PSV, jak Ty mnie zaimponowałeś
Bohaterami dzisiejszego spotkania między PSV Eindhoven a FC Barceloną niniejszym ogłaszam gospodarzy z Phillips Stadion. Holendrzy postawili nadzwyczaj piekielne warunki Barcelonie i tylko niesamowite szczęście i posiadanie w swoim składzie Lionela Messiego uchroniło ich od drugiej z rzędu straty punktów w Lidze Mistrzów.
Składy:
PSV Eindhoven: Zoet - Angelino, Viergever, Schwaab, Dumfries - Hendrix, Rosario - Bergwijn, Pereiro, Lozano - de Jong
FC Barcelona: ter Stegen - Alba, Lenglet, Pique, Semedo - Rakitić, Busquets, Vidal - Dembele, Messi, Coutinho
Przed samym spotkaniem, w Barcelonie nastroje były całkiem pozytywne. Poza drobnym potknięciem w meczu z Interem, ich sytuacja w tabeli wyglądała miodnie. Z drugiej strony atmosferę psuł znany nam już Ousmane Dembele, którego prawdopodobnie tylko media i kibice tak źle odbierają, ponieważ koledzy z drużyny, między innymi Sergio Busquets czy Ivan Rakitić, stanęli za rozkapryszonym Francuzem. Jedno trzeba mu jednak oddać, jak chce mu się grać w piłkę, potrafi odmienić losy meczu jak ostatnio przeciwko Atletico Madryt, kiedy rzutem na taśmę w 90 minucie uchronił swoją drużynę przed drugą porażką ligową z rzędu, która ostatni raz miała miejsce w kwietniu 2016 roku. Więc można usprawiedliwić jego obecność na boisku. Tym bardziej, że i tak pewne było wyjście z grupy...no dobra, na 99%. Mógł zatem wybiec na boisko w miejsce Luisa Suareza, któremu z pewnością przyda się trochę odpoczynku.
Wracając jednak do samego spotkania, dawno nie widziałem tak bardzo nierozgarniętej i nierozważnej Barcelony. I tu nie chodzi mi o poszczególne jednostki. Ter Stegen wydawał się nieskoncentrowany na tym co robi, bardzo często bronił dzięki szczęściu. Pique przypominał tego samego Pique z przed miesiąca. Pavard jak zwykle cień samego siebie, chociaż ma potencjał na więcej. Nawet Messi był przez dobre pół godziny niewidoczny. Jedynie od czasu do czasu wyżej wspomniany Dembele, czy Semedo próbowali jakichś akcji ofensywnych. Dużo więcej spodziewałem się też od Coutinho, który pod nieobecność Suareza powinien wziąć na swoje barki dużo więcej odpowiedzialności.
A co tam się działo u Holendrów? Sam nie umiem sobie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nigdy nie widziałem tak dobrze, a zarazem tak pechowo grającej drużyny. Na potwierdzenie moich słów niech wam poświadczy fakt, że po trzech minutach mogli prowadzić jedną bramką, a po 35 minutach przynajmniej czterema. Dwukrotnie farfocla prosto pod nogi gospodarzy posłał sam Marc Andre, którego w jednej sytuacji sam Pan Bóg ochronił, kiedy piłka trafiła w poprzeczkę, a potem po dobitce w słupek. Generalnie w pierwszej połowie Holendrzy obili wszystkie możliwe strony bramki, słupki, poprzeczka. Brakowało tylko tego finalnego podania, wykończenia, celności. Bramka przez całą pierwszą połowę wisiała niziutko w powietrzu i byłem święcie przekonany, że jeśli nie w pierwszej połowie, to w drugiej na pewno jakaś padnie.
Po przerwie podopieczni Marca van Bommela wyszli na boisko właściwie tak samo, jak na początku spotkania. To samo można było powiedzieć o Barcelonie, która w swoim stylu dość statycznie rozgrywała między sobą piłkę, starała się zabić rywali posiadaniem piłki, ale co z tego, skoro żadne kluczowe podanie nie dochodziło do napastników. Obrona PSV była bardzo dobrze ułożona, skoncentrowana. Nie dali się nabierać na sztuczki z wrzutkami Messiego do Alby, czy tym podobne. Pierwsze 20 minut wyglądało i tak identycznie jak 45 minut poprzedniej połowy. Eindhoven traciło akcję za akcją w taki sposób, że i ja nie wierzyłem, czy na bramce Niemca jest jakaś klątwa. W końcu kiedy już jednym okiem właściwie spałem, Messi przeprowadził TĘ akcję, dającą upragnione, a tak niesprawiedliwe prowadzenie.
PSV 0-1 Barcelona 60’ Messi pic.twitter.com/lZklNrAoeq
— İkibucuküst (@detayanalizz) 28 listopada 2018
Muszę uczciwie przyznać, że nie chciałem tego gola. Idąc tokiem sprawiedliwości, to PSV powinno teraz prowadzić. Ale jak się ma takiego Messiego w swoim skłądzie, trzeba się z tym liczyć, że Cię któregoś razu boleśnie skarci i nawet czterech czy pięciu obrońców Ci w tym nie pomoże. Jakby tego było mało, dosłownie kilka minut później, ten sam pcheł stanął do rzutu wolnego i Pique, osoba której najmniej bym się spodziewał, ustawił się w dobrym miejscu o dobrym czasie i zmienił tor lotu piłki, która prawdopodobnie opuściłaby boisko. Zoet mógł tylko odprowadzić piłkę wzrokiem i mamy 2:0 czyli najbardziej niebezpieczny wynik w piłce nożnej.
Pique G. Goal HD - PSV0-2Barcelona 28.11.2018
— Soccer Goals (@SoccerGoals11) 28 listopada 2018
https://t.co/Egku2xaO4B#SofaScore #PSV #BAR
Wreszcie 7 minut przed końcem spotkania, przyszła kryska na matyska, słowa Biblii się dopełniły, gwiazdy ustawiły się w idealny sposób, grawitacja zadziałała jak powinna i PSV strzeliło bramkę kontaktową. Cofam moje słowa co do najbardziej niebezpiecznego wyniku, albowiem grając z taką drużyną, wynik 2:1 jest jak wyrok śmierci i trzeba się zacząć bronić wszystkim co się ma, by nie doprowadzić do utraty punktów, która by raczej nie zabolała sporowo, ponieważ w tym momencie było wiadome kto wygra grupę, a kto z niej spadnie, ale liczy się to, że honor został zachowany.
Ja się tym czasem z Wami żegnam, życzę miłego oglądania jutrzejszej Ligi Europy i widzimy się zaraz po niej, gdzie zrelacjonuję Wam spotkanie Eintrachtu Frankfurt przeciwko Olympique Marsylii. Dobranoc!