genialną wcinką dorzucił młodszemu z braci Alcantara piłkę dosłownie na nos, między bramkarza i obrońców gości, a ten bez najmniejszych problemów pokonał bezradnego Handanovicia. Zasłużone prowadzenie Dumy Katalonii. Patrząc na przebieg meczu, bardzo dziwną decyzją personalną Spallettiego było wystawienie Antonio Candrevy, który kompletnie nie potrafił się odnaleźć na boisku. Nic ciekawego już się nie wydarzyło, a sędzia zakończył pierwszą połowę przy wyniku 1:0.
Jak się okazało po przerwie, nie tylko my zauważyliśmy fatalną grę Candrevy. Spalletti szybko zdiagnozował problem w grze swojej ekipy, stąd wpuszczenie bardzo dynamicznego Matteo Politano. Różnicę w jakości obu panów zdało się zauważyć dosłownie w kilka minut po wejściu Politano. Wprowadził on sporo zamieszania po prawej stronie boiska. Po jednym ze swoich centrostrzałów był bliski zaskoczenia ter Stegena, jednak Niemiec wykazał się w tej sytuacji świetnym refleksem. Wysoki pressing Interu wprowadził sporo zamieszania w poczynania gospodarzy, czego konsekwencją były dwie koszmarne straty Arthura przed polem karnym – na szczęście dla Barcelony nie zakończyły się one stratą bramki. Pomimo tych błędów, warto pochwalić byłego zawodnika Gremio za ten mecz. Coś jest w tym chłopaku, co sprawia, że patrzy się na jego grę z przyjemnością.
Gdyby wydawało się, że Barcelona będzie starać się utrzymać korzystny wynik, świetna kombinacja duetu Coutinho – Suarez, zakończona strzałem Brazylijczyka w poprzeczkę - Handanović byłby bez szans. Inter próbował się odgryzać gospodarzom, ale zawsze czegoś brakowało ekipie Spallettiego. Dobrą zmianę (nie mieszać mi tego z polityką xD) dali Matrinez oraz Keita Balde. Jednak na Barcelonę to było za mało. Jak się gra w piłkę nożną pokazała akcja z 83. minuty meczu, szybka wymiana podań między duetem Rakitić - Vidal, Chorwat genialnym podaniem uruchamia wjeżdżający z głębi pola pociąg Pendolino Jordi Alba, który niczym rasowa 9-tka urwał się próbującemu ratować całą sytuację Skriniarowi i perfekcyjnym strzałem pokonał bezradnego Handanovicia.
Barcelona po strzeleniu drugiej bramki zredukowała bieg do najniższego i dowiozła zasłużone zwycięstwo do końca. Gra gospodarzy mogła się podobać i napawa optymizmem przed zbliżającym się El Clasico. Pomimo braku Messiego, z wyjątkiem kilku gorszych minut na początku drugiej połowy, ekipa Valverde zagrała na wysokim poziomie koncentracji i pewnie wypunktowała drużynę przyjezdnych. Zaskakująco dobrze zagrała para stoperów Pique-Lenglet, wyłączając z gry osamotnionego do czasu wejścia na boisko Politano – Mauro Icardiego. Czy już dziś możemy napisać, że Blaugrana zażegnała kryzys? Nie, poczekałbym z tym do niedzieli, bo to co wystarczyło na Inter, może okazać się za mało na Real Madryt. Jakby nie było, Włosi to jeszcze nie ta półka, co Królewscy.
Jak widać, istnieje życie bez Leo Messiego.
FC Barcelona 2:0 Inter Mediolan (1:0)
Rafinha. 32', Alba. 83'
Barcelona: ter Stegen - Roberto, Pique, Lenglet, Alba - Busquets, Arthur Melo (78.Arturo Vidal), Rakitić - Rafinha (72.Semedo), Suarez, Coutinho (88.Munir)
Inter: Handanović - D'Ambrosio, Skriniar, Miranda, Asamoah - Vecino, Brozović, Candreva (46.Politano), Valero (63.Martinez), Perisić (77.Keita Balde) - Icardi
Stadion: Camp Nou
Sędzia: Ovidiu Hategan (ROU)
[ZOBACZ TEŻ: KOCHAM TEN REAL! xD | S.U.K.A.]