Niech wygra gorszy
W środowy wieczór nie było zbyt wielu ciekawych spotkań Ligi Mistrzów, a przynajmniej na papierze. W zasadzie jedynym starciem godnym uwagi pospolitego kibica był mecz Juventusu z Manchesterem United, choć i on nie musiał być wcale taki ciekawi. W końcu w poprzednim starciu Stara Dama rozpykała Czerwone Diabły, pomimo tego, że grały one u siebie. W Turynie powinno być więc jeszcze gorzej. Bardzo długo żyliśmy z myślą, że właśnie tak będzie, ale skończyło się nieco inaczej.
Pierwsza połowa należała zdecydowanie do Juventusu. Gospodarze mieli dużo więcej sytuacji, choć stuprocentowa była w zasadzie jedna. Khedira znalazł się idealnie w polu karnym, ale po podaniu Ronaldo niedokładnie trafił w piłkę, przez co ta przetoczyła się po murawie muskając ledwie słupek. Gdyby Niemiec jednak był nieco bardziej precyzyjny, De Gea nie miałby żadnych szans. Choć Czerwone Diabły schodziły do szatni z w miarę korzystnym rezultatem, absolutnie nie mogły być zadowolone z tego, jak ten mecz wygląda.
Druga część spotkania zaczęła się tak samo, jak skończyła pierwsza. Juventus dominował. Najpierw niemalże udokumentował to bramką Dybala, ale jego rogal zza pola karnego wylądował na poprzeczce. Potem formalności dopełnił jednak Ronaldo, który wykorzystał kapitalne zagranie Bonucciego. Włoch pominął drugą linię swoją piłką do Portugalczyka, a ten w sytuacji sam na sam nawet nie chciał przyjmować piłki, tylko kropnął ją prosto z woleja. Kiedy wydawało się, że Stara Dama spokojnie dowiezie zasłużone zwycięstwo, Manchester United wywalczył rzut wolny tuż za polem karnym Wojtka Szczęsnego. Ten stały fragment na bramkę zamienił Juan Mata. Kilka minut później goście mieli kolejny rzut wolny, tym razem z boku boiska. Ashley Young dośrodkował świetną piłkę. Była ona na tyle dobra, ze nawet obrońcy Juventusu się pogubili i w efekcie do bramki wbił ją Alex Sandro.
Tym sposobem United zwyciężyło na Allianz Stadium, choć kompletnie nie zasługiwało na to. Nie wynikało to ani z przebiegu gry, anie ze statystyk. Ten mecz jest kapitalnym dowodem na to, że w piłce nożnej nie wygrywa lepszy. Trudno uzasadnić to zwycięstwo czym innym, niż po prostu szczęściem Mikołaj przyszedł do Manchesteru bardzo wcześnie w tym roku. Oznacza to niestety, że w okolicach Boxing Day wypadnie nam Prima Aprilis, z czego kibice tego zespołu oczywiście nie mogą być zbyt zadowoleni.