Super Mario dostanie super pensję w nowym klubie
Mario Balotelli to gość, bez którego piłka nożna byłaby zdecydowanie nudniejsza. W końcu kto potrafi odpalać fajerwerki w swojej łazience na dobę przed jednym z najważniejszych spotkań sezonu? Kto miał problemy z założeniem najzwyklejszej w świecie kamizelki treningowej albo zdecydował się olać rozgrzewkę tylko po to, by udawać, że boczna chorągiewka jest jego penisem? To zaledwie ułamek wybryków Mario Balotellego. Jedno jest pewne. Gdyby ten chłopak miał taką głowę do piłki jak do pierdół, byłby teraz jednym z najlepszych napastników świata. Talentu nikt mu bowiem nie może odmówić, co innego tyczy się pracowitości. To typ zawodnika, którego większość trenerów wolałaby w swojej drużynie nie mieć. Nie wszyscy wychodzą jednak z takiego założenia. Są bowiem tacy, którym na Super Mario bardzo zależy.
Takim menedżerem jest chociażby Rudi Garcia. Francuz prowadzi obecnie Olimpique Marsylię i bardzo zależy mu na tym, by swój skład uzupełnić właśnie włoskim napastnikiem. Podobno Marsylczycy mieli się już dogadać z Niceą odnośnie transferu, a jego potwierdzenie ma być kwestią dni. Olimpijczycy podobno zaoferowali mu kontrakt wiążący go z klubem na trzy lata, na mocy którego stałby się najlepiej zarabiającym piłkarzem w historii klubu.
W tym twierdzeniu upewnia nas zamieszanie, które miało miejsce w ostatnich dniach w Nicei. Balotelli nie zjawił się na treningu zespołu, choć nie wspomniał o tym ani słowem nowemu menedżerowi, Patrickowi Vieirze. Klub starał się ustalić powody jego nieobecności, ale nie udało się to. Informacje wiążące go z Marsylią doskonale uzasadniają jego brak na treningu i możemy w zasadzie pewni, że Mario w Nicei już nie zagra.
W ogóle nie dziwi mnie to zachowanie, jest to dokładnie coś, czego spodziewałbym się po Włochu. Nie rozumiem, jak inny szkoleniowiec może chcieć tak krnąbrnego zawodnika w swoich szeregach. Przecież oczywistym jest, że Balotelli będzie sprawiał tam takie same problemy jak wszędzie indziej, Garcia nie zmieni go jak za dotknięciem magicznej różdżki, nawet jeśli palnąłby go nią w łeb.