Prezydent OM biedniejszy o 100 tys. €
Pamiętacie, gdy nasze media żyły napadem na Arkadiusza Milika? W ten weekend ofiarą podobnej akcji został Jacques-Henri Eyraud, prezydent Olympique Marsylii. To nie pierwszy przypadek rabunku odnotowany na ziemi francuskiej w ostatnich miesiącach na sportowcach.
Rezydencja Jacquesa-Henriego Eyrauda znajduje się w 8. dzielnicy - w jednym z bardziej prestiżowych rejonów miasta. W czasie napadu, na szczęście nikogo nie było w domu. Pan Eyraud towarzyszył swojej drużynie podczas meczu ligowego z Dijon (zwycięstwo OM 2:1), dopiero po powrocie nad ranem zauważył, że w czasie jego nieobecności, miał nieproszonych gości. To był słodko-gorzki wieczór dla Eyrauda.
Na podstawie doniesień francuskich mediów, można zaryzykować pewną tezę. 50-letni Eyraud w dużej mierze jest sam sobie winien całej sytuacji. Włączony alarm mógł zapobiec kradzieży, ale jak się okazało chwila nieuwagi poskutkowała tym, że alarm w tamtej chwili robił wyłącznie za dekorację. Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że skończyło się wyłącznie na przywłaszczeniu biżuterii należącej do małżonki prezydenta o łącznej wartości około 100 tys €. Mogło się to skończyć dużo gorzej, bo mówi się, że OM jest podczas zmian właścicielskich, ale żadne dokumenty nie zostały wykradzione. Trwa jednak czarny okres dla właściciela marsylskiego zespołu, bo od jakiegoś czasu jest celem protestów kibicowskich.
W poprzednich miesiącach ataki dotknęły piłkarzy innego zespołu z Francji, Paris Saint-Germain. W stolicy kraju odnotowano złodziei w domach dwóch piłkarzy pod koniec zeszłego roku - Erica Maxima Choupo-Motinga (złodzieje dwukrotnie weszli do mieszkania - w listopadzie oraz w grudniu) oraz Thiago Silvy (Rabusie wparowali do mieszkania Brazylijczyka w grudniu).