Verratti: ''Myślałem o Barcelonie''
Barcelona na rynku transferowym jest pewnego rodzaju przegrywem. Kim się zainteresuje, to i tak go nie dostanie, a kolejni piłkarze uciekają im sprzed nosa. Tym był na przykład Marco Verratti, który już był blisko, już witał się gąską, lecz ostatecznie został w Paryżu...
Był rok 2016. Barcelona dysponowała przeciętną linią pomocy - złożoną z Javiera Mascherano, Sergio Busquetsa oraz Andre Gomesa. Ostatnie miesiące na Camp Nou przeżywał Andres Iniesta, a "Blaugrana" po jego odejściu zostałaby z Ardą Turanem czy Ivanem Rakiticiem. Nazwiska bardzo głośne, lecz przedstawiciele katalońskiego klubu zwrócili uwagę na gracza Paris Saint Germain, o którym słychać niewiele. Marco Verratti znajdował się wówczas w fantastycznej formie. PSG z Włochem w składzie kasowało wszystko, co było do wzięcia (poza Ligą Mistrzów rzecz jasna, bo wciąż nie została odblokowana), a usługami dyrygenta Francuzów zaczęła interesować się Barcelona. Verratti mówi jasno "Myślałem o Barcelonie". Transfer wydawał się naprawdę blisko, lecz wtedy do akcji wkroczyły one - największe media nad Sekwaną, które szybko roztrzęsły gnój z Włochem na spodzie.
Nocne życie w Paryżu trwa tam na okrągło - imprezy w najdroższych klubach są codziennością, a raz po raz można spotkać również znanych piłkarzy. Również tych Paris Saint Germain (oczywiście poza Neymarem, bo najlepsze domówki są z siostrą), którzy w wolnym czasie nie siedzą przed telewizorem. O tym przekonał się Marco Verratti, którego nocne podboje szybko zostały uchwycone przez najbardziej ambitne media na zachodzie.
– Piłkarz nie żyje inaczej niż inni. Mogę wyjść z domu jak każda inna osoba. Jeśli mam dzień wolny to wychodzę, ale był okres, w którym za każdym razem jak wychodziłem z domu, to byłem rozpoznawany. To obróciło się przeciwko mnie i zaczęło się pojawiać, że Marco Verratti wychodzi każdego wieczoru - tłumaczy Włoch dla "RMC Sport". To właśnie mało profesjonalne prowadzenie się, zdecydowało, że Włoch nigdy nie wylądował na Camp Nou. A przynajmniej tak jest zdaniem mediów, które nakręciły coś z niczego - powoli przeradzając się w ekstraklasową publiczność. Mickeya van der Harta zna każdy kibic polskiej ligi. Jego podbój z kebabem przesądził o ekstraklasowej karierze, zamiast podbijania boisk został wysłany do dietetyka. I jak to rozumieć?
Tucznik Van der Hart wygrywa posiadaniem piłki na poziomie Barcelony 😉 pic.twitter.com/oQNnURoo1c
— jarzab1922 (@jarzab1922) October 9, 2019