Fekir oddala się od wielkiej kariery
Saga transferowa z udziałem Nabila Fekira była chyba największą taką operą mydlaną zeszłego lata, która nie zakończyła się happy endem. W zasadzie to może i zakończyła, zależy z czyjej perspektywy popatrzymy. Liverpool na pewno ma prawdo być zawiedzionym, bo wzmocniłby się Mistrzem Świata i jednym z najlepszych piłkarzy Ligue 1. Zasilenie się takim gagatkiem prawdopodobnie pomogłoby Liverpoolowi w utrzymaniu przewagi nad Manchesterem City, której w zasadzie już nie ma. Klopp pewnie zawsze roni jedną łezkę, kiedy słyszy nazwisko Fekira.
Transfer ten nie doszedł do skutku zeszłego lata, ale przez kilka dobrych tygodni po okienku mówiło się, ze został on jedynie odłożony w czasie. Przez te nadchodzące miesiące Liverpool miał się dogadać z Lyonem i spokojnie zakupić sobie Fekira. W międzyczasie do walki o Francuza włączyła się też Chelsea. The Blues byli jednak tylko chwilowym epizodem, szybko zorientowali się, że nie mają czym przekonać do siebie tego zawodnika. Ostatnimi czasy media przestały trąbić na jego temat, co było w zasadzie dosyć podejrzane. Teraz już wiemy dlaczego plotki o jego transferze przestały się pojawiać.
Jak podaje "Daily Mirror" Francuz jest bowiem bardzo bliski podpisania nowej umowy z "Olimpijczykami". Obecny kontrakt napastnika wygasa w czerwcu przyszłego roku, więc teoretycznie nie ma wielkiego pośpiechu, by go prolongować, aczkolwiek odpowiednio wcześnie złożona parafka odstraszy potencjalnych kupców. Lyon nie będzie miał wtedy żadnych podstaw, by schodzić z ceny, a jeszcze prawdopodobnie zaznaczy w jego umowie bardzo pokaźną klauzulę odstępnego, która skutecznie zniechęci wszystkie kluby.
Fekir musi mieć jednak świadomość, że jest w idealnym momencie na wielki transfer. Jest w odpowiednim wieku i szczycie swojej formy. Spokojnie odnalazłby się w pierwszym składzie większości czołowych ekip w Europie. Jeśli kiedyś ma być częścią wielkiej transakcji, to właśnie teraz. Podpisanie długiego kontraktu może go uziemić na lata, przez co zwyczajnie prześpi moment na swoją chwałę tak, jak kiedyś zrobił do Michał Pazdan.